sobota, 26 grudnia 2015

28. Trzy miesiące


Oto kolejny rozdział. Jednak teraz już trochę będzie inaczej, wracamy do teraźniejszości w której Hermiony nie ma już kilka miesięcy.
Mam nadzieję, że się spodoba!

Podkład: Bird Set Free


Czas obecny - od czasu zniknięcia Hermiony minęły trzy miesiące

          Draco wrócił ze szpitala. To był zadowalający dzień. Jak zawsze wiele się nauczył, ale dzisiaj przynajmniej był tak pogrążony w pracy, że nie myślał o Hermionie.
          Przez te miesiące nie mógł wybaczyć samemu sobie, że ją zostawił w takim momencie. To wszystko przez niego. To on odpowiada za jej zniknięcie. Nie miał pojęcia co się mogło z nią stać. Nie był pewny nawet czy ona żyje. Nie znaleziono jak dotąd ciała, nie uznano jej za martwą, więc jest nadzieja.
  -  Moja Hermionka.
          Był w mieszkaniu, naglę ciszę przerwało mocne stukanie do drzwi i krzyki.
  -  Draco! Wiem, że tam jesteś!!
  -  Kogo niesie  -  Draco nie miał ochoty na gości. Nie było w pobliżu nikogo na kim by mu zależało. Tylko raz na jakiś czas sprawdzał, co u rodziców dziewczyny. Wiedział, że przeżywają to pewnie tak samo jak on, starał się by im niczego nie brakowało. Mimo, że oni pewnie nie wiedzieli o jego istnieniu.
  -  Malfoy!!
          To stawało się już irytujące. Zwlekł się więc z kanapy i podszedł do drzwi. Jeśli jakiś mugol teraz niepotrzebnie robi zamieszanie to wpadnie w szał. Otworzył drzwi.
          Do mieszkania wparowała Ginny. Był zdyszana, nie mogła wydusić z siebie słowa. Chłopak był trochę zszokowany. Ginny tutaj? Ostatni raz widział ją z dwa miesiące temu, kiedy nie wiadomo dlaczego nie była w Hogwarcie. Przyszła do niego by poinformować go, że Ministerstwo nadal nie ma śladów dotyczących zaginięcia Hermiony, oraz że nie chcą zdradzić żadnych szczegółów dotyczących miejsca pobytu i celu misji Rona.
  -  A ty nie w Hogwarcie? Coś się stało?
          Dziewczyna pokiwała głową, zgięła się w pół. Nadal nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa.
          Wydawało mu się to podejrzane. Poczuł dziwny ścisk w żołądku. Ginny tutaj? Czyli musi chodzić o...
  -  Hermiona!?
          Chwycił ją za oba barki i spojrzał jej w oczy.
  -  Powiedz mi, że chodzi o Hermione!
  -  No już już  -  wydyszała.
          Wyciągnęła z kieszeni kurtki kawałek papieru. To była koperta. Podała mu ją.
          Chłopakowi zaczęło mocniej bić serce. Kiedy wyciągnął to co było w środku nogi się pod nim ugięły. To było zdjęcie Hermiony. Ale ani on ani Ginny nie znali tego zdjęcia. To musiało być jakieś nowe. Na nim dziewczyna leżała na łóżku. było widać ją tylko w połowie. Najwyraźniej na czymś leżała, na łóżku. Zdjęcie było trochę przerażające. Miała zamknięte oczy, ale było widać ruch - oddychała. Spała. Nie wyglądała jednak na szczęśliwą. Raczej na zaniedbaną, słabą.
  -  Co to jest?!
  -  Nie wiem. Ja i Harry byliśmy w takim samy szoku co ty.
          Draco nie potrafił skojarzyć żadnych faktów. Jednak to co się działo było prawdą.
  -  Skąd to masz?!  -  był tym bardzo zdenerwowany.
  -  Było w naszej skrzynce. Ale to nie koniec, jest jeszcze kartka.
          Do zdjęcia była dołączony krótki liścik. Draco zignorował fakt, że jakiś list ze zdjęciem zaginionej dziewczyny był tak po prostu w skrzynce Harry'ego i Ginny.
  -  ,,Nie chcę by dziewczyna umarła przed Tobą"  -  Draco gdy to przeczytał wpadł w szał.
          Nie wiedział co ma myśleć. Przez te trzy miesiące starał się pogodzić z myślą, że ją utracił, obwiniał siebie, a teraz dostają jakiś chory liścik z pogróżką, jeszcze to zdjęcie. Draco nie widział o co chodzi, gdzie jest Hermiona, ani kto to napisał.
  -  Ja również jestem w szoku. Nie mam pojęcia kto to mógł wysłać.
          W jego mimikę wdało się zaniepokojenie i zamyślenie. Tą sprawę trzeba było zbadać. Jednak ostrożnie, jeśli zrobiliby coś źle mogłoby się to odbić na losie Hermiony. Ona jednak żyła!
  -  Ja też nie  -  odpowiedział.
  -  Ale wiemy przynajmniej, że ona żyje. Draco!
          Przyglądał się zdjęciu. Tak, to była jego Hermiona. Jego ukochana. Leży nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kto ją więzi i jakie ma zamiary. Jeszcze ten liścik. Nie wiedział czemu, ale czuł, że to jest zaadresowane do niego.
  -  To przeze mnie  -  powiedział Draco.
  -  Nie  -  powiedziała rudowłosa dziewczyna.  -  To niczyja wina. Ty też nie mogłeś tego przewidzieć.
  -  Ale mogłem jej nie zostawiać.
          Nastała cisza. Dziewczyna wiedziała, że to nie wina Dracona. Ale gdy zobaczyła tą rozpacz na jego twarzy wolała już nic nie mówić.
  -  Z Harrym idziemy  do Ministerstwa, zgłosić ten list. Może ta poszlaka ruszy śledztwo do przodu. Może...
  -  Nie  -  powiedział chłodno chłopak.
          Ginny spojrzała na niego pytająco. Chyba o to właśnie walczyli przez ostatnie miesiące. By ruszyć śledztwo dalej. By Hermiona się odnalazła. By wszystko było jak dawniej.
  -  Co jeśli Ministerstwo jest w to wplątane? Tak jak w zaginięcie Rona?
  -  Wiesz dobrze że nie zaginał  -  odpowiedziała szybko. Nie wierzyła w te historyjki o tajnej misji Rona, które opowiadało im Ministerstwo, ale co innego mogli zrobić. Wpierw musieli skupić się na ratowaniu Hermiony, która jak widać na zdjęciu, była przez kogoś przetrzymywana.
  -  A co jeśli?  -  odburknął chłopak.
          Ginny nie chciała słuchać tych bzdur. To nie prawda. Jej brat nie zaginął. Po kilku próbach poznania jego miejsca pobytu Ministerstwo złożyło jego rodzinie oficjalne oświadczenie, że Ron jest cały, jest po prostu na tajnej misji i nic więcej nie mogą powiedzieć. Zapewniali jednak wielokrotnie, że chłopak jest cały i zdrów. Kiedy tylko będzie mógł to wróci.
          Ministerstwo nie miało powodu ukrywać niczego, ani ich wszystkich oszukiwać. Sprawa zaginięcia Hermiony było odrębną sprawą. To nie miało związku. Malfoy po prostu nie mógł się z tym pogodzić.
  -  Nie jest. Draco spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
          Nie chciało mu się w to wierzyć.
  -  Mam nadzieję.
          Ginny lekko się do niego uśmiechnęła, dała mu tym znak, że już wychodzi. Chłopak zamknął za nią drzwi i dalej pogrążył się w swoich myślach.
          Przy wejściu do kamienicy czekał na Ginny Harry.
  -  Jak poszło?
          Nie uważał, że Draco mógłby cokolwiek w tej sprawie wiedzieć. Jednak Ginny uparła się, żeby się tego upewnić. Wróciła do chłopaka na chwilę, tylko na weekend. A akurat wtedy pojawił się ten list. W ich własnej skrzynce. Ktoś wie, gdzie mieszkają. To nie wróżyło nic dobrego. Oznaczało to, że ten ktoś musiał śledzić nie tylko Hermione, ale i Harry'ego i Ginny. Może i Malfoya.
  -  Też nic nie wie. Nic z tego nie rozumiem. Harry, czyli miałam rację, to jest nowe zdjęcie.
          Nie było to stare zdjęcie Miony. Na tym ewidentnie wyglądała na wychudzoną. Jakby ktoś specjalnie ją głodził. To wszystko musiało się skończyć. Jak najszybciej.
  -  Zatem idziemy do Ministerstwa - stwierdził chłopak.
  -  Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów?
  -  Tak, nie ma jak w pracy.
          Uśmiechnął się do niej lekko, a później ruszyli.
          Kilka godzin później było już po sprawie. Kopie listu i zdjęcia zostały włączone do sprawy. Oryginały zostaną poddane sprawdzeniu. Może jakieś ślady lub charakterystyczne zaklęcia, może substancje pomogą w odszukaniu miejsca pobytu dziewczyny.
          Teraz trzeba było czekać, czy trop okażę się właściwy, czy cokolwiek uda im się odnaleźć.
  -  Harry?
          Chłopak spojrzał na swoją narzeczoną. Jest szczęśliwy, że są razem. Nawet nie chce myśleć o tym jakby się czuł na miejscu Dracona. Pierwszy raz w historii mu współczuł. Stracił kogoś na kim mu zależało. Stracił swoją ukochaną. Gdyby to on stracił Ginny nie przeżyłby tego. A Malfoy trzyma  się nawet dobrze. Nie stracił rozumu i nadal stara się odnaleźć Hermione. Nie stracił nadziei, że się jeszcze kiedyś spotkają. Gdyby to on był na jego miejscu również nie przestałby szukać. Już zbyt wiele osób stracił w jego życiu. Ginny nie może stracić. Tylko nie ją.
          Chwycił ją za rękę kiedy szli kamienną ulicą.
  -  Tak?  -  spojrzał na nią po raz kolejny.
  -  O czym myślisz?
  -  O tobie.
          Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Ona również była szczęśliwa. Gdyby tylko jej najlepsza przyjaciółka się odnalazła, wszystko byłoby wspaniale.
  -  Za niedługo Boże Narodzenie.
  -  Tak  -  kiwnął głową chłopak.
          Szli uliczką w stronę ich kamienicy, gdzie znajdowało się ich mieszkanie. Oboje czuli się dobrze, to wszystko było zasługą tej nowej nadziei, która weszła w nich wszystkich po otrzymaniu tego listu.
  -  Tak sobie myślałam...
          Nie wiedziała jak na to jej ukochany zareaguje. To szalony pomysł, ale wydawał się jej dobry. Rozmawiała już o tym z rodzicami. Artur Weasley nie był zbytnio zadowolony, ale kiedy córka opowiedziała mu jak bardzo Draco się zmienił, to wyraził na to swoją zgodę.
  -  Może zaprosimy Dracona na święta?
          Gdyby Harry w tym momencie coś jadł, z pewnością udusiłby się przez to. To był dla niego szok. Jak Ginny mogła na coś takiego wpaść.
          Dziewczyna spodziewała się takiej reakcji więc kontynuowała swoją wypowiedź bardzo szybko. Zanim Harry zdążyłby cokolwiek powiedzieć,
  -  Wiesz, że nie ma nikogo. Teraz nie ma nawet Hermiony. Będzie samotny przez te święta. Może zgodzi się przyjść do nas. Tylko na jeden dzień Harry. W Boże Narodzenie.
  -  Ginny  -  Nie wiedział co powiedzieć. Ale co ma zrobić. Skoro ona uważa, że to dobry pomysł, niech tak będzie.
          Pokiwał głową na znak, że się zgadza. Dziewczyna podziękowała mu buziakiem w policzek.
  -  Tylko tyle?  -  powiedział Harrry z uśmiechem.  -  Za dzień spędzony z odwiecznym wrogiem chcesz mnie przekupić jednym buziakiem?
          Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
  -  Czekaj jak wrócimy do mieszkania  -  oznajmiła z uśmiechem.

*     *     *

          Hermiona stała przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu, nie mogła powstrzymać łez. Przez to wszystko co się dzieję zatracała swoją osobowość. Nigdy nie sądziła, że będzie ją tylko stać na wieczne leżenie bezczynne w łóżku. Przez ten miesiąc płakała już jednak coraz rzadziej. Coraz mniej poruszały ją wszelakie rzeczy. Przyzwyczaiła się również do Artura. Wiedziała już jak obejść się z nim bez żadnego przykrego doświadczenia. Te wydarzenia wzmocniły jej charakter, ale nie oznaczało to, że przestała się bać. Bardzo często strach gościł w jej umyśle. Jednak starała się trzymać tego w co wierzyła, a to była wolność. Przekonywała siebie każdego dnia, że kiedyś będzie wolna, nie ważne w jakim tego słowa znaczeniu.
          Ona się zmieniła, ale też w Arturze dostrzegała zmiany. Był ostatnimi czasy mało konfliktowy. Kiedy wyszedł z głupim pomysłem wspólnego zdjęcia dziewczyna się zdenerwowała, ale ten nic nie zrobił. Jakby zignorował to co mu powiedziała. Nigdy już nie wrócił do tej rozmowy, ale i tak dostał to czego chciał. Podszedł ją kiedy spała, a była wtedy tak bardzo zmęczona, że nie miała nawet siły na jakikolwiek sprzeciw.
          Chłopak nie wykonywał już gwałtownych ruchów przy niej, ani nie krzywdził fizycznie. Można powiedzieć, że zaczął obchodzić się z nią delikatnie. To wzbudzało w niej na początku nieufność, ale z czasem i do tego się przyzwyczaiła.
          Od czasu pamiętnego obiadu, kiedy to Artur powiedział jej o wypadku Dracona, doświadczyła tylko kilku aktów przemocy ze strony młodego śmierciożercy. Hermiona zdawała sobie sprawę z tego, że blondyn przeżył, Artur nie ukrywał tego przed nią, niczego przed nią nie ukrywał. Pewnego dnia dziewczyna odważyła się nawet na podjęcie rozmowy o Ronaldzie, to czego się dowiedziała jej nie zdziwiło. Spodziewała się tego.
  -  Nie wiesz gdzie on jest, prawda?  - zapytała pewnego wieczoru, gdy chłopak przyszedł oświadczyć jej, że jest coraz bardziej znudzony czekaniem. Miał bowiem opracowany pan zemsty na Ślizgonie, a teraz przyszedł czas na punkt o nazwie ,,czekanie". Chciał uśpić czujność chłopaka, by ten z każdym dniem coraz bardziej próbował pogodzić się z utratą ukochanej.
  -  Nie wiem o czym mówisz  -  jego mina zrzedła.
  -  Ron. Nie więzisz go, prawda?  -  pierwszy raz poczuła się, jakby miała przewagę nad chłopakiem.  -  Nie masz zielonego pojęcia gdzie on teraz jest.
          Artur nie chciał jej powiedzieć prawdy, nigdy nie zamierzał. Jednak skoro pytała, to odpowie. Usiadł obok niej, dziewczyna zadrżała, ale się nie cofnęła.
  -  Nie wiem gdzie jest  -  spojrzał na nią swoimi pięknymi, wbrew pozorom łagodnymi, niebieskimi oczami.
          Już od dłuższego czasu porządnie się nad tym zastanawiała, gdyby Artur przetrzymywał Rona to na pewno by się tym pochwalił. Jednak nic o nim nie wspominał od czasu kilku pierwszych rozmów. Kiedy tylko ją tutaj przyniósł przeprowadził z nią kilka rozmów, jednak chciała o tym jak najszybciej zapomnieć. Opowiedział jej o wszystkim: o tym jak zmienił się w motelu w Rona i napisał do niej list, o tym jak zmienił się w Jamie'ego i przyprowadził tutaj. Nie drążyła już tego tematu, nie chciała znać szczegółów.
          Wciąż stała przed lustrem i wpatrywała się w swoje zmęczone oczy i zaniedbane włosy. Łzy spływały jej po policzkach, szyi i znikały pod bluzką. Nie mogła ich powstrzymać. Nie wiedziała czy będzie w stanie żyć tak dłużej, to wszystko było szaleństwem. Brakowało jej kontaktu z ludźmi, Artur uspokoił się na tyle, że już przyłapywała samą siebie na tym, że cieszyła się z odwiedzin. Chociaż z całego serca nienawidziła go i chciała być wolna, to jednak musiała docenić to co ma. A jeszcze posiadała swoje życie, chociaż było marne.
  -  Hermionko? Gdzie jesteś?
          Dzisiaj nie spodziewała się jego wizyty. Poczuła w sercu niepokój, zazwyczaj przychodził do niej z dobrym humorem, zdarzały się wyjątki, ale to nie kończyło się dobrze.
          Nie odezwała się, spuściła jedynie wzrok, a dłońmi oparła się o brzeg umywalki. Dzisiaj nie był jeden z jej najlepszych dni. Zazwyczaj miała w sobie więcej pozytywnego myślenia, dzisiaj jednak górowały u niej smętne myśli. Niektóre z nich były nawet przerażające.
  -  Tu jesteś  -  powiedział lekko poirytowany.
          Dziewczyna zdążyła tylko szybko wytrzeć w rękaw swoje łzy, ponieważ on zaraz zjawił się przy niej i jednym ruchem - chwytając za rękę - obrócił ją tak, by spojrzała mu prosto w twarz.
          Był przystojnym młodym mężczyzną, mimo to Hermionie nie chodziły teraz takie rzeczy po głowie. Artur był jej porywaczem, jeszcze miesiąc może dwa miesiące temu panicznie się go bała. Nie potrafiła inaczej na niego spojrzeć jak na złego śmierciożercę, który jednak nie okazał się aż tak okrutny jak kiedyś sądziła.
  -  Co?  -  zapytała się z powagą na twarzy, nagle łzy przestały płynąć, w sercu poczuła lekki niepokój, ale nie przestraszyła się jego czynu.
          Chłopak miał różne nastroje, lecz nie chciał okazać, że się go boi, z czasem udawało się jej to coraz lepiej. Niekiedy strasznie go to denerwowało, dlatego dostawała po twarzy, albo był dwa dni bez jedzenia. Jednak nic poważniejszego się nigdy nie stało. Jeden jedyny raz zachował się jakby chciał jej śmierci, zachował się tak jakby chciał ją udusić. Ale nic poważniejszego się nie stało.
  -  Nie co, a co proszę jak już  -  warknął.
          Pociągnął ją za rękę i bez żadnego zawahanie popchnął z całej siły, że wylądowała na ziemi.
  -  O co ci chodzi!?  -  Hermiona była zdezorientowana. Nie potrafiła zrozumieć co go napadło. Ona przecież nic nie zrobiła!
  -  Co się stało pytasz  -  chłopak uśmiechnął się krzywo, ale to raczej nie z radości. Jego mina mówiła teraz tylko jedno. Był wściekły.
  -  Owszem!  -  Hermiona wstał z ziemi, chociaż dopiero w ostatniej sekundzie zorientowała się, że to był błąd. Chłopak gwałtownie podszedł do niej, chwycił ją za rękę i szarpnął w swoją stronę. Drugą ręką uchwycił jej podbródek i skierował w swoją stronę. Jeszcze raz chciał spojrzeć w jej oczy, by móc to powiedzieć.
  -  Twój kochany Draco zmarnował szanse  -  jednak ona nic z tego nie rozumiała. Chłopak nigdy nie wprowadzał ją w szczegóły swojego planu, nie miał po co jej tego mówić.  -  Wplątał w to po raz kolejny Ministerstwo.
          Chłopak pokiwał głową na znak niezadowolenia. Wyglądał na zaskoczonego takim posunięciem blondyna. Hermione coraz bardziej zaczął ogarniać strach.
  -  Myślałem, że objedzie się bez tego  -  ponownie przemówił.  -  Jednak Malfoy nie pozostawił mi wyboru. Przecież zabawa musi się zacząć.
          Hermiona unikała jego wzroku, ale w pewnym momencie się załamała. Spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami i dostrzegła nutę zawahania. Jednak później wszystko potoczyło się bardzo szybko.
  -  Wybacz  -  uśmiechnął się szyderczo.
          Chwycił ją za szyję i po raz kolejny rzucił nią o ziemię. Dziewczyna krztusiła się, nie podniosła z powrotem. Jednak nie musiała bo on jednym szarpnięciem znów postawił ją na nogi. Spojrzał na nią, ale w oczach nie było ani odrobiny litości. Popchnął ją tym razem w stronę ściany, z gardła dziewczyny wydobył się przeraźliwy krzyk. Jednak to go nie zatrzymało. Jednym ciosem w brzuch i twarz spowodował, że dziewczyna sama osunęła się na podłogę. Z wargi i nosa płynęła jej krew, mieszała się ze łzami które niekontrolowanie wydostawały się z jej oczu.
  -  Chcę byś poprosiła go o pomoc!  -  krzyknął i po raz kolejny szarpnięciem za ramię postawił ją do pionu. Mocno trzymał ją w uścisku.
          Dziewczyna wpadła w histerię, kręciła głową na znak, że nie potrafi. Z jej gardła nie chciały wydobyć się żadne słowa. Widziała ten szał w jego oczach, tą złość przeniesioną na ciosy. Przez to uderzenie kręciło się jej w głowie.
  -  Proś!  -  rozkazał chłopak i z całej siły przerzucił nią kilka kroków dalej, jednak sama nie potrafiła się utrzymać na nogach i ponownie wylądowała na podłodze w pobliżu łóżka.
          Miała nieobecny wzrok, ból nasilał się z każdym jej ruchem. Już dłużej nie da rady. Przed oczami świat jej zawirował a później zaczął znikać w ciemnej mgle. Ostatnią rzecz jaką zobaczyła był klękający przed nią Artur.


*     *     *

  -  To był błąd. Cholera!
          Draco szwendał się po swoim pokoju. Nie mógł powstrzymać swojej złości. Niedawno znalazł w swojej skrzynce kolejny list. Również ze zdjęciem.
  -  No nie wytrzymam!
          Krzyczał na cały głos. Nie przejmował się niczym w tym momencie. Miał gdzieś, że sąsiedzi usłyszą. Jedyne co miało znaczenie w tej chwili to dopadnięcie tego drania. Jeśli znajdzie odpowiedzialnego za to wszytko powyrywa mu po kolei każdy palec, każdą kończynę, organ z jego ciała. Płonął cały wściekłością.
          Na zdjęciu była Hermiona. Tym razem leżała na podłodze. Jednak twarz była poklejona jej własną krwią, miała sińce pod okiem i spuchniętą warkę. Ten widok powalił go jeszcze bardziej.
          Ktoś umyślnie ją pobił i przysłał mu zdjęcie. Do tego była załączona karteczka:

,,Nie było w to mieszać Ministerstwa. 
Ale dziewczyna dostaje drugą szanse, nie zepsuj tego.
Gra toczy się dalej. Za każdy Twój błąd zapłaci ona. Strzeż się.
A."

          Znał tylko jedną osobę zdolną do tego wszystkiego. Nie miał wątpliwości kto to zrobił. Kto idealnie zaplanował to wszystko. Kto był na tyle przebiegły i okrutny by to zrobić. Nie znał tego człowieka od dzisiaj. Wiedział do czego jest zdolny się posunąć by osiągnąć swój cel.
          Artur.
          Jednak nie wiedział co tak naprawdę jest jego celem. Gdyby była to Hermiona, chodź trudno było mu nawet o tym pomyśleć, już by dawno nie żyła. Chłopak nie ma w sobie ani trochę litości. Jego celem był ktoś inny. Ktoś kto cierpiał z powodu nieobecności dziewczyny.
          Celem był on sam.
  -  Wybacz Hermiono, że cię w to wszystko wplątałem  -  powiedział wpatrując się w zdjęcie. - Tak mi przykro.




_____________________________________
Bardzo dziękuje mojej Becie  -  Księżniczce Dramione 
CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :D
Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak ważna jest dla mnie wasza opinia. Każdy komentarz jest dobry, nawet zwykła emotikona ":)" - to jest dla mnie znak, że czytacie. Wam nie zajmuje to wiele czasu, a mnie to bardzo cieszy i motywuje, więc nie wstydźcie się a piszcie ^^

sobota, 12 grudnia 2015

27. Ból


Przyznam, że ten rozdział był dla mnie dużym wyzwaniem. Mam nadzieję, że podołałam.

Podkład: The Hanging Tree


           To było jak sen, jak koszmar.
           Przyszło znikąd, nagle i bez ostrzeżenia. Ból zniknął, ale pojawił się strach. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani co się dzieje. Obrazy rozlewały się i jednocześnie rozmywały. Nic nie słyszał, panowała głucha cisza, to ona tak bardzo go przerażała.
           Co chwilę obraz znikał, była tylko czarna pustka  -  tracił przytomność. Nie rozumiał tej sytuacji. Co sprawiło, że znalazł się w takiej sytuacji. Na szczęście ból już nie występował, nie czuł go, nic już nie czuł.
           Starał się poruszyć, ale coś blokowało każdy jego ruch. Czarna pustka stawała się coraz jaśniejsza, gdzieś w oddali pojawiło się światło. Nareszcie głucha cisza się skończyła. Usłyszał coś co przypominało rozmowę kilku osób. Jednak nie było to nic co potrafiłby rozszyfrować. Jednak pocieszył go fakt, że nie jest tu sam. Ktoś tu był, mówił coś, szeptał.
           Z zewnątrz zaczynały dochodzić do niego inne impulsy, poczuł szybko narastający chłód. Mimo, że małe światło dawało poczucie ciepła w tej czarnej otchłani, jemu coraz bardziej było zimno. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek był w takiej sytuacji. Czy to była kara za to co zrobił w swoim życiu, a może to było jego zbawienie. Był gdzieś daleko, nie wiedział nawet gdzie. Z dala od tego wszystkiego. Z dala od wszystkich problemów.
  -  ...to nie wyjście...
  -  ...nie masz tu nic do gadania!
           ,,Halo?"
           Te głosy były bardzo blisko. Jednak nadal czuł, że nie może się poruszyć. Tak bardzo chciał być tam z nimi, ale nic nie mógł zrobić.
           ,,Tu jestem!"
           Krzyczał, ale nikt nie odpowiadał. Nie słyszeli go, bo to wszystko było tylko iluzją. To wszystko nie było prawdą. Jednak głosy nie ucichły. Były coraz bardziej wyraźne.
  -  Trzy miligramy wyciągu Estradusa, raz dwa, raz dwa.
           ,,Ale po co? Kto mówi?"
  -  Draco nie ruszaj się, stary wytrzymaj.
           Znał ten głos. Przez to uspokoił się trochę. Nie przestawał do niego mówić. Cały czas powtarzał tylko, że ma się nie ruszać, że będzie po kłopocie.
           ,,Ale co się dzieje?''
           Mimo tego, że pytał, nie dostał odpowiedzi. Ten ktoś najwyraźniej go nie słyszy. Z każdą kolejną minutą jasne światło powiększało się. W pewnym momencie nabrało więcej kolorów, mimo, że w dalszym ciągu górowała biel to zaczął widzieć też inne kolory. Do tego po jakimś czasie te kolory zaczynały przybierać nierównomierne kształty.
  -  Draco, tutaj doktor Henri Garson jestem uzdrowicielem, słyszysz mnie?
           ,,Doktor? Nadal jestem w szpitalu?"
           Nic nie miało sensu, przecież stamtąd wyszedł. Wyszedł ze szpitala i był na drodze, a potem...
  -  Panie Zabini, niech pan spróbuje, pana zna.
           ,,Blaise? O stary dobrze, że jesteś."
           Jednak jego starania były bez skutku. Nie słyszeli go. Nie potrafił dać im też żadnego znaku, nie potrafił się poruszyć.
           Mrok przeistaczał się w coraz bardziej wyraźne postacie i otoczenie. Kolory nabierały kształtów. Widział już o wiele więcej. Leżał gdzieś, a dookoła było kilka ludzi. Widok jednego z nich napełnił go spokojem.
           ,,Blaise. To naprawdę ty, stary."
  -  Doktorze jakby chciał coś powiedzieć.
           ,,Jasne kretynie."
           Jednak nadal nic mu się nie udawało. Nie potrafił nic powiedzieć, poruszyć się. Przynajmniej już cokolwiek widział. Wyrwał się z tej pustki bez krańców. Chociaż nie do końca jeszcze.
           Te osoby zdawały się robić coś dziwnego. Jednak nie wiedział co. Był tu Blaise, jakiś uzdrowiciel. Coś mu się stało, kiedy był na ulicy. Jednak niczego nie pamiętał. Czuł ból, jednak on ustał. Ale to nie zwiodło go z tropu. Znał się na niektórych rzeczach i wiedział bardzo dobrze, że istnieje wiele ziół które zapobiegają w rozwijaniu się bólu, a także takie które ten ból umarzają. Najwyraźniej miał wypadek. Lecz co się stało dowie się tylko wtedy jak ktoś mu o tym opowie.
  -  Wyjdzie z tego, nie przesadzaj  -  powiedział jeden mężczyzna.
           ,,Dobra wiadomość, ale powiedz jeszcze co mi jest. Nie mogę się ruszać! Ani mówić!"
           Słyszał jakieś szepty, albo po prostu ktoś mówił niewystarczająco głośno by mógł to usłyszeć. Jednak to nie była ich wina. Draco po raz kolejny zaczął pogrążać się w ciemności.
  -  Traci przytomność.
           ,,Nie chce tam wracać. Tam jest zimno i ciemno!"
           Nic jednak nie zrobili, chłopak ponownie zaczął rozróżniać kształty, później kolory, na końcu pozostało mu tylko to małe światełko. Jednak i ono zgasło.
           Czuł się jakby był, ale jednocześnie nie istniał. Znowu nic nie kojarzył, niczego nie słyszał, nic nie widział. Był gdzieś sam daleko, z dala od wszystkiego.

*     *     *

W tym samym czasie

           Mogła się do tego przyzwyczaić. To był cud, że jeszcze żyje. Jednak ta myśl sprawiała, że coraz mniej wierzyła, że kiedykolwiek ujrzy jeszcze bliskich. Że kiedykolwiek  jeszcze będzie żyć normalnie. Nie czuła się za dobrze, jednak to nie było dziwne. Nie wiedziała nawet ile czasu minęło. Miała wrażenie, że z kilka miesięcy.
           Leżała samotnie na łóżku w dość ciemnym pokoju. Z jakiegoś powodu okna były zabite deskami, nie chciała tego oglądać, czułaby się jeszcze bardziej jak w więzieniu. Więc za każdym razem, gdy on wychodził zasłaniała bordowe zasłony. Leżąc tak wpatrywała się w światło, które przenikało przez dziurę między drzwiami i podłogą. To nie wróżyło nic dobrego. Ono nigdy nie świeciło bez powodu.
           Znowu nadchodził, nie rozumiała nadal dlaczego to robił, dlaczego ją odwiedza, dlaczego ją tu trzyma. Mógł ją po prostu zabić, nie żywiłaby się wtedy nadzieją. Jednak on jak to twierdzi, bawi się przez to świetnie. Nie do końca potrafiła to zrozumieć.
           Łzy napłynęły jej do oczu. Kiedy wiedziała, że znowu nadchodzi ogarniało ją przerażenie. Serce jej przyspieszało. Bała się go, nie chciała mieć z nim nic do czynienia. Ale on i tak każdego dnia wracał, każdego dnia straszył swoją obecnością. Po nim nie można było się niczego spodziewać. Każda jego wizyta mogła się źle zakończyć. Nie mogła mieć pewności co przyjdzie mu akurat do głowy. Kiedy przychodził, mogła to być jej ostatnia chwila. Dlatego tak bardzo się bała.
           Zawsze gdy myślała o przyszłości widziała się u boku męża otoczona dziećmi. Myślała, że będzie żyć długo, a umrze ze starości w swoim własnym domu. Była na śmierć zbyt młoda. Nie chciała umierać w ten sposób. Tyle życia było jeszcze przed nią, tyle chciała jeszcze zrobić.
           Była bardzo słaba, nie jadła nic bardzo dawno. Nie chciała nic z tych rzeczy co on przynosił. Przynosił jej jedzenie, ale dla niej było to zbyt trudne, by cokolwiek z tego zjeść. Niekiedy nie miała wyjścia. Chciała zachować jeszcze resztki sił, chciała mieć wszystko na oku to co się działo. Nie mogła się zagłodzić. Lecz ostatnio coraz mniej jadła, po prostu nie mogła się do tego zmusić. Przez to poruszała się resztką sił. Dzisiaj musi to zmienić, zje jeśli cokolwiek przyniesie. Bo jeśli on nie pojawi się kolejne kilka dni, a niekiedy to się zdarzało, to będzie to dla niej niebezpieczne.
           Wszystko dla niej było niebezpieczne, nawet jedzenie. Ale on zawsze z niej żartował, że by jej nie otruł. To wszystko byłoby za proste i mało interesujące.
           Artur.
           Dla niego wiele rzeczy było zabawne, a zwłaszcza jej cierpienie. Jednak to mu nie wystarczało. Najbardziej cieszyły go historie o pewnym blond chłopaku, który utracił swoją ukochaną i próbuje wszystkiego by ją znaleźć. Największą satysfakcje dawało mu obserwowanie tego chłopaka i opowiadanie jej - uwięzionej dziewczynie - wszystkiego ze szczegółami.
           To dobijało ją jeszcze bardziej. Samotna, smutna, przerażona. Do tego dochodziły kolejne zmartwienia, czuła ten ból chłopaka. Sama miała podobny.
           Jej Draco cierpiał.
           Oprócz światła, które widziała, dochodziły jeszcze dźwięki kroków. Już nie było odwrotu. Obróciła się na drugi bok. Przeszył ją ból. Kilka razy zdarzyło się, że Artur uderzył ją z ogromna siłą. Miała przez to wiele ran, co sprawiało, że czuła ogromny ból. Cierpiała fizycznie, on próbował ją wykończyć stopniowo psychicznie, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że również fizycznie.
           Z oczu poleciały kolejne łzy. Spłynęły po jej policzku i opadły na dłoń, na której miała ułożoną twarz. Nie miała już siły na nic, nawet na płacz. Nie okazywała nic - bólu, cierpienia, rozpaczy. Jedynie po łzach można było dowiedzieć się o jej smutku.
           Wzrok miała nieobecny, z mimiki nie można było wyczytać nic oprócz smutku. Dziewczyna bardzo się zmieniła. Bardzo schudła, na twarzy widniały skutki zmęczenia - miała podkrążone oczy - i wygłodzenia.
            Mimo tego wszystkiego nadal się nie poddawała, chociaż sił już jej na to brakowało. Była załamana. Nie wiedziała co złego przyniesie ze sobą dzisiaj Artur. Czuła do niego ogromny niesmak, obrzydzenie. Nie mogła zrozumieć dlaczego stał się takim człowiekiem.
           Już tu był.
  -  Hermionka  -  krzyczał uradowany.  -  Wróciłem! Tęskniłaś?
           Miał dzisiaj doskonały humor. Co oznaczało kłopoty lub złe wieści. Jedno tylko gorsze od drugiego.
           Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Artur. Jak zwykle wyglądał na zadowolonego z siebie. Wysoki brunet stawiał na ubiór klasyczny, tak jak jej ukochany Draco. W porównaniu do niej wyglądał idealnie.
           Magia tego pokoju polegała jakby na magicznej barierze. Pokój nie był pozamykany, dziewczyna mogła bez problemu otworzyć drzwi, czy okna - gdyby nie te deski. Jednak by nic jej to nie dało. Osoba znajdująca się w środku podczas rzucania tego zaklęcia niewidzialnej bariery jakby stawała się częścią tego pokoju. Nie mogła stąd wyjść, nie mogła przekroczyć progu. Wszyscy inni mogli wchodzić i wychodzić. Dodatkowe zabezpieczenie przed mugolami było takie, że oni nie mogli zobaczyć żadnego czarodzieja który był w środku. Jednak to było niepotrzebne. Nikt oprócz Artura tutaj się nie pojawiał.
  -  Dzisiaj mamy trochę więcej jedzenia!
           Hermiona nadal leżała skulona na łóżku, starała się go zignorować, chociaż nie było to łatwe. Serce jej biło sto razy szybciej niż normalnie, kiedy się odzywał przechodził po jej całym ciele dreszcz. Próbowała ukryć łzy, nie chciała by widział jak płacze - to tylko sprawiło mu jeszcze większą satysfakcję.
  -  Nie  -  powiedział z uśmiechem.  -  Dzisiaj nie będziesz mnie ignorować.
           Wszystko co przyniósł położył na stole. Podszedł do oka i rozsunął wszystkie zasłony. W pokoju zrobiło się jaśniej, ale to mu nie wystarczyło.
  -  Masz tu ponuro, po co ci te deski?  -  słychać było sarkazm i rozbawienie w jego głosie, jednak Hermiona nie dała się sprowokować.
           Nie raz, gdy dziewczyna próbowała z nim dyskutować kończyło się to dla niej bardzo źle. Albo dniami bez jedzenia, albo uderzeniem w twarz.
           Artur był dzisiaj na tyle łaskawy, że zignorował na razie jej obojętność. Machnięciem różdżki sprawił, że deski zaczęły się dosłownie rozmywać na oknie. Pokój rozjaśnił się całkowicie, słońca było schowane za chmurami, ale i tak dawało to więcej światła niż mały kulisty żyrandol.
           Chłopak bez słowa zaczął wypakowywać rzeczy, do Hermiony dotarły zapachy, które były jej obce przez ostatni czas.
  -  Mamy truskawki, czekoladę, do tego pizze z kurczakiem i kanapki z sałatką z tej knajpki, no wiesz  -  powiedział roześmiany.  -  Od ,,Bellsa". No musisz znać.
           Spojrzał na dziewczynę. Hermiona nie mogła się powstrzymać, głód zaćmił jej umysł. Siedziała na łóżku i wpatrywała się w każdy jego ruch.
  -  Zainteresowana  -  był tym faktem niezmiernie uradowany.
           Pierwszy raz spojrzał na nią z litością. Jednak szybko obrócił wzrok. To uczucie było mu obce, to słabość  -  nie może jej okazać. Dlaczego taka szlama wzbudziła w nim przez kilka sekund jakąkolwiek litość. Może przez to, że wyglądała tak, a nie inaczej. Widać, że była bardzo wycieńczona, głodna  -  ale to nie jego wina!
  -  Chodź  -  powiedział oschle.
           Miona nie będzie się z nim sprzeczać. Była tak głodna, zależało jej tylko na tym co przyniósł. Jednak wydało się jej to dziwne, że cały czas mówił w liczbie mnogiej - ,,mamy". Jakby miał zamiar z nią zjeść to wszystko. Z drugiej strony nie było to dziwne, jej czegoś takiego by nie przyniósł.
           Usiadła na jednym z krzeseł. Chłopak teraz zaczął się jej uważniej przyglądać.
  -  Marnie wyglądasz  -  powiedział.
           W jego tonie głosu nie było słychać ani nutki złośliwości czy rozbawienia. Powiedział to bardzo poważnie i spokojnie. Dla niej było to nie do uwierzenia, jakaś nowość. Ta zmiana w Arturze bardzo się jej nie podobała, była to zapewne jego kolejna sztuczka.
           Artur widział w niej zawahanie, nie jadła jakby na coś czekała. Usiadł na przeciwko niej i otworzył pudełko z pizzą. Zaczął jeść, starał się unikać jej wzroku. Kiedy tu przyszedł miał doskonały humor, chciał jej opowiedzieć co się dowiedział o Malfoyu, ale nagle stracił zapał. Kiedy tylko zobaczył dziewczynę stracił humor. Pierwszy raz od tak długiego czasu coś się w nim poruszyło, coś dotknęło jego sumienia - mimo, że do tej pory uważał się za człowieka bez ograniczeń.
           Hermiona widząc brak zainteresowania nią wzięła do ust kilka kęsów kanapki, do tego truskawkę i oczywiście czekoladę. W duszy zrobiło się jej przyjemnie. Chociaż małe szczęście ją spotkało przy tej tragedii. I co było największym zaskoczeniem, to wszystko przez chwilę uprzejmości i dobroci Artura.
  -  Dziękuję  -  powiedziała, chociaż ledwo przeszły jej te słowa przez gardło.
           Jednak na Artura, na nieszczęście dziewczyny, te słowa podziałały kompletnie inaczej niż miały. Nagle poczuł w sobie ogromną wściekłość. Lecz nie na nią, a na siebie. Jak mógł okazać jej chodź trochę litości.  Nie tak ten dzień miał wyglądać. Jedzenie miało tylko podburzyć jej zainteresowanie, a on miał jej myśli zatruwać historią, która przydarzyła się jej blond kochasiu.
  -  Zamknij się  -  uderzył pięścią w stół i gwałtownie wstał.
           Wpatrywał się w nią gniewnym wzrokiem.
           Złudne poczucie chwilowego spokoju i bezpieczeństwa ulotniły się z jej serca momentalnie. Łzy stanęły w jej oczach, nie miała pojęcia co ją teraz czeka.
  -  Musisz wiedzieć, że Twój kochany Draco miał wpadek  -  powiedział ze złością.  -  Jest w szpitalu, pewnie się z tego nie wyliże.
           Okłamał ją, ale chciał by cierpiała. Chciał zobaczyć ten ból w jej oczach, chciał znowu poczuć tą satysfakcję. Jednak sekundy leciały. Hermiona wpatrywała się w niego bez żadnego wyrazu twarzy. Jej spojrzenie było puste, niczego nie mógł dostrzec.
           Poczuł ogromną złość. Gwałtownie podszedł do niej i chwycił za szyję. Hermiona krzyknęła. To go tylko zmotywowało. Jednym ruchem chwycił ją jeszcze mocniej i przeciągnął przez pokój. Przywarł ją do ściany, trzymając za szyję. Nie chciał jej udusić. Ale dziewczyna szarpała się nie mogąc złapać tchu. Wpatrywał się nią chłodny wzrokiem.
           Jednak coś w nim pękło. Puścił ją i wyszedł. Bez słowa.
           Hermiona znowu została sama.

*     *     *

  -  Traci przytomność  -  powiedziała jedna z pielęgniarek stojących przy łóżku, na którym był położony chłopak.
           Zaraz po tym jak Draco wyszedł ze szpitala zachowywał się podejrzanie. Blaise był świadkiem tego wszystkiego. Ten wypadek był mało prawdopodobny a jednak się wydarzył. W całej historii odnotowano bardzo mało takich przypadków. Głównie dlatego, że czarodzieje przez większość życia używają teleportacji jako środka transportu. Nie tak często jak mugole przechadzają się po ulicach. Dlatego również taki widok wstrząsnął Zabinim.
           Draco z niewiadomych przyczyn wszedł nagle na ulice. Prosto pod samochód. Dla obu chłopaków to był szok, żaden nic takiego jeszcze nie widział, a ni tym bardziej nie przeżył. Zaraz po tym zdarzeniu mugole zaczynali gromadzić się koło blond chłopaka, który w kałuży swojej krwi leżał na drodze. Samochód jechał szybko, jednak chłopakowi udało się przeżyć. Nie wyglądało to dobrze. Gdyby nie pomoc innych czarodziei mugole zabraliby Dracona do swojego szpitala, jednak wtedy blondyn przeżyłby istne katusze, wiele dni bólu i sto razy gorsze leczenie, nie tak efektowne. Mugolskie sposoby leczenia są dobre, ale nie mogły się równać z magią.
  -  Dobrze, eliksiry działają. Teraz pozostaje skleić kości.
           Nie minęła chwila, a uzdrowiciel poradził sobie ze wszystkim. Nie było to trudne, ale należało wszystko wykonać jak najszybciej by wypadek nie zagrażał życiu chłopaka. Złożenie wszystkich kości i sklejenie trwało zaledwie kilka minut. Środki przeciwbólowe i przyspieszające gojenie ran zadziałały momentalnie, zaraz po podaniu. Draco stracił przytomność, ale to tylko dlatego, że uzdrowiciel zdecydował się na podanie wyciągu z ziaren Makartelly, który uspokajał umysł pacjenta, odcinał go od wszelkich niepotrzebnych zmartwień. W tym przypadku były to dźwięki, obrazy i przede wszystkim ruch. Wyciąg był stosowany już wiele wieków, nigdy nie zawodził.
  -  Zostanę przy nim, aż się obudzi  -  powiedział Blaise do uzdrowiciela.
           Ten tylko skinął głową. Wytłumaczył mu jakie mogą występować objawy po przebudzeniu. W razie jakby wystąpiły jakieś inne powinie go wezwać, ale raczej wszystko będzie dobrze.
           Uzdrowiciel i pielęgniarki wyszły. Został sam z przyjacielem. Jednak on leżał z zamkniętymi oczami. Zanim się ocknie może minąć trochę czasu. Ale i tak zaczeka.

*     *     *

           Minęły dwa dni. Draco czuł się już o wiele lepiej. Dzisiaj wypisał się ze szpitala. Nie było sensu siedzenia tu bezczynnie. W mieszkaniu sam sobie poradzi z takimi ranami. Nie raz już to przerabiał.
  -  Mogę? - to był Zabini w stroju uzdrowiciela praktykanta.
  -  Jasne  -  odburknął blondy.
           Przyjaciel odwiedzał go często, kiedy dowiedział się, że chłopach wypisuje się ze szpitala zdziwił się trochę, ale to rozumiał. Nie przyszedł tu jednak o tym rozmawiać. Miał inną sprawę.
           Wyglądał na dość zadowolonego z siebie. Draco to zauważył. Jednak sam nie był w dobrym humorze. Kiedy dowiedział się, że potrącił go zwykły mugolski samochód dostał szału. Nic nie pamiętał z wypadku. Jego wspomnienia kończyły się na ostrzeżeniu Blaise'a przed samochodem. Po tym pamiętał tylko jak obudził się wczoraj rano z bólem klatki piersiowej.
  -  Wychodzę, nie zatrzymasz mnie.
           Spojrzał na przyjaciela, ale ten i tak się uśmiechał. To zaczynało być irytujące.
  -  Dostałeś tą prace  -  powiedział z uśmiechem.
  -  Że co?  -  zatkało go. Nic z tego nie rozumiał. Przecież jeszcze nic nie zdążył zrobić w tej sprawie. Wszystkie jego plany zrujnował wypadek.
  -  Załatwiłem ci ją, nie dziękuj.
           Uśmiechnął się jeszcze szerze. Draco podziękował mu ze szczerego serca. Wrócił mu dobry humor. To wszystko musiało być snem. Pewnie jeszcze leżał w jakiejś śpiączce i to tylko mu się śniło. To nie była prawda, na pewno nie.
           Blaise widział jego zawahanie. Jednak pokazał Draconowi jego nową umowę o prace. Blondyn w końcu musiał w to uwierzyć. To był niezbity dowód na to, że Zabini nie żartuje.
  -  Także stary idź do domu, ale jutro wróć do pracy.
           Zaśmiał się kolega. Malfoy też, mimo tego, że od śmiechu bolały go jeszcze żebra. Musi wrócić do mieszkania i odpocząć. A jutro zaczyna nową pracę. To będzie niesamowity czas.
  -  Tylko uważaj na samochody  -  powiedział z udawanym przejęciem do Dracona.
           Ten tylko zganił go ręką i wyszedł z pokoju w którym leżał na korytarz zostawiając go samego. Cieszył się niesamowicie. Zabini zdążył go jeszcze poinformować, że to głównie zasługa tego kim Draco jest  -  arystokratą, złotym chłopcem z dobrego domu, synem bogatych ludzi i spadkobiercą ogromnej fortuny i posiadłości. Według Blaise'a szpital liczył tylko na jakieś dotacje, ale gdy zobaczą wielki talent chłopaka zmienią zdanie.  Nie będą przecież trzymać tu jakiegoś głupca bez talentu.
           Kilkanaście minut później był już w mieszkaniu. Było takie jak je zostawił. Poczuł się jeszcze lepiej. Mógł prostu wziąć prysznic i położyć się spać. Musiał się jakoś przygotować na jutro, kiedy to zaczynała się kolejna wielka przygoda  jego życia.
           Jednak gdy wszedł do sypialni wstąpiły w niego stare uczucia - tęsknota. Nowa praca nie sprawi, że zapomni o Hermionie. Nigdy o niej nie zapomni. Jednak nie miał już pomysłów na to jak ją odnaleźć. Jedyne co mógł zrobić to czekać.
           Kiedyś wpadnie na jakiś jej ślad, a wtedy nic go nie powstrzyma.
           Znajdzie ją za wszelką cenę.



_________________________________
Dziękuję mojej Becie  - Księżniczce Dramione

Zachęcam do komentowania:
CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ <3 :D
Za każdy jestem naprawdę wdzięczna. Dosławnie każdy komentarz, nawet zwykła emotikona ":)" daje mi dużo radości :D

wtorek, 1 grudnia 2015

26. Szpital


Podkład: Same Old Love


          Draco wrócił do mieszkania po długim dniu. Po raz kolejny był na przesłuchaniu w ministerstwie. Mimo, że Hermiona zaginęła miesiąc temu, on nadal nie mógł uwierzyć w ten fakt.
          To był ciężki dzień, w pierwszej kolejności poluzował krawat, rozpiął pierwsze guziki koszuli i rzucił się na kanapę. Tak było dobrze, może w końcu uda mu się trochę przespać. Dzisiejszej nocy nie zmrużył oka. Jego dawny przyjaciel Blaise Zabini wyciągnął go na kilka drinków do baru. Oczywiście skończyło się na opijaniu Ognistą Whisky każdej ładnej dziewczyny, z którą się przespali, albo tylko poderwali. Blaise miał ich zdecydowanie więcej niż blondyn. To była dla niech długa noc, ale obu ich rano ocalił eliksir "na kaca".
          Jego przyjaciel był równie zdolny, jeśli chodziło o takie rzeczy, jak Draco. Blaise już od tygodnia odbywał praktyki w szpitalu Świętego Munga na wydziale Urazów Pozaklęciowych. To było jego powołanie, na urokach i klątwach znał się dobrze, uznał więc, że chce spróbować spełnić się jako uzdrowiciel. Odbywał praktyki ogólne na wydziale Urazów Pozaklęciowych, ale bez określonego pododdziału. Ponieważ w tym szpitalu każdy oddział posiadał jeszcze pododdziały. W tym przypadku był to  pododdział Janusa Thickeya (nazwanego tak na cześć uzdrowiciela o tym imieniu), oraz pododdział Waldemara Stakha, do tego pododdział Freddy'ego Jelkolma i kilka innych. Na razie były to dwu letnie praktyki na tym oddziale, jeśli dobrze zdałby później egzaminy, będzie mógł odbyć trzyletnią praktykę (jako młodszy uzdrowiciel stażysta) na młodszego uzdrowiciela, oraz wtedy określić się czy zostaje na tym oddziale uzdrowicielem ogólnym, czy może wybierze jakąś specjalizację dodatkową co spowoduje przydzielenie go do określonego pododdziału.  Lub może wybrać pięcioletnią praktykę (w tym półtorarocznym przygotowaniem dodatkowym - ogólnym) na uzdrowiciela (jako uzdrowiciel stażysta), również z określeniem się jeśli chodzi o specjalizację. Było to wyzwanie jego życia. Razem czekało go siedem lat ciężkiej pracy, by stać się pełnoprawnym uzdrowicielem, ale chłopak stwierdził, że sobie poradzi, bo to jest to, czego tak naprawdę chce.
          Draco podziwiał za to przyjaciela. Sam miał pewne zdolności, które pomogłyby mu w tym zawodzie. Nawet taka praca by się mu spodobała. Ale zniechęcała go trochę ta długa droga przejściowa. Pięć lat, ewentualnie siedem, do bardzo dużo czasu. Nie wiedział czy było warto. Chociaż po wczorajszym spotkaniu z przyjacielem jego ambicje trochę się poszerzyły. Obiecał przyjacielowi, że się nad tym zastanowi.
          Podobno szukają jakiegoś zdolnego młodego człowieka na wydział Zatruć eliksiralnych i roślinnych. To byłoby coś dla niego. Od dawna fascynowały go różne zastosowania przykładowych i przypadkowych składników w eliksirach, uwarzonych według starożytnych receptur jak i tych domowych wymyślonych przez gospodynie domowe.
  -  No sam nie wiem  -  burknął do siebie.
          Leżał na kanapie, aż zdał sobie sprawę z tego, że nie ma nic do roboty już dzisiaj. Może to i dobrze. Jednak czuł narastającą pustkę w sercu. Nie może siedzieć tak bezczynnie, a mowa tu była o siedzenia w samotności bez mililitra alkoholu we krwi.
  -  Pijak się ze mnie zrobił.
          Jednak to go nie zniechęciło. Szybko wstał i wziął to co mu było teraz niezbędne. Piękną kryształową szklankę, którą dostał w spadku oraz butelkę brandy.
          Czas leciał, a Draco popijając alkoholem przeglądał gazetę Proroka Codziennego, którą sowa przyniosła mu tego ranka.
  -  Znowu te debilne teksty.
          Prasa jeszcze nie do końca wyleczyła się z pisania artykułów o Hermionie. Teraz nie były to już nagłówki na pierwszych stronach, ale co jakiś czas w środku znajdowały się wzmianki o nieudolności śledczych w tej sprawie, oraz o tragedii jaką z każdym dniem musieli przeżywać rodzice dziewczyny.
          Wyrzucił ją na bok, nie mógł patrzeć dłużej na te brednie. Wziął więc sobie za lekturę książkę o roślinach:  ,,Wnykopieńki i Fruwokwiaty - szkockie odmiany". Miały niesamowite właściwości lecznicze. Posiekana Wnykopieńka powstrzymywała między innymi rozprzestrzenianie się zakażenia ran otwartych.
          Draco sam dziwił się, że takie rzeczy naprawdę go interesują. A przez to co powiedział mu Zabini może poczuł też powołanie na uzdrowiciela. Prześpi się z tym faktem,  a następnego dnia napisze do kolegi z odpowiedzią.
          Nawet nie zauważył jak czas szybko zleciał, zrobił się naprawdę senny więc przeniósł się z kanapy na łóżko do sypialni. Znowu pojawiło się w nim dziwne uczucie. Znów przypomniał sobie o Hermionie. Nie byłaby zadowolona z tego, że drugi dzień z rzędu idzie spać napity.
  -  Od jutra z tym skończę.
          Udało mu się zasnąć.
          Następnego dnia wiedział już co chce zrobić. Dla Hermiony, ale też dla siebie zostanie uzdrowicielem. Napisał więc do przyjaciela. Na odpowiedź nie musiał długo czekać.

Draco
To wspaniale, że chcesz podjąć tu praktyki. W odpowiedzi na Twoje pytanie - tak, nadal szukają chętnego. Jednak musisz się pospieszyć. Najlepiej będzie jeśli przyjdziesz od razu.
 Blaise

          Jak radzi przyjaciel, to tak zrobi. Wziął szybko prysznic i ubrał się w elegancki strój. Skoro to rozmowa kwalifikacyjna  -  w pewnym sensie  -  to musi wyglądać dobrze.
          Bez problemu trafił pod dom handlowy Purge & Dowse Ltd. Tam czekał na niego przyjaciel Zabini. Gdy tylko zobaczył blondyna pomachał do niego i uśmiechnął się szczerze.
  -  Ej! Draco! - wyglądał na bardzo podekscytowanego. - Ej! Arystokrato!  - Nie mógł się powstrzymać. Kiedyś jak jeszcze bawili się razem przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie, Blaise zawsze wołał do kolegi ,,arystokrato". Oboje pochodzili z dobrych domów więc nie było to aż tak dziwne. Jednak z czasem im przeszło. Teraz jednak chłopak chciał zwrócić tym na siebie uwagę. Udało mu się.
          Blondyn nie mógł nie zauważyć jego radości. Blaise sam przychodził już tu cały tydzień, ale za każdym razem przeżywał to w ten sam sposób. Był jednak tutaj trochę samotny. Nikt z jego znajomych nie uczęszczał na praktyki w tym szpitalu. Wiele osób wyjechało, niestety on został. Teraz jednak jego humor był doskonały, Draco - jego najlepszy przyjaciel - od dzisiaj będzie tutaj razem z nim. Może nie na tym samym oddziale, ale w szpitalu. Będą się widywać, a może nawet pracować.
  -  Może jeszcze wywiesi transparent  -  burknął pod nosem chłopak.
          Blondyn był również podekscytowany tym wszystkim. Mimo, że na pierwsze wrażenie nie było po nim poznać. Za tymi murami czekało go nowe życie, ale to nie znaczy, że zapomni o starym. Nie mógłby zapomnieć o niej, Hermionie. Nigdy.
  -  Ale się odstrzeliłeś, no mucha nie siada stary  -  powiedział do blondyna przyjaciel. On tylko skarcił go wzrokiem. Trochę przesadzał, przecież Draco ubrał się normalnie jak na te okoliczności. Odrobina elegancji i stylu nie zaszkodzi mu z pewnością.
  -  Stary, dobrze, że jesteś  -  zwrócił się do Zabiniego.  -  Dawno tu nie byłem, chyba bym nie umiał wejść do środka.  -  Szczerze się uśmiechnął. Był to jeden z tych uśmiechów, który przypominał radość małego dziecka na widok miniaturki latającej miotły.
  -  Spoko Draco, bez obaw  -  odpowiedział przyjaciel i również się uśmiechnął.
          Malfoy spojrzał na mury budynku, na drzwiach była tylko mała karteczka:

Zamknięte z powodu remontu

          To wszystko były tylko pozory, szpital czarodziei nie mógłby stać przecież w środku Londynu bez kamuflażu. To wszystko musiało stwarzać pozory, budynek dla mugoli był zamknięty. Tak było od zawsze. Jedynie czarodzieje mogli wejść do środka. Był na to bardzo prosty sposób.
  -  Cieszę, że się zdecydowałeś  -  powiedział szczerze Blaise.
  -  Ja też  -  odpowiedział Draco.  -  To był dobra decyzja,  -  Był o tym przekonany. Myślał o tym długo i według samego siebie podjął dobrą decyzje. miał tylko nadzieję, że się nie zawiedzie.
          Jeśli władze szpitala nie przyjmą go na praktyki to nie wiedział co ze sobą zrobi. Pewnie by wrócił do domu i otworzył kolejną butelkę jakiegoś Whisky albo Burbona. To nie byłoby dobre dla jego zdrowia. Ostatnio za dużo pił i to w nadmiarze, przekraczał swoje granice, co wcześniej się nie zdarzało. Oczywiście zawsze lubił się upić, ale do jakiejś granicy, albo raz na jakiś czas. Zawsze lubił imprezować, ale swoje zasady miał. Tak przecież zyskał na nowo kontakt z Hermioną od czasu szkoły. Wszystko przez tą jedną noc imprezy w klubie.
  -  Myślisz, że mnie przyjmą?  -  zapytał przyjaciela.
  -  Myślę, że bez problemu. Znają cię dobrze  -  odpowiedział chłopak.  -  Znaczy twoją rodzinę, która jest można powiedzieć rodziną szlachecką więc jak mogliby nie przyjąć szanownego pana arystokratę  -  powiedział ze śmiechem na ustach.
  -  Spadaj Blaise  -  odpowiedział Draco. Ale sam to przyznał, że to było zabawne.
          Przyjaciel zawsze wiedział jak go wesprzeć na duchu.
  -  To co? Idziemy?
          Blondyn tylko kiwnął głową. Jednak do szpitala musieli wejść po kolei, nie chcieli zbytnio zwrócić na siebie uwagi mugoli. Każdy musiał podejść do manekina kobiety, przedstawić cel swojej wizyty i - kiedy ten kiwnie głową - przejść przez szybę.
  -  Już czaisz Draco  -  próbował udawać przejętego losem przyjaciela, ale nie mógł przestać się uśmiechać.
  -  Idź już Blaise bo ci nogi z tego stania zesztywnieją.
          Chłopak zrozumiał aluzję. Poszedł pierwszy. Blondyn przypatrywał mu się uważnie, po kilku chwilach stracił przyjaciela z oczu gdy ten przeszedł przez szybę. Teraz nadeszła jego chwila. Nie ma co zwlekać, za chwilę miał rozmowę kwalifikacyjną.
          Podszedł do manekina.
  -  Przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną na praktyki na wydziale Zatruć eliksiralnych i roślinnych.
          Kiedy manekin kiwnął głową Draco szybko przeszedł przez szybę by nikt go nie widział. Kiedy tylko znalazł się w środku jego oczom ukazała się przestronna Izba Przyjęć. Zdziwił się na widok nowego wystroju pomieszczenia. Z tego co pamiętał, a był tu raz w dzieciństwie, szpital nigdy nie był w dobrym stanie. Teraz wręcz było odwrotnie. Nowa Izba Przyjęć była w doskonałym stanie. Szpital św. Munga bardzo się przez te lata rozwinął. Ministerstwo pomogło przy jego odbudowie po wojnie, ale pomogły też liczne dotacje ze stron różnych bogatych rodzin.
          Draco szedł w stronę Zabiniego. Ten stał i rozmawiał z jakąś dziewczyną w dość młodym wieku, była bardzo ładna. Miała spięte w ładny kok kasztanowe włosy i jasną cerę. Uśmiechała się szeroko do Blaise'a, co dodawało jej uroku. Była ubrana w białe ubrania. Zupełnie nie przypominały szkolnych szat z Hogwartu. Były całe białe, nie miały peleryny, spódnica była średniej długości, a bluzkę przykrywał fartuch. Była to najprawdopodobniej pielęgniarka, chociaż on zbytnio nie znał się na tych wszystkich strojach.
          W szpitalu było jak zwykle bardzo tłoczno, mnóstwo różnych pacjentów, z przeróżnymi schorzeniami siedzieli na krzesłach czekając do rejestracji, bądź leżeli w łóżkach czekając na przyjęcie przez uzdrowiciela. Oprócz pacjentów było tu mnóstwo pracowników. Każdego dnia mieli dużo do roboty, chociaż zdarzały się lepsze dni, kiedy liczba pacjentów nie przewyższała liczby uzdrowicieli i pielęgniarek. Jednak to zdarzało się bardzo rzadko. Najwięcej pacjentów przyszło jak zwykle na oddział Zatruć eliksiralnych i roślinnych. Dlatego też szpital potrzebował nowych pracowników, a zatrudnienie praktykantów było najlepszą opcją. Po skończeniu szkolenia będą zatrudnieni w tym szpitalu i dobrze w nim obeznani, więc to wszystko było dobrym pomysłem rady szpitala.
  -  Chodź Draco  -  powiedział do niego przyjaciel gdy tylko skończył rozmawiać z kobietą.
  -  Kto to był?  -  zapytał blondyn, gdy tylko oddalili się od niej kilka kroków by nie usłyszała.
          Blaise'a nie opuszczał dobry humor. Czuł, że to będzie dobry dzień dla nich oboje. On po raz kolejny nauczy się czegoś pożytecznego, a Draco dostanie prace. Była to tylko praca jako praktykant, ale to zawsze coś. Zarobki nie były wysokie, ale za to przynajmniej nauczy się fachu uzdrowiciela. A to jest wymagający zawód, który jest również bardzo odpowiedzialny i trzeba temu poświęcić dużo czasu.
  -  Pielęgniarka, Clary Gawoy. Pracuje tu od niedawna.
  -  Stary dobry Zabini  -  skomentował to Malfoy.
          O nic innego nie mogło mu chodzić jak o poderwanie kolejnej dziewczyny. Jednak Draco nie zdawał sobie sprawy z tego jak się sprawy mają.
  -  Słuchaj Draco, to nie tak.
          Przyjaciel spojrzał na chłopaka, widać coś się zmieniło. Przestał się głupio uśmiechać. Chciał coś powiedzieć Draconowi, stwierdził, że to jest najbardziej odpowiednia chwila.
  -  Słuchaj stary, ona serio mi się podoba.
          Draco uśmiechnął się, szczerze go to rozbawiło. Blaise'owi podobała się każda ładna dziewczyna, to nic dziwnego. Poklepał przyjaciela po ramieniu.
          Przeszli przez szklane drzwi i ruszyli wzdłuż korytarza. Było tu dużo różnych drzwi, a na zielonkawych ścianach wisiały przeróżne portrety, pod nimi srebrne tabliczki z nazwiskami uzdrowicieli i uzdrowicielek. Znacząco było widać, że korytarz jak i pozostałe miejsca na tym piętrze były odnowione. Wszystko lśniło nowością i czystością, mimo tego, że codziennie przetaczało się tu tak wiele czarodziei i czarownic.
  -  To jak?  -  zapytał z uśmiechem Draco.
          Wtedy jego przyjaciel stanął i zaczął się wpatrywać w niego swoimi wielkimi oczami. Widać traktował tą rozmowę bardzo poważnie. Teraz i Draco zauważył, że chodzi o coś bardzo ważnego.
  -  Co jest stary?  -  zapytał ponownie.
  -  Serio mi się podoba, Draco ja się chyba zabujałem. Tak na poważnie,
          Draco uśmiechnął się po raz kolejny z niedowierzaniem. Ale w duchu poczuł, że to już ten czas. Kolega nie potrafił się nigdy zakochać, bo podobała mu się co chwile inna dziewczyna. Żadna nigdy nie wzbudziła w nim nigdy tyle respektu co widocznie ta Clary.
  -  A więc mówisz Clary  -  powiedział z powagą Draco.
          Jednak długo nie wytrzymał, ponieważ Zabini uśmiechał się do niego od ucha do ucha, więc i on musiał. To był dobry dzień. za chwile pewnie będzie jeszcze lepszy. Draco dostanie pracę i będzie miał na razie jakiś cel. Oczywiście nie będzie jednym z najważniejszych. Dla niego Hermiona na zawsze pozostanie najważniejsza.
  -  Dobra stary, miło się gadało, ale pora na ciebie. To tutaj.
          Zabini wskazał na jedna z drzwi. Na nich widniała plakietka z nazwiskiem głównego zarządcy i dyrektora Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga: prof. Andri Jefferson.
  -  Dasz rade  -  Draco pokiwał mu tylko głową na znak, że nie może być inaczej.
          Zabini pożegnał się z przyjacielem i poszedł w stronę schodów. Musiał iść już do pracy, a jego wydział znajdował się na IV piętrze.
          Został więc sam, już nie było odwrotu. Zapukał do drzwi.
  -  Wejść!!!
          W tej chwili Draco pomyślał, że nie będzie tak łatwo jak się tego spodziewał.

*     *     *

          Trzęsła się każda jego część ciała, gdy wracał szpitalnym korytarzem do wyjścia. Cały był pochłonięty gniewem. To wszystko było bez sensu, stracił tylko na to czas. Do tego narobił sobie tylko nadziei. Do tego ten przeklęty Zabini. Przekonywał go, że nic nie może pójść źle. Mylił się, a nawet nie wiedział jak bardzo.
          Najbardziej zirytowało Malfoya to, że dyrektor wytykał mu winy ojca, jakby on mógł coś na to poradzić. Przez to, że ojciec był zagorzałym zwolennikiem Voldemorta i do tego został zesłany do Azkabanu, nie dostał pracy. Po prostu dyrektor prawie go wyśmiał za to kim jest jego ojciec, był niesamowicie uprzedzony to takich ludzi. Ale żeby go z nim łączyć, to jest szczyt niezdyscyplinowania. To wszystko wskazuje również na niekompetencje dyrektora. Na szczęście nikt nie wiedział, że Draco również przez jakiś czas był zwolennikiem Czarnego Pana. To na pewno doszczętnie zniszczyłoby mu życie. Jednak ślady po tym nie wyblakły, Mroczny Znak już na zawsze pozostanie na jego ręce.
          Chłopak postanowił, że nie zostawi tak tego. Ojcu w tym przypadku może zawdzięczać tylko jedno. Rodowód i nazwisko które jeszcze budzi respekt, ponieważ jego rodzina od wielu wieków trzyma się na dobrej pozycji. Draco napisze skargę na dyrektora, który nawet nie dał mu szansy. Z góry skreślił go jako kandydata na to stanowisko.
  -  Mogę prosić skrawek pergaminu do przesyłki wewnętrznej i pióro?  -  zapytał Draco pani siedzącej na rejestracji. Nie zabrzmiało to uprzejmie, ale był tak wściekły, że ledwo powstrzymywał się od wybuchu gniewu.
          Rejestratorka bez słowa podała to o co prosił. Do szpitala przychodziło wiele osób, nauczyła się już, że nie należy wdawać się w dyskusje z pacjentami.
  -  Zabini musi o tym wiedzieć  -  powiedział do siebie.
          Rejestratorka nadal się w niego wpatrywała, uznała go za jednego z pacjentów, który choruje na niekontrolowaną złość. Więc nie dziwiła się, że mówi do siebie. To nie była najdziwniejsza rzecz, którą kiedykolwiek widziała - widziała gorsze, bardziej przejmujące i chwytające za serce smutne przypadki poważnie chorych czarodziei.
          Draco napisał krótką notkę dla przyjaciela, zgiął pergamin na kształt małego samolociku, a ten uniósł się w powietrze i odleciał. Miał znaleźć Blaise'a i dostarczyć wiadomość Dracona.
          Postanowił wrócić do domu. Nie ma już tu czego szukać. Wszystko na ten moment go denerwowało. Był poirytowany tą całą sytuacją, ale więcej na ten moment nie mógł zrobić. Wróci do mieszkania, otworzy butelkę Whisky i napisze list do całej rady szpitala, nie ma nic do stracenia.
          Już wszystko utracił.
          Do tego przyszedł jeszcze ból i tęsknota za Hermioną. Kiedyś było inaczej. Chociaż los nie dał im za dużo czasu by spędzić go razem, to i tak był to najlepszy czas. Miał jedynie nadzieję, że coś się zmieni. Nie utracił nadziei, że ona kiedykolwiek wróci.
  -  Przepraszam pana, ma pan może, co ja mówiłem?  -  Zaczepił chłopaka jakiś pacjent, był w średnim wieku i miał krótkie rude włosy.
  -  Odczep się -  warknął chłopak i ruszył w stronę wyjścia.
          Złość mu nie przeszła, jeszcze długo będzie przypominać mu się tak rozmowa z dyrektorem. Z czasem jeszcze bardziej będzie go irytować, jeśli niczego w tej sprawie nie zrobi, jeśli nic mu się nie uda zdziałać.
  -  Draco!
          Ktoś za nim krzyczał. To był Zabini. Przesyłka wewnętrzna szybko dostarczyła wiadomość, ale chłopak nie sądził, że przyjaciel przyjdzie z nim porozmawiać. Sam nie miał ochoty na to, nie miał ochoty z nikim rozmawiać i nikogo widzieć. Buzowała w nim wściekłość, nie chciał wyładowywać jej akurat na najlepszym przyjacielu. Czuł, że każdy jego nerw jest poruszony, wiedział że z ust nie uda mu się wypowiedzieć czegokolwiek, co byłoby miłą rzeczą. Na myśl nasuwały mu się tylko przekleństwa.
          Nie zatrzymał się, nawet nie obrócił w stronę przyjaciela tylko przyspieszył kroku. Wyjdzie ze szpitala i się teleportuje. Zabini biegł już w tej chwili za Draconem. Miał na sobie, oprócz ubrania w którym przyszedł, długi biały fartuch uzdrowiciela. Mimo, że był dopiero na praktykach miał obowiązek go nosić.
  -  Draco czekaj!
          Jednak blondyn nie posłuchał przyjaciela i szybkim krokiem przeszedł przez szklane okno i znalazł się z powrotem na ulicy. Był bardzo zdenerwowany, nie potrafił myśleć racjonalnie. Nie potrafił skupić się na tyle by przenieść się na ulice koło swojej kamienicy. Na ulicy było mnóstwo ludzi, którzy szli w różne strony, głośno rozmawiali. Chłopak był zdezorientowany. Nie potrafił zebrać myśli w całość. Wszystko było rozwiane, wszystkiego było za dużo.
  -  Draco, co się stało?
          Przyjaciel dogonił go, stał tuż obok niego. Ale blondyn nadal próbował go zignorować. To wszystko było jednym wielkim szaleństwem. Hermiona, te praktyki, jego aktualna chęć upicia się do nieprzytomności.
          Zabini widział, że coś jest nie tak. Nie chodziło tylko o pracę, już widział Dracona wkurzonego, ale to co się działo przechodziło ludzkie pojęcie.
          Nie minęła chwila, a Draco poczuł się jeszcze gorzej, szybko ból zaczął narastać z podwojoną siłą. Do tego wszystko mieszało mu się w głowie, był zły ale też jednocześnie smutny, rozczarowany i przygnębiony.
  -  Draco stój!
          Tylko to usłyszał.
          Później było tylko gorzej.
          Jego ból z serca przeniósł się na każdą część ciała. Ból stał się realny, fizyczny. Nie wiedział co się dzieje. Jakby przez mgłę widział jak przyjaciel podbiega do niego krzycząc coś, lecz nie wiedział co. Inni ludzi zaczęli się gromadzić. Chłopak zdał sobie sprawę z tego, że leży na bruku ulicy. Wszystko go bolało, każda jego część ciała. Do tego miał problem z oddychaniem. Nie miał pojęcia co się stało. Do tego cała rzeczywistość jakby została za grubą szybą, przez którą nie mógł się przedostać. Ten ból objął go całego i nie chciał puścić. Nic nie słyszał, do tego jakby coraz mniej widział. Ogarniała go ciemność, aż pogrążyła go całkowicie.




______________________________________________
Na tym zakończę ten rozdział. Mam nadzieję, że się podobał.
Następny postaram się dodać jak najszybciej!
Dziękuję mojej Becie  - Księżniczce Dramione, która miała na to wszystko oko :)
CZYTAŁEŚ? SKOMENTUJ! :D 
To bardzo motywuje mnie do pracy, dzięki temu wiem, że muszę szybciej pisać!

sobota, 21 listopada 2015

25. Bez śladu


Podkład: Heartless

          Harry poświęcił wiele czasu na szukaniu kogoś o imieniu Tomas Jamie. Jego znajomy profesor Radsky, który pracuje w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziei w wydziale Międzynarodowej Konfederacji Czarodziei nawet mu pomagał tak, by nikt się o tym nie dowiedział. Był dobrym przyjacielem. Starszy mężczyzna, który wiele przeżył, więc rozumiał jak ważne było to dla Harry'ego. Zrozumiał też, że chłopak nie chce jeszcze informować o tym odkryciu Ministerstwa.
          Miał krótkie siwe włosy, nie miał brody, ponieważ zawsze powtarzał, że mężczyzna musi być elegancki. Każdego dnia rano przed pracą wstawał wcześniej by się ogolić. Na czubku głowy miał bujną czuprynę, ale za to z przodu jego zakola powiększały się coraz bardziej. Miał smukłą twarz, wielkie szare oczy i przyjazny uśmiech.
          Harry nie był w stanie go nie lubić, nie znał bardziej prawego i uczciwego, do tego tak dobrego człowieka. W czasie wojny nie pracował w Ministerstwie, prędzej by dał się uśmiercić, niż zmusić do zrobienia czegokolwiek dla ciemnej strony mocy  -  dla Voldemorta. Teraz jednak wrócił, nowy minister, w większości nowi urzędnicy, więc dla czego on miałby nie wrócić do pracy. To był czas odbudowy Świata Magii, a on chciał się do tego przyczynić. Nie był już młody, ale za starca się nie uważał.
          Przeszukiwali tak wszystkie pergaminy, księgi i papiery już od kilku godzin. Aż w końcu profesor Radsky uśmiechnął się do siebie. Znalazł coś, miał jedynie nadzieję, że to było to czego jego młody przyjaciel auror szukał.
  -  No Harry chłopcze, chyba coś znalazłem.
          To była dobra wiadomość. Harry był tak wdzięczny Henrykowi, nie wiedział jak ma się mu odwdzięczyć. Sam tych informacji na pewno by nie znalazł w takim czasie.
  -  Jest wielu o takim imieniu. Skupiłem się więc na takich, którzy pochodzili z Londynu i najbliższych miast dookoła. Spójrz.

Tomas Jamie
urodzony: 30 stycznia 1960 roku w Londynie (Wielka Brytania)
rodzice: Elizabeth Lanister i Tomas Patric Jamie
zmarł: 22 listopada 1985 roku w Nowej Zelandii

          Harry odłożył książkę, którą podał mu profesor. Nie czytał już dalej, zakładał, że człowieka którego szukają musi być żywy.
  -  To nie tego szukam.
  -  Dobrze, zatem proszę, masz jeszcze tutaj.
          Przeczytał informacje o kolejnym Tomasie, ale o nim również pisało, że zmarł, ale 1998 roku. Kolejny Tomas Jamie, który urodził się w Londynie, od dwunastu lat mieszkał we Francji. Inny zaś zmarł na chorobę Skrofungulus w 1992 roku. Kolejnych trzech zmarło w przeciągu tych ostatnich lat (jeden nawet w czasie wojny).
          Każdy czarodziej o tym imieniu i nazwisku zdawał się nie być tym Tomasem Jamie, o którym była mowa w liście. Harry i profesor powinni poszerzyć krąg poszukiwań zaraz po tym jak przejrzą wszystko co do tej pory znaleźli. Jeśli ten mężczyzna nie pochodzi z tych okolic to ich zakres poszukiwań drastycznie się powiększył. To rzeczywiście mógł być problem. Na pewno Harry nie zdąży go odszukać w takim czasie. Draco będzie musiał wykazać się cierpliwością i dojrzałością, to nie jego wina.
          Jeszcze trochę, a Harry by się poddał. Wszystkie osoby o takim nazwisku były martwe lub daleko od Wielkiej Brytanii.
  -  Jest jeszcze ten  -  powiedział profesor spokojnym głosem.

Tomas Hugo Jamie
urodzony: 25 listopada 1975 roku w Wielkiej Brytanii
rodzice: Lily Helena Lovegood, Hardwin Jamie
wykształcenie: ukończył Hogwart w 1993 roku, później odbył praktyki na uzdrowiciela w Szpitalu Świętego Munga na oddziale Zakażeń Magicznych (lata 1993 - 1998)
praca: kelner w Dziurawym Kotle, Londyn
miejsce zamieszkania: po Wielkiej Bitwie o Hogwart w 1998 - mężczyzna imigruje, ale większość czasu mieszka w miejscu pracy
często widywany: Dziurawy Kocioł, Londyn

   -  Jakiś pasjonat  -  powiedział do siebie Harry.  -  Sprawdzę to  -  zwrócił się do przyjaciela.
          On tylko patrzył się na niego tymi wielkimi szarymi oczami. Jego ciepłe spojrzenie wywołało falę wdzięczności w chłopaku.
  -  Naprawdę ci dziękuję. Nie poradziłbym sobie z tym wszystkim bez ciebie.
  -  Ależ nie ma sprawy, mam nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz.
          Starszy pan powiedział Harry'emu, że jeżeli to nie chodzi o tego Tomasa Jamiego, to może wrócić i będą szukać wśród innych ksiąg. Reszty czarodziejów o tym nazwisku, mieszkających w ich kraju i przede wszystkim żyjących. Później może zza granicy, może jakichś imigrantów.
          Harry był mu bardzo wdzięczny, ale nie miał już czasu na szukanie niczego innego. Draco był bardzo niecierpliwy. I wątpił, że okaże się na tyle dojrzały i wyrozumiały by poczekać jeszcze z dzień lub dwa.
  -  Jeszcze raz dziękuję.
          Wiedział co musi teraz zrobić. Ale nie wiedział jak na to zareaguje Ślizgon. Lepiej mu nie powie, sam to załatwi. Ale i tak przydałaby mu się pomoc.

*     *     *


          Było już późno, a Draconowi nadal nie udało się nic wyciągnąć od barmana. Był bardzo poirytowany. Jeśli pracował na darmo tyle godzin będzie naprawdę wściekły. Niech on nawet nie próbuje go oszukać. To wszystko była wina tego Pottera, grzebał się strasznie, nie było nawet od niego wiadomości. Ta praca budziła w nim niepokojące emocje, Hermiona na pewno skarciłaby go za takie zachowanie.
          Hermiona.
          Znów o niej pomyślał.
          Jednak przez ten cały czas nie zastanawiał się jak mogło to tego wszystkiego dojść, że zakochał się w Gryfonce, której kiedyś nienawidził? Jak zmienił się przez nią, nikt jeszcze na niego w dobry sposób nie wpłynął. To wszystko co wpajał mu ojciec do głowy nagle jakby przestało mieć na znaczeniu. Hermiona go zmieniła. Zmieniła jego podejście do życia, do ludzi.
  -  Nie obijaj się tak!  -  barman nie szczędził mu tego wieczoru nieuprzejmości.
          Mężczyzna po prostu był taki w stosunku do wszystkich pracowników. Nie umiał wyrazić wdzięczności, miał swoje zasady. Pracownicy są po to żeby pracować, a nie się obijać. Za coś im przecież płaci. A to, że Draco zdecydował się na inną formę zapłaty nie zwalniało go z ciężkiej i sumiennej pracy.
          Jednak przez te marudzenie i narzekanie barmana na pracę Malfoya obudziła się w chłopaku chęć zemsty na wszystkich oszustach jakich spotkał i spotka. Niech jego pracodawca nie będzie jednym z nich, bo może tego gorzko pożałować.
          Dobiegała godzina dziesiąta. Według umowy, praca Dracona dobiegała końca. Jednak nie wierzył w sprawiedliwość mężczyzny. Jednym z powodów było to, że w Dziurawym Kotle mimo zmierzającej się godziny zamknięcia, nie robiło się w cale pusto. Wręcz na odwrót, do środka wchodziło coraz więcej czarownic i czarodziei.  Chłopak sprzątnął wszystkie stoliki jeszcze szybciej. Starszy mężczyzna za ladą też się nie obijał, klientów miał od groma. Musiał jeszcze szybciej czyścić wszystkie kielichy, kubły i szklanki na alkohol.
          Gdy tylko Malfoy na niego spojrzał zobaczył, że ten go woła do siebie.
  -  Ambitny! Tak ty! Cho no tutaj!
          Jeśli jeszcze raz się na niego wydrze, to Malfoy naprawdę straci panowanie nad sobą. Jednak w tym samym momencie przypomniał sobie dlaczego to robi. Dla Hermiony. Jeśli dzięki temu czegoś się dowie, to było warto.
  -  Porozmawiajmy  -  powiedział mężczyzna.
          Nadal nie rozumiał dlaczego chłopak zaproponował pracę za darmo za jakąś informacje. Wezwał go do siebie, ponieważ miał nadzieję, że chłopak zostanie na dłużej. Klientela się schodziła, to nie chciał jeszcze zamykać baru. Powie mu to co chce wiedzieć, ale tylko w połowie i zaproponuje drugi układ. Jeśli się nie zgodzi to dorzuci jakieś darmowe piwo kremowe, to może na to pójdzie.
  -  A więc Tomas Jamie  -  powiedział Draco.
  -  Tak się nazywa, no tak się przedstawił bynajmniej  -  powiedział sprzedawca.  -  Zatrudniłem go jakieś dwa miesiące temu. Nie był wspaniałym pracownikiem, ale za taką stawkę się opłacało.
          Mężczyzna opowiedział mu coś o chłopaku. Przyszedł tu kiedyś, prosił o prace bo nie miał dachu nad głową. Więc zatrudnił go w zamian za noclegi. Był to skromny chłopak, taki wydawał się na początku. Ostatnie tygodnie się pogorszył. Jakby zmienił całkowicie.
  -  Wtedy zaczęły się z nim kłopoty.
  -  Co ma pan na myśli?  -  Draco nie był jakoś szczególnie zainteresowany życiorysem chłopaka, pragnął się raczej dowiedzieć czegoś co by naprowadziło go na ślad Hermiony. Mimo tego słuchał uważnie.
          Barman opowiedział mu jak zmienił się drastycznie Tomas w jego oczach.
  -  Zaczął coraz bardziej interesować się panienkami. Był z niego istny podrywacz. Nie rozumiałem tej zmiany. Ale póki pracował miałem gdzieś co robił na boku i po godzinach pracy. Jednak w końcu zaczęło to przeszkadzać. Podrywał nawet panienki tutaj! Przy barze!  -  Sprzedawca mimo tego wydawał się bardzo rozbawiony.
  -  Pamięta pan jakąś?
  -  Było ich tak wiele. Ale przeważnie kończyło się tylko na rozmowie, wiesz chłopcze jak to wygląda.
          Uśmiechnął się do niego. Draco też był młody i przystojny. Barman uważał go za takiego samego jak Tomas czy Bert. Młodych pragnący zabawy.
  -  Tak  -  powiedział blondyn.  -  Co jeszcze?
  -  Dwa razy zdarzyło się tak, że to dziewczyny wypytywały o niego  -  barman był rozbawiony.
          Bywał zły na chłopaków, ale wiedział co to znaczy młodość. Nie miał im tego za złe, ale też przesadzać nie można było. Denerwował się, jak Tomas pytał się, czy może brać panny na górę do swojej kanciapy, ale zawsze kończyło się to tylko na słowach. Chłopak pewnie nie miał takiego zamiaru, tylko udawał przed dziewczynami takiego łobuza, który nic by nie robił innego, jak zyskiwał coraz to ładniejsze panny.
          Dracon wpadł na pomysł. Miał ze sobą jej zdjęcie. Może je pokaże? Jak dobrze że wziął go ze sobą, wiedział, że może się przydać. Barman widział wiele dziewczyn w tym barze, ale może zapamiętał jakąś dziewczyna bardziej, może to Hermiona była jedną z tych dziewczyn co się pytały o Tomasa, a może i nie. Warto spróbować.
  -  Jak wyglądały te dwie co o niego pytały  -  rzucił jakby od niechcenia blondyn.
  -  Jedna taka blondynka, ładniutka, ale gdy słyszałem tą ich wymianę słów to zbierało mi się na pawia ze śmiechu.
          Barman zaśmiał się głośno, dwie czarownice siedzące przy barze zwróciły swój wzrok na niego, ale po chwili wróciły do swojej rozmowy.
          W czasie ich rozmowy przychodziło kilka osób zamawiając różne przysmaki i napoje, barman z zadowoleniem je sprzedawał. Widać dzisiaj interes się kręcił. Mimo tego nie zapominał o Draconie. Kontynuował swoją wypowiedź.
  -  Druga była inna  -  mina mu spoważniała.  -  Wyglądała na całkiem bystrą dziewczynę, miała takie dłuższe włosy. Najbardziej zapamiętałem jej zielony sweterek.
          To było całkiem możliwe, Hermiona miała zielony sweterek. Jak tylko wróci do mieszkania sprawdzi czy jest w jej szafie, czy rzeczywiście go ubrała tego dnia.
  -  A czy może jedną z tych dziewczyn była ona?
          Draco pokazał mu zdjęcie, które trzymał. Barmana mina jeszcze bardziej zrzedła. Ta rozmowa zeszła na całkiem inny tor. Wydało mu się podejrzane, że chłopak tak się wypytuje o tą jedną dziewczynę i o Tomasa. Sam nie chciał mieć problemów z Ministerstwem. Co jeśli blond chłopak dla nich pracował?
  -  Może już zakończymy?
  -  Obiecał pan!  -  warknął Draco.
          Barman był zmieszany, coraz mniej podobała mu się ta rozmowa. Zaczęło się całkiem niewinnie, teraz jednak wygląda to jak przesłuchanie.
          Udał, że coś wyciąga spod lady. Mocno zastanawiał się, czy kontynuować tą rozmowę. Jednak najlepiej było powiedzieć prawdę. On nic nie zrobił, więc jeśli powie prawdę to za nic go nie oskarżą.
          Czarownica o rudych włosach podeszła właśnie do lady i usiadła koło Dracona.
  -  Dwa piwa kremowe  -  powiedziała do barmana.
          Ten tylko skinął głową. Nalał dwa kubły, odebrał swoją należność za napoje i stanął patrząc się na chłopaka.
          Dracona tak samo jak i mężczyznę zdenerwowało, że dziewczyna nie odeszła tylko siedziała i wyraźnie wpatrywała się w przystojnego blondyna.
  -  Może  -  odezwała się do niego,  -  przysiądziesz się do mnie i koleżanki?
          Spytała z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Draco nie był w nastroju, był zły. Prowadził właśnie ważną rozmowę, a ta rudzina mu w tym przeszkadzała.
  -  Nie mam ochoty  -  odburknął, nawet na nią nie spojrzał.
  -  No ale ja nalegam  -  powiedziała dziewczyna.
          Uśmiechała się, widać było, że łatwo się nie podda. Chyba naprawdę zależało jej na towarzystwie przystojnego chłopaka. Lecz nie zdawała sobie sprawy z tego, że takim nachalnym zachowaniem może wyprowadzić go z równowagi, a to na pewno dobrze się nie skończy.
  -  Nalegam  -  powtórzyła.
          Myślała, że swoim urokiem będzie w stanie go przekonać. Dla niego jednak był obojętna. Działała mu na nerwy.
  -  A ja powiedziałem  -  powiedział oschle Draco,  -  że nie mam ochoty.
          Zawiało od niego chłodem, dziewczyna tym razem to poczuła. Nawet barman to wyczuł, stał tyłem do nich i udawał, że coś sprząta. Ale cały czas przysłuchiwał się rozmowie tych dwoje.
  -  Ale...
  -  Nie  -  warknął Draco.
          Tym razem spojrzał na dziewczynę. W jego wzroku pojawiło się coś, co trochę nawet przeraziło dziewczynę. Zdecydowała się na odwrót.
  -  Miłego wieczoru  -  powiedziała.
          Szybko zabrała dwa kufle z kremowym piwem i odeszła.
          Draco poczuł ulgę, czekał teraz tylko na barmana. Nalewał z drugiej strony komuś Ognistej Whisky. Zaraz pewnie wróci. Musi.
  -  Widzę, że nie warto z tobą zadzierać  -  powiedział barman zaraz po tym, jak podszedł do chłopaka.  -  Słuchaj chłopcze, nie chcę mieć żadnych problemów, jeśli pracujesz dla Ministerstwa...  -   jąkał się trochę, nie wiedział co powiedzieć.  -  Ja nic nie wiem.
          Draco potrząsnął głową. Rozumiał obawy barmana, ale sam chciał dobrze, nikomu nie chciał narobić problemów, on tylko szuka ukochanej.
  -  Słuchaj, to nie tak. Nie pracuję dla nikogo, po prostu szukam tej dziewczyny.
          Sprzedawca nie był zbytnio przekonany. Ale co mógł zrobić. Chłopak wyglądał na zdeterminowanego. Łatwo nie odpuści.
  -  Dlaczego.
  -  To moja dziewczyna, widzisz?  -  Jeszcze raz pokazał mu zdjęcie.  -  Długie włosy, tak jak opowiadałeś. Ma brązowe oczy, ładny uśmiech.
  -  No widzę widzę. Chłoptasiu, nie chcę cie zawieść więc ci powiem, ale nie jestem pewny.
          Draco zamienił się w słuch, czyli jednak barman coś wie. To dobrze. Może trochę mu pomoże.
  -  Ta dziewczyna była tu pewnego wieczoru.  -  Zawahał się.  -  Dziewczyna bardzo podobna. Pytała o Tomasa. Ja tylko się przysłuchiwałem. Jeśli chcesz się upewnić zapytaj Berta bo on z nią rozmawiał wiec...
  -  Dobra dobra, co dalej?
          Był bardzo niecierpliwy, czy mężczyzna mógłby przejść do sedna? Śpieszy mu się. Mionka mogła być teraz wszędzie.
  -  W sumie to nic więcej. Berty poszedł po Tomasa. Wyglądało to jakby wiedział, że przyjdzie bo nie chciał z nią rozmawiać w pracy. Tyle. Po prostu wyszli.
          Dziwne, bardzo dziwne. Ale i tak dowiedział się całkiem sporo.
  -  Czy to była na pewno ona?
  -  Nie wiem, chyba. Ale jest jeszcze coś.
          Draco pogrążył się w myślach. Nie wiedział czy wierzyć mu, czy nie. Chyba nie miał wyjścia.
          Ich rozmowie przysłuchiwały się dwie wiedźmy, które siedziały blisko. Barman to zauważył więc skarcił je wzrokiem, ale one nic sobie z tego nie zrobiły. Udały, że nie wiedzą o co chodzi.
  -  A kiedy ten Tomas wróci? Pojawił się od wtedy? Co jeszcze wiesz?
          Blondyn zasypał nagle go pytaniami. Coś jeszcze na pewno wiedział, ale czy zechce mu powiedzieć. Chyba nie.
  -  No właśnie nie.
          Barman był zmieszany. Łatwo dał się zmanipulować chłopakowi i wciągnąć w rozmowę. Jednak było mu trochę do żal. Widać, że jego dziewczyna gdzieś zniknęła, a on desperacko próbował ją odnaleźć. Pomoże mu jak będzie umiał.
  -  Co nie?
  -  Nie pojawił się od tamtej pory, wyszedł z nią i nie wrócił. Nie mam pojęcia gdzie on teraz nocuje, w jego kanciapie nadal są jego rzeczy, dużo ich nie miał, ale są. Natomiast on się już nie pojawił.
  -  A kiedy to było.
  -  Chłopcze! Bym ja to pamiętał!
          To był problem. Draco naciskał by barman sobie przypomniał kiedy to było. Mogło mu to bardzo pomóc. Bo jeśli było to w podobny czasie co Hermiona zniknęła, to Tomas Jamie stawał się momentalnie głównym podejrzanym.
          W tym czasie do baru wszedł starszy otyły mężczyzna.
  -  Cześć Peter!
          Barman jakby ucieszył się na jego widok.
  -  Jasne jasne  -  odburknął mężczyzna.
          Śmierdział alkoholem, był już pijany, ale jakoś stał na nogach. Siadł koło Dracona. Ten jednak nie zwracał na niego uwagi.
  -  Przypomnisz sobie kiedy to było, kiedy ostatni raz widziałeś Tomasa?
          Dalej kontynuował rozmowę. Teraz się już nie podda.
  -  Tego szuje?!  -  wtrącił się otyły pijak.
  -  Ten młody wypytuje o Tomasa i jego nową dziunie z którą ostatnio zwiał i już nie przyszedł do pracy.
          Dziunie? Jego? Te słowa tknęły Malfoya prosto w serce, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, pijak znów się odezwał.
  -  A tak! Pamiętam. Sama pytała się mnie o niego  -  zaśmiał się tak głośno, że prawie by się zakrztusił. Nie powinien nic więcej pić, ale nikt nie miał na to wpływu.
  -  Kiedy to było?  -  powtórzył niecierpliwie Draco.
  -  Wiesz kochaneczku pamięć mi trochę tak... szwankuje...
          Barman parsknął śmiechem. Draco dobrze wiedział o co chodzi mężczyźnie. Wyciągnął na stół galeony. Mężczyźnie aż zaświeciły się oczy. Nie widział galeonów, ale zamiast tego niezliczona ilość Whisky!
  -  Kupię panu ten alkohol jak pan zdradzi kiedy to było.
  -  Sobota wieczorem.
  -  Wtedy zaginęła  -  powiedział do siebie chłopak. To musi być ten Tomas, pasuje. Jego celem jest odnalezienie chłopaka. Ale to może być trudne. Skoro od soboty się nie pojawił, to może już nie wrócić.
  -  Jak go znajdę?  -  Spytał barmana.
          Ale ten nic więcej już nie wiedział. Tomas Jamie - tak się przedstawił. Na rozmowie o prace nie zapytali się go nawet ile ma lat, czy skończył jakąś szkołę, czy pracował wcześniej, nic! To oburzające.
          Draco ruszył w stronę wyjścia szybkim krokiem.
  -  Ej! A moje Whisky?!
          Stary pijak był niezadowolony, nie dostał tego, co mu obiecano. Draco był tak zdenerwowany, że tylko obrócił się do nich obu i ze zgrozą i złością w głosie powiedział:
  -  Jakoś mnie tak trochę pamięć szwankuje, nic nie pamiętam.
          No i wyszedł. Nie był zadowolony z tego co osiągnął. Jedyny plan na który było go stać, to czatować przy Dziurawym Kotle dzień w dzień, aż ten chłopak się pojawi. Ale dlaczego miałby? Już miał jego Hermionę, po co miałby wracać? Po swoje rzeczy? Jednak pewnie nic wartościowego nie posiadał skoro nie miał dachu nad głową.
  -  Draco?
          Obrócił się gwałtownie w stronę nadchodzącej z prawej strony postaci.
  -  Harry?
          Spotkali się kilka kroków od wejścia do Dziurawego Kotła. Harry słyszał w głosie Malfoya ten znajomy, złowrogi ton. Coś się musiało stać, co innego by go teraz tak wyprowadziło z równowagi.
  -  Wpadłem na coś -  oświadczył blondyn.
  -  Ja też  -  powiedział Harry.
          Wskazał na kilku czarodziei z ministerstwa którzy towarzyszyli Harry'emu w tej chwili. Byli z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziei.
  -  Pora się dowiedzieć czegoś więcej -  oznajmił Harry.
          Draco tylko stał i się przyglądał. Wszystko potoczyło się bardzo szybko.

*     *     *

          Czarodzieje z Ministerstwa przeprowadzili sprawę zaginięcia dziewczyny ponownie, uwzględnili nowe poszlaki w sprawie. Jednak mimo tygodniowych aktywnych poszukiwań nic to nie dało. Wszystkie ślady urwały się. Nie było śladu po Hermionie, ani po Tomasie Jamie.
          Jego życie zostało dokładnie przestudiowane przez doświadczonych ludzi, jego rzeczy przeszukane, wszystkie osoby, które miały z nim kiedyś kontakt, zostały przesłuchane. Nic nie wskazywało na to, że to właśnie on uprowadził dziewczynę oprócz listu i świadków, którzy widzieli ich razem w barze tamtego dnie.
          We wszystkich gazetach czarodziei można było o tym przeczytać.
          Nawet w Proroku Codziennym.


Hermiona Granger ofiarą przestępstwa


Zaginięcie czarodziejki!


Tomas J. zostanie pociągnięty do 
odpowiedzialności za to, że uprowadził 
dziewczynę, gdy tylko Ministerstwo 
pozna miejsce jego pobytu.

Czy to ma coś wspólnego z Sami Wiecie Kim?


Wydział do spraw zaginionych 
czarodziei apeluje o zachowanie ostrożności!!!
Jeszcze nie wszyscy zwolennicy Sami-Wiecie-Kogo 
zostali schwytani przez aurorów i umieszczeni w Azkabanie!!!
    

          ,,Kiedy pojawiły się nowe informacje w tej sprawie nasz wydział zareagował natychmiastowo"  -  mówi przedstawiciel Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziei Susan Bones.
          Sprzedawca Roger L. i pracownik Bertoniusz C. w śledztwie w sprawie zaginionej dziewczyny  zeznali, że Hermiona Granger tego dnia wyszła z chłopakiem, który podawał się za Tomasa Jamiego. Tomas Jamie był pracownikiem tymczasowym w Dziurawym Kotle. Nic więcej o nim nie wiadomo. Kiedy wraz z dziewczyną opuścił pub, ślad się urwał, ale nie zaprzestano poszukiwań. 
          ,,Zrobimy wszystko co w naszej mocy" - mówi S. Bones w wywiadzie dla Proroka Codziennego. - ,,Wszyscy znają H.Granger, pomogła ocalić nas wszystkich, więc teraz i my zrobimy wszystko co w naszej mocy."
          Bliscy, rodzice mugole, nie chcieli jednak udzielić nam wywiadu w tej sprawie. Zostawili to bez komentarza.
Długo poszukiwano dziewczyny lecz bez skutku. Dzisiaj ministerstwo magii uznało czarodziejkę za nie odnalezioną, według ustawy nr 393 paragrafu o zaginionych czarodziejach. Minęło już kilka tygodni, poszukiwania jeszcze nie zostają całkowicie zawieszone. Wszyscy współczują rodzicom i bliskim. Harmiona Granger na wieki będzie wspominana jako bohaterka, która pomogła ocalić świat magii przed Lordem Voldemortem.

          Draco nie chciał tego wszystkiego czytać, słuchać. To tylko pogarszało sprawę. W gazetach ukazały się także zdjęcia głównego podejrzanego, który podawał się za Tomasa Jamie.
          Jednak to też nic nie dało. Nikt nic nie widział i nie słyszał.
          Harry dalej pogrążał się w pracy, jako auror miał jej dużo, a Ginny wróciła na swój ostatni rok do Hogwartu. Mimo tego, że nie chciała wyjeżdżać ze względu na Hermione, to Harry przekonał swoją narzeczoną, że to bez sensu. Dziewczyna musi ukończyć Hogwart, a gdy to zrobi to w końcu będą mogli się pobrać.
          Natomiast Draco z każdym dniem był coraz bardziej załamany tym wszystkim. 




__________________________________
Czytelniku!  :)
Kolejny rozdział planowany na 28.11.2015

Zachęcam do komentowania, ponieważ to motywuje mnie do pracy!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :D
Za każdy jestem ogromnie wdzięczna!

Polecam:
Nie mów nic. Kocha się za nic.

Dziękuję mojej becie - Księżniczce Dramione