sobota, 12 grudnia 2015

27. Ból


Przyznam, że ten rozdział był dla mnie dużym wyzwaniem. Mam nadzieję, że podołałam.

Podkład: The Hanging Tree


           To było jak sen, jak koszmar.
           Przyszło znikąd, nagle i bez ostrzeżenia. Ból zniknął, ale pojawił się strach. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani co się dzieje. Obrazy rozlewały się i jednocześnie rozmywały. Nic nie słyszał, panowała głucha cisza, to ona tak bardzo go przerażała.
           Co chwilę obraz znikał, była tylko czarna pustka  -  tracił przytomność. Nie rozumiał tej sytuacji. Co sprawiło, że znalazł się w takiej sytuacji. Na szczęście ból już nie występował, nie czuł go, nic już nie czuł.
           Starał się poruszyć, ale coś blokowało każdy jego ruch. Czarna pustka stawała się coraz jaśniejsza, gdzieś w oddali pojawiło się światło. Nareszcie głucha cisza się skończyła. Usłyszał coś co przypominało rozmowę kilku osób. Jednak nie było to nic co potrafiłby rozszyfrować. Jednak pocieszył go fakt, że nie jest tu sam. Ktoś tu był, mówił coś, szeptał.
           Z zewnątrz zaczynały dochodzić do niego inne impulsy, poczuł szybko narastający chłód. Mimo, że małe światło dawało poczucie ciepła w tej czarnej otchłani, jemu coraz bardziej było zimno. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek był w takiej sytuacji. Czy to była kara za to co zrobił w swoim życiu, a może to było jego zbawienie. Był gdzieś daleko, nie wiedział nawet gdzie. Z dala od tego wszystkiego. Z dala od wszystkich problemów.
  -  ...to nie wyjście...
  -  ...nie masz tu nic do gadania!
           ,,Halo?"
           Te głosy były bardzo blisko. Jednak nadal czuł, że nie może się poruszyć. Tak bardzo chciał być tam z nimi, ale nic nie mógł zrobić.
           ,,Tu jestem!"
           Krzyczał, ale nikt nie odpowiadał. Nie słyszeli go, bo to wszystko było tylko iluzją. To wszystko nie było prawdą. Jednak głosy nie ucichły. Były coraz bardziej wyraźne.
  -  Trzy miligramy wyciągu Estradusa, raz dwa, raz dwa.
           ,,Ale po co? Kto mówi?"
  -  Draco nie ruszaj się, stary wytrzymaj.
           Znał ten głos. Przez to uspokoił się trochę. Nie przestawał do niego mówić. Cały czas powtarzał tylko, że ma się nie ruszać, że będzie po kłopocie.
           ,,Ale co się dzieje?''
           Mimo tego, że pytał, nie dostał odpowiedzi. Ten ktoś najwyraźniej go nie słyszy. Z każdą kolejną minutą jasne światło powiększało się. W pewnym momencie nabrało więcej kolorów, mimo, że w dalszym ciągu górowała biel to zaczął widzieć też inne kolory. Do tego po jakimś czasie te kolory zaczynały przybierać nierównomierne kształty.
  -  Draco, tutaj doktor Henri Garson jestem uzdrowicielem, słyszysz mnie?
           ,,Doktor? Nadal jestem w szpitalu?"
           Nic nie miało sensu, przecież stamtąd wyszedł. Wyszedł ze szpitala i był na drodze, a potem...
  -  Panie Zabini, niech pan spróbuje, pana zna.
           ,,Blaise? O stary dobrze, że jesteś."
           Jednak jego starania były bez skutku. Nie słyszeli go. Nie potrafił dać im też żadnego znaku, nie potrafił się poruszyć.
           Mrok przeistaczał się w coraz bardziej wyraźne postacie i otoczenie. Kolory nabierały kształtów. Widział już o wiele więcej. Leżał gdzieś, a dookoła było kilka ludzi. Widok jednego z nich napełnił go spokojem.
           ,,Blaise. To naprawdę ty, stary."
  -  Doktorze jakby chciał coś powiedzieć.
           ,,Jasne kretynie."
           Jednak nadal nic mu się nie udawało. Nie potrafił nic powiedzieć, poruszyć się. Przynajmniej już cokolwiek widział. Wyrwał się z tej pustki bez krańców. Chociaż nie do końca jeszcze.
           Te osoby zdawały się robić coś dziwnego. Jednak nie wiedział co. Był tu Blaise, jakiś uzdrowiciel. Coś mu się stało, kiedy był na ulicy. Jednak niczego nie pamiętał. Czuł ból, jednak on ustał. Ale to nie zwiodło go z tropu. Znał się na niektórych rzeczach i wiedział bardzo dobrze, że istnieje wiele ziół które zapobiegają w rozwijaniu się bólu, a także takie które ten ból umarzają. Najwyraźniej miał wypadek. Lecz co się stało dowie się tylko wtedy jak ktoś mu o tym opowie.
  -  Wyjdzie z tego, nie przesadzaj  -  powiedział jeden mężczyzna.
           ,,Dobra wiadomość, ale powiedz jeszcze co mi jest. Nie mogę się ruszać! Ani mówić!"
           Słyszał jakieś szepty, albo po prostu ktoś mówił niewystarczająco głośno by mógł to usłyszeć. Jednak to nie była ich wina. Draco po raz kolejny zaczął pogrążać się w ciemności.
  -  Traci przytomność.
           ,,Nie chce tam wracać. Tam jest zimno i ciemno!"
           Nic jednak nie zrobili, chłopak ponownie zaczął rozróżniać kształty, później kolory, na końcu pozostało mu tylko to małe światełko. Jednak i ono zgasło.
           Czuł się jakby był, ale jednocześnie nie istniał. Znowu nic nie kojarzył, niczego nie słyszał, nic nie widział. Był gdzieś sam daleko, z dala od wszystkiego.

*     *     *

W tym samym czasie

           Mogła się do tego przyzwyczaić. To był cud, że jeszcze żyje. Jednak ta myśl sprawiała, że coraz mniej wierzyła, że kiedykolwiek ujrzy jeszcze bliskich. Że kiedykolwiek  jeszcze będzie żyć normalnie. Nie czuła się za dobrze, jednak to nie było dziwne. Nie wiedziała nawet ile czasu minęło. Miała wrażenie, że z kilka miesięcy.
           Leżała samotnie na łóżku w dość ciemnym pokoju. Z jakiegoś powodu okna były zabite deskami, nie chciała tego oglądać, czułaby się jeszcze bardziej jak w więzieniu. Więc za każdym razem, gdy on wychodził zasłaniała bordowe zasłony. Leżąc tak wpatrywała się w światło, które przenikało przez dziurę między drzwiami i podłogą. To nie wróżyło nic dobrego. Ono nigdy nie świeciło bez powodu.
           Znowu nadchodził, nie rozumiała nadal dlaczego to robił, dlaczego ją odwiedza, dlaczego ją tu trzyma. Mógł ją po prostu zabić, nie żywiłaby się wtedy nadzieją. Jednak on jak to twierdzi, bawi się przez to świetnie. Nie do końca potrafiła to zrozumieć.
           Łzy napłynęły jej do oczu. Kiedy wiedziała, że znowu nadchodzi ogarniało ją przerażenie. Serce jej przyspieszało. Bała się go, nie chciała mieć z nim nic do czynienia. Ale on i tak każdego dnia wracał, każdego dnia straszył swoją obecnością. Po nim nie można było się niczego spodziewać. Każda jego wizyta mogła się źle zakończyć. Nie mogła mieć pewności co przyjdzie mu akurat do głowy. Kiedy przychodził, mogła to być jej ostatnia chwila. Dlatego tak bardzo się bała.
           Zawsze gdy myślała o przyszłości widziała się u boku męża otoczona dziećmi. Myślała, że będzie żyć długo, a umrze ze starości w swoim własnym domu. Była na śmierć zbyt młoda. Nie chciała umierać w ten sposób. Tyle życia było jeszcze przed nią, tyle chciała jeszcze zrobić.
           Była bardzo słaba, nie jadła nic bardzo dawno. Nie chciała nic z tych rzeczy co on przynosił. Przynosił jej jedzenie, ale dla niej było to zbyt trudne, by cokolwiek z tego zjeść. Niekiedy nie miała wyjścia. Chciała zachować jeszcze resztki sił, chciała mieć wszystko na oku to co się działo. Nie mogła się zagłodzić. Lecz ostatnio coraz mniej jadła, po prostu nie mogła się do tego zmusić. Przez to poruszała się resztką sił. Dzisiaj musi to zmienić, zje jeśli cokolwiek przyniesie. Bo jeśli on nie pojawi się kolejne kilka dni, a niekiedy to się zdarzało, to będzie to dla niej niebezpieczne.
           Wszystko dla niej było niebezpieczne, nawet jedzenie. Ale on zawsze z niej żartował, że by jej nie otruł. To wszystko byłoby za proste i mało interesujące.
           Artur.
           Dla niego wiele rzeczy było zabawne, a zwłaszcza jej cierpienie. Jednak to mu nie wystarczało. Najbardziej cieszyły go historie o pewnym blond chłopaku, który utracił swoją ukochaną i próbuje wszystkiego by ją znaleźć. Największą satysfakcje dawało mu obserwowanie tego chłopaka i opowiadanie jej - uwięzionej dziewczynie - wszystkiego ze szczegółami.
           To dobijało ją jeszcze bardziej. Samotna, smutna, przerażona. Do tego dochodziły kolejne zmartwienia, czuła ten ból chłopaka. Sama miała podobny.
           Jej Draco cierpiał.
           Oprócz światła, które widziała, dochodziły jeszcze dźwięki kroków. Już nie było odwrotu. Obróciła się na drugi bok. Przeszył ją ból. Kilka razy zdarzyło się, że Artur uderzył ją z ogromna siłą. Miała przez to wiele ran, co sprawiało, że czuła ogromny ból. Cierpiała fizycznie, on próbował ją wykończyć stopniowo psychicznie, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że również fizycznie.
           Z oczu poleciały kolejne łzy. Spłynęły po jej policzku i opadły na dłoń, na której miała ułożoną twarz. Nie miała już siły na nic, nawet na płacz. Nie okazywała nic - bólu, cierpienia, rozpaczy. Jedynie po łzach można było dowiedzieć się o jej smutku.
           Wzrok miała nieobecny, z mimiki nie można było wyczytać nic oprócz smutku. Dziewczyna bardzo się zmieniła. Bardzo schudła, na twarzy widniały skutki zmęczenia - miała podkrążone oczy - i wygłodzenia.
            Mimo tego wszystkiego nadal się nie poddawała, chociaż sił już jej na to brakowało. Była załamana. Nie wiedziała co złego przyniesie ze sobą dzisiaj Artur. Czuła do niego ogromny niesmak, obrzydzenie. Nie mogła zrozumieć dlaczego stał się takim człowiekiem.
           Już tu był.
  -  Hermionka  -  krzyczał uradowany.  -  Wróciłem! Tęskniłaś?
           Miał dzisiaj doskonały humor. Co oznaczało kłopoty lub złe wieści. Jedno tylko gorsze od drugiego.
           Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Artur. Jak zwykle wyglądał na zadowolonego z siebie. Wysoki brunet stawiał na ubiór klasyczny, tak jak jej ukochany Draco. W porównaniu do niej wyglądał idealnie.
           Magia tego pokoju polegała jakby na magicznej barierze. Pokój nie był pozamykany, dziewczyna mogła bez problemu otworzyć drzwi, czy okna - gdyby nie te deski. Jednak by nic jej to nie dało. Osoba znajdująca się w środku podczas rzucania tego zaklęcia niewidzialnej bariery jakby stawała się częścią tego pokoju. Nie mogła stąd wyjść, nie mogła przekroczyć progu. Wszyscy inni mogli wchodzić i wychodzić. Dodatkowe zabezpieczenie przed mugolami było takie, że oni nie mogli zobaczyć żadnego czarodzieja który był w środku. Jednak to było niepotrzebne. Nikt oprócz Artura tutaj się nie pojawiał.
  -  Dzisiaj mamy trochę więcej jedzenia!
           Hermiona nadal leżała skulona na łóżku, starała się go zignorować, chociaż nie było to łatwe. Serce jej biło sto razy szybciej niż normalnie, kiedy się odzywał przechodził po jej całym ciele dreszcz. Próbowała ukryć łzy, nie chciała by widział jak płacze - to tylko sprawiło mu jeszcze większą satysfakcję.
  -  Nie  -  powiedział z uśmiechem.  -  Dzisiaj nie będziesz mnie ignorować.
           Wszystko co przyniósł położył na stole. Podszedł do oka i rozsunął wszystkie zasłony. W pokoju zrobiło się jaśniej, ale to mu nie wystarczyło.
  -  Masz tu ponuro, po co ci te deski?  -  słychać było sarkazm i rozbawienie w jego głosie, jednak Hermiona nie dała się sprowokować.
           Nie raz, gdy dziewczyna próbowała z nim dyskutować kończyło się to dla niej bardzo źle. Albo dniami bez jedzenia, albo uderzeniem w twarz.
           Artur był dzisiaj na tyle łaskawy, że zignorował na razie jej obojętność. Machnięciem różdżki sprawił, że deski zaczęły się dosłownie rozmywać na oknie. Pokój rozjaśnił się całkowicie, słońca było schowane za chmurami, ale i tak dawało to więcej światła niż mały kulisty żyrandol.
           Chłopak bez słowa zaczął wypakowywać rzeczy, do Hermiony dotarły zapachy, które były jej obce przez ostatni czas.
  -  Mamy truskawki, czekoladę, do tego pizze z kurczakiem i kanapki z sałatką z tej knajpki, no wiesz  -  powiedział roześmiany.  -  Od ,,Bellsa". No musisz znać.
           Spojrzał na dziewczynę. Hermiona nie mogła się powstrzymać, głód zaćmił jej umysł. Siedziała na łóżku i wpatrywała się w każdy jego ruch.
  -  Zainteresowana  -  był tym faktem niezmiernie uradowany.
           Pierwszy raz spojrzał na nią z litością. Jednak szybko obrócił wzrok. To uczucie było mu obce, to słabość  -  nie może jej okazać. Dlaczego taka szlama wzbudziła w nim przez kilka sekund jakąkolwiek litość. Może przez to, że wyglądała tak, a nie inaczej. Widać, że była bardzo wycieńczona, głodna  -  ale to nie jego wina!
  -  Chodź  -  powiedział oschle.
           Miona nie będzie się z nim sprzeczać. Była tak głodna, zależało jej tylko na tym co przyniósł. Jednak wydało się jej to dziwne, że cały czas mówił w liczbie mnogiej - ,,mamy". Jakby miał zamiar z nią zjeść to wszystko. Z drugiej strony nie było to dziwne, jej czegoś takiego by nie przyniósł.
           Usiadła na jednym z krzeseł. Chłopak teraz zaczął się jej uważniej przyglądać.
  -  Marnie wyglądasz  -  powiedział.
           W jego tonie głosu nie było słychać ani nutki złośliwości czy rozbawienia. Powiedział to bardzo poważnie i spokojnie. Dla niej było to nie do uwierzenia, jakaś nowość. Ta zmiana w Arturze bardzo się jej nie podobała, była to zapewne jego kolejna sztuczka.
           Artur widział w niej zawahanie, nie jadła jakby na coś czekała. Usiadł na przeciwko niej i otworzył pudełko z pizzą. Zaczął jeść, starał się unikać jej wzroku. Kiedy tu przyszedł miał doskonały humor, chciał jej opowiedzieć co się dowiedział o Malfoyu, ale nagle stracił zapał. Kiedy tylko zobaczył dziewczynę stracił humor. Pierwszy raz od tak długiego czasu coś się w nim poruszyło, coś dotknęło jego sumienia - mimo, że do tej pory uważał się za człowieka bez ograniczeń.
           Hermiona widząc brak zainteresowania nią wzięła do ust kilka kęsów kanapki, do tego truskawkę i oczywiście czekoladę. W duszy zrobiło się jej przyjemnie. Chociaż małe szczęście ją spotkało przy tej tragedii. I co było największym zaskoczeniem, to wszystko przez chwilę uprzejmości i dobroci Artura.
  -  Dziękuję  -  powiedziała, chociaż ledwo przeszły jej te słowa przez gardło.
           Jednak na Artura, na nieszczęście dziewczyny, te słowa podziałały kompletnie inaczej niż miały. Nagle poczuł w sobie ogromną wściekłość. Lecz nie na nią, a na siebie. Jak mógł okazać jej chodź trochę litości.  Nie tak ten dzień miał wyglądać. Jedzenie miało tylko podburzyć jej zainteresowanie, a on miał jej myśli zatruwać historią, która przydarzyła się jej blond kochasiu.
  -  Zamknij się  -  uderzył pięścią w stół i gwałtownie wstał.
           Wpatrywał się w nią gniewnym wzrokiem.
           Złudne poczucie chwilowego spokoju i bezpieczeństwa ulotniły się z jej serca momentalnie. Łzy stanęły w jej oczach, nie miała pojęcia co ją teraz czeka.
  -  Musisz wiedzieć, że Twój kochany Draco miał wpadek  -  powiedział ze złością.  -  Jest w szpitalu, pewnie się z tego nie wyliże.
           Okłamał ją, ale chciał by cierpiała. Chciał zobaczyć ten ból w jej oczach, chciał znowu poczuć tą satysfakcję. Jednak sekundy leciały. Hermiona wpatrywała się w niego bez żadnego wyrazu twarzy. Jej spojrzenie było puste, niczego nie mógł dostrzec.
           Poczuł ogromną złość. Gwałtownie podszedł do niej i chwycił za szyję. Hermiona krzyknęła. To go tylko zmotywowało. Jednym ruchem chwycił ją jeszcze mocniej i przeciągnął przez pokój. Przywarł ją do ściany, trzymając za szyję. Nie chciał jej udusić. Ale dziewczyna szarpała się nie mogąc złapać tchu. Wpatrywał się nią chłodny wzrokiem.
           Jednak coś w nim pękło. Puścił ją i wyszedł. Bez słowa.
           Hermiona znowu została sama.

*     *     *

  -  Traci przytomność  -  powiedziała jedna z pielęgniarek stojących przy łóżku, na którym był położony chłopak.
           Zaraz po tym jak Draco wyszedł ze szpitala zachowywał się podejrzanie. Blaise był świadkiem tego wszystkiego. Ten wypadek był mało prawdopodobny a jednak się wydarzył. W całej historii odnotowano bardzo mało takich przypadków. Głównie dlatego, że czarodzieje przez większość życia używają teleportacji jako środka transportu. Nie tak często jak mugole przechadzają się po ulicach. Dlatego również taki widok wstrząsnął Zabinim.
           Draco z niewiadomych przyczyn wszedł nagle na ulice. Prosto pod samochód. Dla obu chłopaków to był szok, żaden nic takiego jeszcze nie widział, a ni tym bardziej nie przeżył. Zaraz po tym zdarzeniu mugole zaczynali gromadzić się koło blond chłopaka, który w kałuży swojej krwi leżał na drodze. Samochód jechał szybko, jednak chłopakowi udało się przeżyć. Nie wyglądało to dobrze. Gdyby nie pomoc innych czarodziei mugole zabraliby Dracona do swojego szpitala, jednak wtedy blondyn przeżyłby istne katusze, wiele dni bólu i sto razy gorsze leczenie, nie tak efektowne. Mugolskie sposoby leczenia są dobre, ale nie mogły się równać z magią.
  -  Dobrze, eliksiry działają. Teraz pozostaje skleić kości.
           Nie minęła chwila, a uzdrowiciel poradził sobie ze wszystkim. Nie było to trudne, ale należało wszystko wykonać jak najszybciej by wypadek nie zagrażał życiu chłopaka. Złożenie wszystkich kości i sklejenie trwało zaledwie kilka minut. Środki przeciwbólowe i przyspieszające gojenie ran zadziałały momentalnie, zaraz po podaniu. Draco stracił przytomność, ale to tylko dlatego, że uzdrowiciel zdecydował się na podanie wyciągu z ziaren Makartelly, który uspokajał umysł pacjenta, odcinał go od wszelkich niepotrzebnych zmartwień. W tym przypadku były to dźwięki, obrazy i przede wszystkim ruch. Wyciąg był stosowany już wiele wieków, nigdy nie zawodził.
  -  Zostanę przy nim, aż się obudzi  -  powiedział Blaise do uzdrowiciela.
           Ten tylko skinął głową. Wytłumaczył mu jakie mogą występować objawy po przebudzeniu. W razie jakby wystąpiły jakieś inne powinie go wezwać, ale raczej wszystko będzie dobrze.
           Uzdrowiciel i pielęgniarki wyszły. Został sam z przyjacielem. Jednak on leżał z zamkniętymi oczami. Zanim się ocknie może minąć trochę czasu. Ale i tak zaczeka.

*     *     *

           Minęły dwa dni. Draco czuł się już o wiele lepiej. Dzisiaj wypisał się ze szpitala. Nie było sensu siedzenia tu bezczynnie. W mieszkaniu sam sobie poradzi z takimi ranami. Nie raz już to przerabiał.
  -  Mogę? - to był Zabini w stroju uzdrowiciela praktykanta.
  -  Jasne  -  odburknął blondy.
           Przyjaciel odwiedzał go często, kiedy dowiedział się, że chłopach wypisuje się ze szpitala zdziwił się trochę, ale to rozumiał. Nie przyszedł tu jednak o tym rozmawiać. Miał inną sprawę.
           Wyglądał na dość zadowolonego z siebie. Draco to zauważył. Jednak sam nie był w dobrym humorze. Kiedy dowiedział się, że potrącił go zwykły mugolski samochód dostał szału. Nic nie pamiętał z wypadku. Jego wspomnienia kończyły się na ostrzeżeniu Blaise'a przed samochodem. Po tym pamiętał tylko jak obudził się wczoraj rano z bólem klatki piersiowej.
  -  Wychodzę, nie zatrzymasz mnie.
           Spojrzał na przyjaciela, ale ten i tak się uśmiechał. To zaczynało być irytujące.
  -  Dostałeś tą prace  -  powiedział z uśmiechem.
  -  Że co?  -  zatkało go. Nic z tego nie rozumiał. Przecież jeszcze nic nie zdążył zrobić w tej sprawie. Wszystkie jego plany zrujnował wypadek.
  -  Załatwiłem ci ją, nie dziękuj.
           Uśmiechnął się jeszcze szerze. Draco podziękował mu ze szczerego serca. Wrócił mu dobry humor. To wszystko musiało być snem. Pewnie jeszcze leżał w jakiejś śpiączce i to tylko mu się śniło. To nie była prawda, na pewno nie.
           Blaise widział jego zawahanie. Jednak pokazał Draconowi jego nową umowę o prace. Blondyn w końcu musiał w to uwierzyć. To był niezbity dowód na to, że Zabini nie żartuje.
  -  Także stary idź do domu, ale jutro wróć do pracy.
           Zaśmiał się kolega. Malfoy też, mimo tego, że od śmiechu bolały go jeszcze żebra. Musi wrócić do mieszkania i odpocząć. A jutro zaczyna nową pracę. To będzie niesamowity czas.
  -  Tylko uważaj na samochody  -  powiedział z udawanym przejęciem do Dracona.
           Ten tylko zganił go ręką i wyszedł z pokoju w którym leżał na korytarz zostawiając go samego. Cieszył się niesamowicie. Zabini zdążył go jeszcze poinformować, że to głównie zasługa tego kim Draco jest  -  arystokratą, złotym chłopcem z dobrego domu, synem bogatych ludzi i spadkobiercą ogromnej fortuny i posiadłości. Według Blaise'a szpital liczył tylko na jakieś dotacje, ale gdy zobaczą wielki talent chłopaka zmienią zdanie.  Nie będą przecież trzymać tu jakiegoś głupca bez talentu.
           Kilkanaście minut później był już w mieszkaniu. Było takie jak je zostawił. Poczuł się jeszcze lepiej. Mógł prostu wziąć prysznic i położyć się spać. Musiał się jakoś przygotować na jutro, kiedy to zaczynała się kolejna wielka przygoda  jego życia.
           Jednak gdy wszedł do sypialni wstąpiły w niego stare uczucia - tęsknota. Nowa praca nie sprawi, że zapomni o Hermionie. Nigdy o niej nie zapomni. Jednak nie miał już pomysłów na to jak ją odnaleźć. Jedyne co mógł zrobić to czekać.
           Kiedyś wpadnie na jakiś jej ślad, a wtedy nic go nie powstrzyma.
           Znajdzie ją za wszelką cenę.



_________________________________
Dziękuję mojej Becie  - Księżniczce Dramione

Zachęcam do komentowania:
CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ <3 :D
Za każdy jestem naprawdę wdzięczna. Dosławnie każdy komentarz, nawet zwykła emotikona ":)" daje mi dużo radości :D

2 komentarze:

  1. Super! Trochę długo czekałam ale było warto.Czekam na następne / K.M

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodziłam codziennie łącznie z 13 i ciagle nie wyświetl mi sie nowy rozdział a jak dzisiaj zobaczyłam ze jest i to tak długo to myślałam ze sie załamie! Ale jest super ! Tyle emocji

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!