środa, 13 maja 2020

3. Siódmy

          - Mam nadzieję, że sobie poradzicie!
          Hermiona nie mogła dłużej czekać. Wiedziała jednak, że powinna zostać i chociaż troch pomóc swoim przyjaciołom. Najchętniej jednak odjechałaby jak najszybciej i jak najdalej od wszystkich uczniów, którzy zajmowali niemal całą przystań. Niestety żaden z jej towarzyszy nigdy nie miał na nogach łyżew, sama nie była jakimś ekspertem, ale czuła, że jest im winna chociaż jedną lekcję. Ona też miała dobrego nauczyciela i wiedziała, że jest to niezbędne by na samym początku móc się chociaż utrzymać na nogach.
          - Cześć wam! - usłyszeli radosny głos Luny.
          Zaraz kiedy do nich podeszła, Neville bez wahania przytulił się do niej. Z drugiej perspektywy wyglądało to bardzo uroczo. Wzięła go za rękę po czym ruszyli w stronę tafli.
          - Ja was nauczę - powiedziała Luna. - Wiem na ten temat wszystko.
          Hermiona wyczuła w tym możliwość, postanowiła zaczekać parę chwil by zobaczyć czy wszyscy sobie jakoś radzą, a potem trochę pojeździć.
          Trwało to jednak trochę dłużej niż chwilę. Harry'emu po kilkunastu minutach udało się powoli przemieszczać po lodzie, a Ron wiedział już jak stać by się nie wywrócić. Neville'owi dalej jednak nie udało się nawet wejść na taflę by nie kończyło się to bliskim spotkaniem twarzy i lodu. Luna bardzo się starała, dawała z siebie wszystko i była w tym naprawę dobra.
          - Możesz iść - powiedziała z lekkim uśmiechem do Hermiony.
          - Jak? Co? - odpowiedziała zdziwiona.
          - Widzę, że chcesz iść, myślę, że nikt nie ma nic przeciwko.
          Ron, gdy tylko to usłyszał, zrobił gwałtowny ruch w ramach protestu co skończyło się zapewne kolejnym siniakiem na pośladkach. Hermiona bez chwili namysłu podjechała do niego. Ron bardzo chciał by została, chciał spędzić z nią trochę czasu, bo bardzo mu tego brakowało ostatnimi czasy. Zerknął na nią nieśmiało, dziewczyna była uśmiechnięta, ale równocześnie wydawała się nieobecna. Podała mu rękę by pomóc mu wstać. Ron zawahał się na moment, ale chwycił ją za rękę i z lekkim trudem stanął na nogi. Ponownie spojrzał na Hermione - ona też patrzyła mu się w oczy ale z pytającym wyrazem twarzy. Dopiero wtedy zorientował się, że cały czas trzyma ją za rękę.
          - Wybacz - odpowiedział i speszony odsunął się od niej.
          - Spoko - nic więcej nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się niepewnie. - To ja na chwilę się oddale.
          Ruszyła w przeciwną stronę do brzegu. Widziała po drodze kilka grupek uczniów. Wielu miało taki sam problem jak Ron i Neville. Inni całkiem dobrze sobie radzili, poruszali się z umiarkowaną prędkością. Byli też tacy co wyglądali jakby lepiej jeździli na łyżwach niż latali na miotle. Jakby lodowiska były ich drugim domem, albo jakby urodzili się od razu w łyżwach.
          Kiedy Hermiona oswoiła się już z lodowiskiem, poczuła spokój i coraz bardziej napływającą radość. Nic nie mogło się równać z tą wolnością, którą teraz miała. Poruszała się pewnie, stawiając jedną nogę za drugą. Teraz nic nie było ważne, nic się nie liczyło. Była tylko ona i prawie nieskończona tafla. Zdawało się jej, że te chwile trwały wiecznie, w tamtym momencie była szczęśliwa.
          Wieczór nadszedł szybciej niż mogłaby się spodziewać w tej chwili. Widziała, że powinna już wracać, była na tyle daleko od brzegu, że światło latarni przy brzegu było zaledwie małą kropką. Nie mogła jednak się zmotywować, była szczęśliwa tam gdzie była. Wiał coraz chłodniejszy wiatr, a dodatkowo zaczął padać śnieg. Miała coraz gorszą widoczność, a w kolejnej chwili zrobiło się przeraźliwie zimno. Nie było już innego wyboru, trzeba było wracać.
          Wiatr był na tyle silny, że poruszała się coraz wolniej, straciła trochę orientację, ledwo było widać brzeg. Hermiona nie chciała zdawać się na szczęście. Stanęła w miejscu, wyciągnęła różdżkę i zamknęła oczy.
          - Locate Via!
          Mała przeźroczysta kula pojawiła się przed jej twarzą, miała poprowadzić ją do domu. Nie wiedziała jak mogła wplątać się w taką sytuację, nie powinna była sama odjeżdżać tak daleko. Niestety nie mogła liczyć na nikogo więcej, jej przyjaciele nie mogli z nią tutaj być, ale na pewno teraz się o nią martwili.
          Ciężko było jej przebić się przez padający śnieg. W oddali słyszała jednak różne odgłosy. Na środku jeziora pogoda nie była zbyt przyjemna, jednak przy brzegu zabawa mogła trwać w najlepsze. Uspokoiło ją to na chwilę.

*

          - Hermiona!
          - Masakra, gdzie ona pojechała!?
          Przyjaciele nie byli zbytnio zadowoleni, a na pewno nie byli spokojni. Nikt jednak nie chciał wszczynać niepotrzebnie alarmu. Hermiona nie mogła zaginąć, jeszcze było za wcześnie na takie domysły. Na pewno niebawem wróci, pewnie była niedaleko. Powinna zauważyć, że zbliża się burza i że powinni niebawem wracać do zamku.
          Całej tej sytuacji zaczął przysłuchiwać się Blaise Zabini. Usłyszał w pewnym momencie krzyki Rona. Domyślił się, że coś było nie tak, inaczej rudzielec by się nie wydzierał. Zaczął krążyć bliżej nich by czegoś się dowiedzieć, ale inni uczniowie byli zbyt głośno, również wiatr mu tego nie ułatwiał.
          - Audi Omnia - wyszeptał i od teraz słyszał już wszystko.
          - Nie możemy wracać bez niej.
          To był Harry. Zabini pomyślał przy czym trochę się zaśmiał, że to pewnie on był głową całej operacji. Bo na pewno nie Weasley. Nie wiedział czemu, ale bardzo go nie lubił. No może trochę wiedział, na pewno miało to związek z Hermioną. Kiedy usłyszał jej imię odwrócił się gwałtownie tak jakby ktoś jego wołał po imieniu.
          - To co robimy, może trzeba komuś powiedzieć?
          - Ja pojadę - oznajmiła Luna. - Przejadę się tylko kawałek - dodała, kiedy zobaczyła minę Neville'a.
          Blaise nie zastanawiał się długo. Podjechał do swoich przyjaciół i oznajmił im, że ktoś się zgubił więc pojedzie go poszukać.
          - No chyba żartujesz - powiedział Draco.
          - Nie - opowiedział oschle.
          Spojrzeli na siebie bez wymiany kolejnych zdań. To wyglądało tak, jakby stali i czytali sobie w myślach, jakby porozumiewali się bez słów.
          - Jadę z tobą - oświadczył po chwili.
          Blaise nic mu nie odpowiedział, ponieważ Draco jechał już wgłąb rozciągającej się na całe jezioro ciemności.
          - Kiedyś to zginiemy przez tą dziewczynę - powiedział w pewnej chwili.
          - Nie bądź takim pesymistą!
          Ciężko było prowadzić jakąkolwiek rozmowę, wiatr był coraz mocniejszy, a śnieg wpadał prosto do oczu.

*

          Była połowa grudnia, niecały rok temu. Nastał chłodny wieczór, na ziemię padały drobne płatki śniegu. Światło księżyca oświetlało całą okolicę. Hermiona wraz z kubkiem gorącej czekolady siedziała w dużym pokoju na parapecie i wpatrywała się w przepiękny zimowy krajobraz na swoim podwórku.
          - Idziemy - usłyszała za sobą pewny męski głos.
          Trochę poirytowana przewróciła oczami, ponieważ chłopak właśnie wybudził ją z transu, w którym siedziała i marzyła już od jakiegoś czasu.
          - Co?  - odpowiedziała oschle. To nawet nie było pytanie, nie chciała znać odpowiedzi.
          - Zobaczysz.
          - Chyba sobie żartujesz.
          Blaise wcale nie wyglądał na kogoś, kto żartowałby z czegokolwiek. Był raczej cichy, ale kiedy już coś mówił, był najbardziej nieuprzejmą osobą, jaką kiedykolwiek znała. Nie wiedziała, czy to była jakaś oznaka protestu przeciwko światu, chciał jej coś tym udowodnić, czy naprawdę taki był.
          - Ruchy ruchy - oznajmił już trochę łagodniejszym tonem. - Ubierz się ciepło.
          Skoro Blaise i tak przerwał jej wolną od zmartwień chwilę postanowiła zabrać się razem z nim. Chłopak wyglądał już na całkowicie zdrowego. Wszystkie rany zagoiły się bezproblemowo. Udało się jej powstrzymać klątwę wilkołaka. Blaise nie dawał po sobie poznać, ale tak naprawdę był jej wdzięczny. Za niedługo pewnie nie będzie już potrzebował jej pomocy i z pewnością się wyprowadzi. Nie miał już powodu by u niej mieszkać.
          - Gotowa - oznajmiła po paru minutach.
          - Więc chodźmy - jednym ruchem wskazał drogę do wyjścia. Minęła kolejna chwila i oboje stali przed domem Hermiony i wpatrywali się w biały puch, który przykrył całą najbliższą okolicę. Blaise gwałtownie chwycił ją za rękę, a ona natychmiast ją wyrwała.
          - No nie przesadzaj, nie jest aż tak romantycznie - powiedziała z sarkazmem.
          Chłopak musiał przyznać, było to trochę zabawne. Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły, ale by tego nie zauważyła odwrócił głowę w drugą stronę.
          - Masz rację - przyznał, ale w jego głosie można było doszukać się rozbawienia.
          To bardzo ją zdziwiło, wydawało się jej, że się uśmiechnął, ale to było do niego niepodobne. Przez ostatnie dwa tygodnie odkąd gościł w jej domu, nigdy nie widziała jak się uśmiechał. W większości było to spowodowane jego trudną sytuacją zdrowotną, nikt w takiej sytuacji nie byłby szczęśliwy, ani nie miałby ochoty na żarty. Teraz jednak Blaise wydawał się trochę rozbawiony. Kiedy zobaczyła, że patrzy się na nią z uniesionymi brwiami i wyciągniętą ręką nie miała wyjścia, podała mu swoją. W tym samym momencie, kiedy ich palce się złączyły, Blaise ich teleportował.
          - Gdzie idziemy? - pytała na na każdym kolejnym kroku.
          Prowadził ich przez gęsty, ośnieżony powyżej kostek las. Nie było to ani magiczne, ani urocze, ani tajemnicze miejsce. Las był ponury. Przechodziła ją gęsia skórka, nie powinna się tu znaleźć, nie potrafiła zrozumieć dlaczego się na to zgodziła. Kiedy w oddali usłyszała trzask gałęzi podskoczyła gwałtownie.
          - Oj no nie bój się - powiedział chłopak, teraz nie starał się już ukryć rozbawienia.
          - Może dla ciebie to zabawne, ale ja nawet nie wiem gdzie jesteśmy.
          - Zobaczysz - powiedział ponownie.
          - Ale ja bym chciała wiedzieć.
          Była uparta, ale nie tak jak Blaise. Był cierpliwy i opanowany na tyle by ignorować jej marudzenie. Wiedział, że za parę minut jej przejdzie gdy dotrą na miejsce, to wcale nie było daleko, jednak zawsze zapominał gdzie dokładnie ma się teleportować. Ostatnio był tutaj przed Wielką Wojną, kiedy był na szóstym roku przychodził tutaj z przyjaciółmi.
          - O to tutaj!
          Blaise ucieszył się jak dziecko. Hermiona stanęła zszokowana. Patrzyła jak Blasie zostawia ją i biegnie w stronę niewielkiego zamarzniętego jeziorka. Nie mogła zrozumieć co się mu stało, nie wyglądał jak ten chłopak, który mieszkał u niej przez ostatnie tygodnie. Był wesoły, pełny energii, jakby naglę wygrał w czarodziejskiej loterii.
          - Blaise! - Kiedy usłyszał jak go woła odwrócił się w jej stronę machając ręką.
          - Woohoo!
          Po chwili znalazła się zaraz koło niego. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć, więc przyglądała mu się uważnie. Chłopak ostrożnie wszedł na taflę lodu. Hermiona wstrzymała oddech. To było bardzo niebezpieczne co robił, lód mógł się w każdej chwili złamać, a on utopić. Nie mogła pozwolić by cokolwiek mu się stało, nie po tych wszystkich godzinach, które spędziła na opatrywaniu jego ran. Wyciągnęła pospiesznie różdżkę i nie zawahała się nawet na chwilę.
          - Glacius!
          Kilka iskier i coś przypominające zimny ogień momentalnie rozproszyło się po całym jeziorze tworząc dodatkową warstwę lodu.
          - Dobrze - powiedział Blasie z uśmiechem. - Lenis!
          W kolejnej chwili gruby lód przykrywający wodę zrobił się przeźroczysty, jak najczystsze szkło. Blaise trzymał w ręku swoją różdżkę i przyglądał się reakcji Hermiony. Jednak nie zrobiło to na niej większego wrażenia, jeśli chciał popisać się swoimi umiejętnościami magicznymi.
          - Uważaj teraz - powiedział chłopak.
          Hermiona w dalszym ciągu stała na brzegu, nie miała zamiaru tego zmieniać. Fascynowało ją zachowanie Blaise'a, nie spodziewała się tego po nim. Zorientowała się, że tak naprawdę bardzo mało o nim wie. Była tym tak przejęta, że nie zwracała na nic więcej uwagi. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego co się działo. Blaise skierował swoją różdżkę na czarne skórzane buty, które miał na sobie.
          - Patinus Volo!
          To był wyjątkowo piękny widok, gdy srebrzyste nici w jednej chwili oplotły jego buty z każdej strony, a pod podeszwą złączyły się na kształt ostrzy. Chłopak w kolejnej chwili poruszał się już po lodzie, a Hermiona przyglądała się uważnie. Zawsze chciała spróbować jazdy na łyżwach, nie sądziła tylko, że stanie się to tej zimy i to jeszcze z kimś, kogo ledwo znała. Blaise nie odpuścił okazji by pokazać jej wszystko co potrafił. Z łatwością i lekkością zmieniał kierunek jazdy. Jeździł raz na jednej nodze, raz na drugiej, raz przodem, razy tyłem. Robił to z niewyobrażalną dla niej w tym momencie precyzją. Jego umiejętności na pewno były godne podziwu. Dziewczyna była wpatrzona w niego jak w obrazek. Lód mienił się pod jego łyżwami, które rysowały smukłe linie na całej szerokości i długości tafli. Linie nie miały ciągłości, w większości charakteryzowały je okręgi. Każda zdawała się opowiadać jakąś historię. Pojedyncze ślady mówiły o tym, że chłopak świetnie radził sobie z jazdą na jednej nodze, okręgi były śladem po popisowych obrotach, a głębokie ślady zaraz koło nich, zdradzały, że nie każdy obrót miał poprawne wyprowadzenie.
          - Teraz ty - powiedział z lekkim uśmiechem, kiedy zjawił się blisko miejsca, w którym stała. Hermiona pokręciła głową. Wiedziała, że nie da rady teraz wejść na lód - nie po tym co chłopak pokazał, tylko by się ośmieszyła.
          - Nie daj się prosić - kontynuował. - Po twojej minie domyślam się, że jeszcze nie jeździłaś.
          - Masz rację - odpowiedziała ze spokojem.
          - Każdy kiedyś zaczynał. Dasz radę, nie chcę jeździć tu sam.
          Po krótkim rozważeniu wszystkich argumentów za i przeciw zdecydowała się wejść na lód. Chłopak ponownie wyciągnął do niej rękę, by jej w tym pomóc. Tym razem nie słyszał sprzeciwów. Pierwszy krok okazał się być jednak najtrudniejszym, kiedy przerzuciła ciężkość swojego ciała z nogi, która była poza lodowiskiem, na nogę która stała na tafli, momentalnie straciła równowagę. Jej krok był zbyt stanowczy i robiła go nieuważnie. Chłopak jednak trzymał ją za rękę, więc nic się nie stało.
          - Uważaj, to trudniejsze niż myślisz - powiedział. - A teraz zaczekaj. Patinus Volo!
          Poczuła jak te same srebrne nicie owijają się dookoła jej butów. Poczuła też mocniejszy uścisk Blaise'a. Jedną ręką trzymaj jej rękę, a drugą, kiedy już schował różdżkę, chwycił za jej drugą. Nagle poczuła jak podłoże staje się coraz bardziej niestabilne, coraz bardziej śliskie - o ile mogło być jeszcze bardziej. Kiedy w końcu czar sprawił, że na jej magicznych łyżwach pojawiły się ostrza, tafla nie pozwoliła Hermionie utrzymać równowagi. Poczuła jak jedna noga odjeżdża jej do przodu, kiedy reszta ciała chyliła się do tyłu. W mgnieniu oka Blaise jeszcze bardziej wzmocnił uścisk lecz nie był w stanie utrzymać w pionie ich oboje. Przez gwałtowny ruch jego łyżwa również skierowała się do tyłu. Pozostali bez wyjścia, Hermiona poddała mięśnie i zdała się na chłopaka. Jednak on nie rozluźnił uścisku co spowodowało, że najpierw dziewczyna, a później on przewrócili się na lód.
          Nikt nic nie powiedział, leżeli tak jeden koło drugiego, a słychać było tylko nieśmiały dziewczęcy śmiech. Ten ciepły i szczery śmiech rozbrzmiewał między liśćmi drzew, w lesie, który nabrał w przeciągu chwili pewnego uroku - nie był już tak mroczny jak wydawał się na samym początku.
          - Co cię tak bawi? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem
          - Nie... - trudno było jej wydusić z siebie chociaż słowo.
          - Nie?
          - Nie wiem - opowiedziała pospiesznie.
          - Właśnie widzę.
          Blaise był szczerze zaskoczony jej reakcją. Nie był to bolesny upadek więc pozbierali się w miarę szybko. Gdy stanęli znowu na lodzie, Hermiona poczuła się trochę pewniej. Było to trochę niezrozumiałe, ale Blaise posiadał od groma cierpliwości i opanowania w sobie. Starał się jej pomóc najbardziej jak potrafił.
          - Dlaczego tu przyszliśmy? - zapytała w pewnym momencie. Na łyżwach radziła sobie już całkiem dobrze.  - Czemu akurat tutaj? Gdzie my jesteśmy?
          - Zadajesz dużo pytań - odpowiedział. - W Wiltshire.
          - A więc to już inne hrabstwo, mówiłeś że ty też jesteś z Hampshire. Dlaczego akurat tutaj?
          - Przychodziliśmy tu zawsze co roku z przyjaciółmi pojeździć, trwa to od początku szkoły. To dobre miejsce na łyżwy.
          Chłopak nie był chętny do rozmów. Podobnie było kiedy pytała go o rodziców, jego dom, rodzinę. Nie chciał o tym rozmawiać, ale w tym oboje się zgadzali, Hermiona również nie miała ochoty na rozmowy o rodzinie.
          - Zbieramy się? - zapytała.
          - Jeszcze nie - odpowiedział, wrócił mu uśmiech. Dziewczynie wydało się to podejrzane. - Dasz już radę sama?
          - Chyba tak.
          Chłopak powoli puścił jej ręce, chciał sprawdzić czy na pewno utrzyma się na lodzie. Hermiona przejechała kawałek trochę się chwiejąc, ale dawała sobie radę. Blaise okrążył ją kilka razy uważnie się przyglądając. Na kilka sekund ich spojrzenia się spotkały, po czym dziewczyna trochę niepewnie się obróciła i ponownie zaczęła ćwiczyć jazdę. To było bardzo miłe uczycie, spodobały jej się łyżwy i dobrze się bawiła. Niestety jej szczęście nie trwało zbyt długo, ponieważ z oddali powolnym krokiem zbliżał się do nich kolejny członek tegorocznego, siódmego już sezonu łyżwiarskiego.
          - Spóźniony! - Blaise krzyknął do chłopaka, który właśnie pojawił się po drugiej stronie jeziorka.
          Ten zwinnym ruchem wskoczył na lód z taką prędkością, że udało mu się przejechać kawałek po przeźroczystej tafli. Jedną ręką wyciągnął różdżkę i wycelował w swoje buty. Nie spuszczał z nich wzroku ani na moment, miał kamienną twarz. Po chwili ruszył w ich stronę, nie minęła chwila a blond chłopak miał już na sobie łyżwy. W jego ruchach nie było niepewności. Rozpędził się na tyle, że zajęło mu parę sekund na znalezienie się tuż koło nich. Nie zawahał się ani na moment. Okrążył ich dwukrotnie bez słowa, a następnie z wyćwiczoną precyzją się zatrzymał.
          - Blaise - powiedział ostro. - Co wy tu? Co ty tu z nią? Co ona tu?
          - Spokój Malfoy. To długa historia.
          - Mam nadzieję, że dobra.
          Hermiona nie powiedziała ani słowa. Stała bez ruchu jakby miała nadzieję, że jak się nie poruszy to jej nie zobaczy. Przez jej głowę przechodziły różne myśli dzisiejszego dnia, ale nie sądziła, że dzień zakończy się w ten sposób. Co w tym lesie robił Draco Malfoy?
          - Nie bądź wredny - ton jego głosu był równie pewny co blondyna.
          - Jak mi powiesz co ty odpierdalasz, to się zastanowię.
          - Draco - powiedział spokojnie.
          Dziewczyna ponownie zaczęła się zastanawiać nad tym, jak mogła do tego dopuścić. Dlaczego dała się tu zaciągnąć, dlaczego nie została w domu. Teraz stała razem z nimi dwoma w lesie, na lodzie i to jeszcze z łyżwami na nogach.
          - Blaise.
          Patrzyli na siebie z powagą stojąc zaledwie dwa metry od siebie. Nikt nawet na nią nie zerknął, jakby jej tam nie było. To dodawało jej otuchy. Niech załatwią te sprawy miedzy sobą, a ona wróci do domu. Problemem było to, że niepewnie stała na środku jeziorka. Wiedziała, że jeśli w zaistniałej sytuacji się poruszy to na pewno się wywróci. Nie chciała by Malfoy to zobaczył. Z drugiej strony nie mogli tak tkwić wiecznie.
          - Draco - powiedziała ze spokojem.
          Chłopak gwałtownie odwrócił wzrok i zrobił ruch w jej stronę. Jak zawsze wszystkie jego ruchy były pewne, a on nie zachowywał się tak, jakby właśnie stał na ogromnym lodowisku. Wręcz przeciwnie, bo zachowywał się tak jakby w ogóle nie miał na sobie łyżew. Patrzył na nią pustym wzrokiem, ale jego usta drgnęły, jakby chciał coś powiedzieć.
          - Dobrze cie widzieć - powiedział, było to raczej skierowane do Blaise'a.
          - Ciebie też - odpowiedział.
          Draco zignorował Hermionę i podjechał do przyjaciela by się przywitać. Tego dziewczyna się nie spodziewała, chłopcy podali sobie ręce po czym się uściskali i poklepali po plecach. Zdawała sobie sprawę z tego, że kiedyś byli dobrymi przyjaciółmi, widać od czasów szkolnych nic się nie zmieniło.
          - Wybacz spóźnienie, nie mogłem się wyrwać.
          - Twoja mama w domu?
          - Jakbyś nie wiedział.
          Rozmawiali tak jakby nie widzieli się od bardzo dawna. Hermiona nie wiedziała co robić, stać, odjechać, wrócić do domu? Traktowali ją jak powietrze. Dzień powoli się kończył, robiło się coraz chłodniej a śnieg padał coraz mocniej.
          - Co się z tobą działo? Gdzieś ty zniknął? - Draco wydawał się trochę zniecierpliwiony.
          - Jak mówiłem długa historia.
          - Musimy pogadać.
          - Wiem, ale... - przerwał nagle i obrócił głowę w stronę Hermiony. Draco zrobił to samo.
          - O tym też musimy pogadać - gwałtownym ruchem wskazał palcem na dziewczynę. W jego głosie można było usłyszeć teraz oprócz zniecierpliwienia odrobinę irytacji.
          - Przyłączysz się do nas? Widzę, że dawno nie jeździłeś. - Blaise starał się trochę rozładować atmosferę rzucając żartami, które jako pierwsze przyszły mu do głowy.
          - Zabawne - odburknął.
          Blaise zauważył, że Draco opuścił trochę gardę. Odkąd się pojawił nie rozprostował pięści, aż do tego momentu. Wiedział, że w ten sposób starał się zawsze opanować emocję. Dobrze go znał, był to przecież jego najlepszy przyjaciel.
          - Wyszedłeś trochę z wprawy - powiedział po chwili po czym podjechał do blondyna i poklepał po klatce piersiowej z całej siły.
          - Dobra dobra - odpowiedział. - Idźcie sobie, późno jest, pogadamy jutro.
          - Spoko.
          Wyciągnął do przyjaciela rękę i uściskał go tym razem na pożegnanie. Hermiona próbowała sobie poukładać wszystko w głowie. Była zamyślona więc nie zwróciła uwagi na to co się działo.
          - Hermiona idziemy - powiedział do niej chłopak.
          - Co? Co?
          Pokiwał tylko głową. Hermiona zrozumiała, że nadeszła ta chwila, w której będzie musiała dojechać do brzegu nie wywracając się przy tym, by nie narobić sobie wstydu. Blaise zobaczył, że się wahała, jednak on - ani na moment. Podjechał do niej prędko i bez namysłu jedną ręką objął ją mocno w tali, po czym schylił się trochę by drugą ręką podnieść jej nogi. Kiedy trzymał ją już mocno w swoich ramionach bez trudno dotarł z nią na skraj lodowiska. Hermiona była zaskoczona, nic nie powiedziała, bo w głębi serca poczuła, że jest mu wdzięczna. Było to dla niej trochę niekomfortowe, ale widać było, że chłopak też nie czuł się pewnie. Był spięty i prawie nic nie mówił. Draco Malfoy dawno zniknął już za horyzontem, a oni znowu zostali sami.
          - Zdejmij łyżwy - powiedział.
          Hermiona jednym skinieniem różdżki zdjęła piękne perłowe łyżwy ze swoich butów. Przykro się jej zrobiło, że na dzisiaj to był już koniec jej przygód z lodowiskiem.
          - Nie martw się, jutro znowu tu przyjdziemy.
          Chłopak ponownie się uśmiechnął. Postawił ją na śniegu, a napadało go w tym czasie całkiem sporo, sięgał jej powyżej kostek. Blaise również zdjął łyżwy.
          - Co Draco tutaj robił? - Niepewnym ruchem chwyciła go za rękę.
          - Jak to co? Mieszka tu.
          Zdążył zobaczyć tylko jej zdziwioną minę, po czym teleportował ich do domu.