środa, 13 maja 2020

3. Siódmy

          - Mam nadzieję, że sobie poradzicie!
          Hermiona nie mogła dłużej czekać. Wiedziała jednak, że powinna zostać i chociaż troch pomóc swoim przyjaciołom. Najchętniej jednak odjechałaby jak najszybciej i jak najdalej od wszystkich uczniów, którzy zajmowali niemal całą przystań. Niestety żaden z jej towarzyszy nigdy nie miał na nogach łyżew, sama nie była jakimś ekspertem, ale czuła, że jest im winna chociaż jedną lekcję. Ona też miała dobrego nauczyciela i wiedziała, że jest to niezbędne by na samym początku móc się chociaż utrzymać na nogach.
          - Cześć wam! - usłyszeli radosny głos Luny.
          Zaraz kiedy do nich podeszła, Neville bez wahania przytulił się do niej. Z drugiej perspektywy wyglądało to bardzo uroczo. Wzięła go za rękę po czym ruszyli w stronę tafli.
          - Ja was nauczę - powiedziała Luna. - Wiem na ten temat wszystko.
          Hermiona wyczuła w tym możliwość, postanowiła zaczekać parę chwil by zobaczyć czy wszyscy sobie jakoś radzą, a potem trochę pojeździć.
          Trwało to jednak trochę dłużej niż chwilę. Harry'emu po kilkunastu minutach udało się powoli przemieszczać po lodzie, a Ron wiedział już jak stać by się nie wywrócić. Neville'owi dalej jednak nie udało się nawet wejść na taflę by nie kończyło się to bliskim spotkaniem twarzy i lodu. Luna bardzo się starała, dawała z siebie wszystko i była w tym naprawę dobra.
          - Możesz iść - powiedziała z lekkim uśmiechem do Hermiony.
          - Jak? Co? - odpowiedziała zdziwiona.
          - Widzę, że chcesz iść, myślę, że nikt nie ma nic przeciwko.
          Ron, gdy tylko to usłyszał, zrobił gwałtowny ruch w ramach protestu co skończyło się zapewne kolejnym siniakiem na pośladkach. Hermiona bez chwili namysłu podjechała do niego. Ron bardzo chciał by została, chciał spędzić z nią trochę czasu, bo bardzo mu tego brakowało ostatnimi czasy. Zerknął na nią nieśmiało, dziewczyna była uśmiechnięta, ale równocześnie wydawała się nieobecna. Podała mu rękę by pomóc mu wstać. Ron zawahał się na moment, ale chwycił ją za rękę i z lekkim trudem stanął na nogi. Ponownie spojrzał na Hermione - ona też patrzyła mu się w oczy ale z pytającym wyrazem twarzy. Dopiero wtedy zorientował się, że cały czas trzyma ją za rękę.
          - Wybacz - odpowiedział i speszony odsunął się od niej.
          - Spoko - nic więcej nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się niepewnie. - To ja na chwilę się oddale.
          Ruszyła w przeciwną stronę do brzegu. Widziała po drodze kilka grupek uczniów. Wielu miało taki sam problem jak Ron i Neville. Inni całkiem dobrze sobie radzili, poruszali się z umiarkowaną prędkością. Byli też tacy co wyglądali jakby lepiej jeździli na łyżwach niż latali na miotle. Jakby lodowiska były ich drugim domem, albo jakby urodzili się od razu w łyżwach.
          Kiedy Hermiona oswoiła się już z lodowiskiem, poczuła spokój i coraz bardziej napływającą radość. Nic nie mogło się równać z tą wolnością, którą teraz miała. Poruszała się pewnie, stawiając jedną nogę za drugą. Teraz nic nie było ważne, nic się nie liczyło. Była tylko ona i prawie nieskończona tafla. Zdawało się jej, że te chwile trwały wiecznie, w tamtym momencie była szczęśliwa.
          Wieczór nadszedł szybciej niż mogłaby się spodziewać w tej chwili. Widziała, że powinna już wracać, była na tyle daleko od brzegu, że światło latarni przy brzegu było zaledwie małą kropką. Nie mogła jednak się zmotywować, była szczęśliwa tam gdzie była. Wiał coraz chłodniejszy wiatr, a dodatkowo zaczął padać śnieg. Miała coraz gorszą widoczność, a w kolejnej chwili zrobiło się przeraźliwie zimno. Nie było już innego wyboru, trzeba było wracać.
          Wiatr był na tyle silny, że poruszała się coraz wolniej, straciła trochę orientację, ledwo było widać brzeg. Hermiona nie chciała zdawać się na szczęście. Stanęła w miejscu, wyciągnęła różdżkę i zamknęła oczy.
          - Locate Via!
          Mała przeźroczysta kula pojawiła się przed jej twarzą, miała poprowadzić ją do domu. Nie wiedziała jak mogła wplątać się w taką sytuację, nie powinna była sama odjeżdżać tak daleko. Niestety nie mogła liczyć na nikogo więcej, jej przyjaciele nie mogli z nią tutaj być, ale na pewno teraz się o nią martwili.
          Ciężko było jej przebić się przez padający śnieg. W oddali słyszała jednak różne odgłosy. Na środku jeziora pogoda nie była zbyt przyjemna, jednak przy brzegu zabawa mogła trwać w najlepsze. Uspokoiło ją to na chwilę.

*

          - Hermiona!
          - Masakra, gdzie ona pojechała!?
          Przyjaciele nie byli zbytnio zadowoleni, a na pewno nie byli spokojni. Nikt jednak nie chciał wszczynać niepotrzebnie alarmu. Hermiona nie mogła zaginąć, jeszcze było za wcześnie na takie domysły. Na pewno niebawem wróci, pewnie była niedaleko. Powinna zauważyć, że zbliża się burza i że powinni niebawem wracać do zamku.
          Całej tej sytuacji zaczął przysłuchiwać się Blaise Zabini. Usłyszał w pewnym momencie krzyki Rona. Domyślił się, że coś było nie tak, inaczej rudzielec by się nie wydzierał. Zaczął krążyć bliżej nich by czegoś się dowiedzieć, ale inni uczniowie byli zbyt głośno, również wiatr mu tego nie ułatwiał.
          - Audi Omnia - wyszeptał i od teraz słyszał już wszystko.
          - Nie możemy wracać bez niej.
          To był Harry. Zabini pomyślał przy czym trochę się zaśmiał, że to pewnie on był głową całej operacji. Bo na pewno nie Weasley. Nie wiedział czemu, ale bardzo go nie lubił. No może trochę wiedział, na pewno miało to związek z Hermioną. Kiedy usłyszał jej imię odwrócił się gwałtownie tak jakby ktoś jego wołał po imieniu.
          - To co robimy, może trzeba komuś powiedzieć?
          - Ja pojadę - oznajmiła Luna. - Przejadę się tylko kawałek - dodała, kiedy zobaczyła minę Neville'a.
          Blaise nie zastanawiał się długo. Podjechał do swoich przyjaciół i oznajmił im, że ktoś się zgubił więc pojedzie go poszukać.
          - No chyba żartujesz - powiedział Draco.
          - Nie - opowiedział oschle.
          Spojrzeli na siebie bez wymiany kolejnych zdań. To wyglądało tak, jakby stali i czytali sobie w myślach, jakby porozumiewali się bez słów.
          - Jadę z tobą - oświadczył po chwili.
          Blaise nic mu nie odpowiedział, ponieważ Draco jechał już wgłąb rozciągającej się na całe jezioro ciemności.
          - Kiedyś to zginiemy przez tą dziewczynę - powiedział w pewnej chwili.
          - Nie bądź takim pesymistą!
          Ciężko było prowadzić jakąkolwiek rozmowę, wiatr był coraz mocniejszy, a śnieg wpadał prosto do oczu.

*

          Była połowa grudnia, niecały rok temu. Nastał chłodny wieczór, na ziemię padały drobne płatki śniegu. Światło księżyca oświetlało całą okolicę. Hermiona wraz z kubkiem gorącej czekolady siedziała w dużym pokoju na parapecie i wpatrywała się w przepiękny zimowy krajobraz na swoim podwórku.
          - Idziemy - usłyszała za sobą pewny męski głos.
          Trochę poirytowana przewróciła oczami, ponieważ chłopak właśnie wybudził ją z transu, w którym siedziała i marzyła już od jakiegoś czasu.
          - Co?  - odpowiedziała oschle. To nawet nie było pytanie, nie chciała znać odpowiedzi.
          - Zobaczysz.
          - Chyba sobie żartujesz.
          Blaise wcale nie wyglądał na kogoś, kto żartowałby z czegokolwiek. Był raczej cichy, ale kiedy już coś mówił, był najbardziej nieuprzejmą osobą, jaką kiedykolwiek znała. Nie wiedziała, czy to była jakaś oznaka protestu przeciwko światu, chciał jej coś tym udowodnić, czy naprawdę taki był.
          - Ruchy ruchy - oznajmił już trochę łagodniejszym tonem. - Ubierz się ciepło.
          Skoro Blaise i tak przerwał jej wolną od zmartwień chwilę postanowiła zabrać się razem z nim. Chłopak wyglądał już na całkowicie zdrowego. Wszystkie rany zagoiły się bezproblemowo. Udało się jej powstrzymać klątwę wilkołaka. Blaise nie dawał po sobie poznać, ale tak naprawdę był jej wdzięczny. Za niedługo pewnie nie będzie już potrzebował jej pomocy i z pewnością się wyprowadzi. Nie miał już powodu by u niej mieszkać.
          - Gotowa - oznajmiła po paru minutach.
          - Więc chodźmy - jednym ruchem wskazał drogę do wyjścia. Minęła kolejna chwila i oboje stali przed domem Hermiony i wpatrywali się w biały puch, który przykrył całą najbliższą okolicę. Blaise gwałtownie chwycił ją za rękę, a ona natychmiast ją wyrwała.
          - No nie przesadzaj, nie jest aż tak romantycznie - powiedziała z sarkazmem.
          Chłopak musiał przyznać, było to trochę zabawne. Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły, ale by tego nie zauważyła odwrócił głowę w drugą stronę.
          - Masz rację - przyznał, ale w jego głosie można było doszukać się rozbawienia.
          To bardzo ją zdziwiło, wydawało się jej, że się uśmiechnął, ale to było do niego niepodobne. Przez ostatnie dwa tygodnie odkąd gościł w jej domu, nigdy nie widziała jak się uśmiechał. W większości było to spowodowane jego trudną sytuacją zdrowotną, nikt w takiej sytuacji nie byłby szczęśliwy, ani nie miałby ochoty na żarty. Teraz jednak Blaise wydawał się trochę rozbawiony. Kiedy zobaczyła, że patrzy się na nią z uniesionymi brwiami i wyciągniętą ręką nie miała wyjścia, podała mu swoją. W tym samym momencie, kiedy ich palce się złączyły, Blaise ich teleportował.
          - Gdzie idziemy? - pytała na na każdym kolejnym kroku.
          Prowadził ich przez gęsty, ośnieżony powyżej kostek las. Nie było to ani magiczne, ani urocze, ani tajemnicze miejsce. Las był ponury. Przechodziła ją gęsia skórka, nie powinna się tu znaleźć, nie potrafiła zrozumieć dlaczego się na to zgodziła. Kiedy w oddali usłyszała trzask gałęzi podskoczyła gwałtownie.
          - Oj no nie bój się - powiedział chłopak, teraz nie starał się już ukryć rozbawienia.
          - Może dla ciebie to zabawne, ale ja nawet nie wiem gdzie jesteśmy.
          - Zobaczysz - powiedział ponownie.
          - Ale ja bym chciała wiedzieć.
          Była uparta, ale nie tak jak Blaise. Był cierpliwy i opanowany na tyle by ignorować jej marudzenie. Wiedział, że za parę minut jej przejdzie gdy dotrą na miejsce, to wcale nie było daleko, jednak zawsze zapominał gdzie dokładnie ma się teleportować. Ostatnio był tutaj przed Wielką Wojną, kiedy był na szóstym roku przychodził tutaj z przyjaciółmi.
          - O to tutaj!
          Blaise ucieszył się jak dziecko. Hermiona stanęła zszokowana. Patrzyła jak Blasie zostawia ją i biegnie w stronę niewielkiego zamarzniętego jeziorka. Nie mogła zrozumieć co się mu stało, nie wyglądał jak ten chłopak, który mieszkał u niej przez ostatnie tygodnie. Był wesoły, pełny energii, jakby naglę wygrał w czarodziejskiej loterii.
          - Blaise! - Kiedy usłyszał jak go woła odwrócił się w jej stronę machając ręką.
          - Woohoo!
          Po chwili znalazła się zaraz koło niego. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć, więc przyglądała mu się uważnie. Chłopak ostrożnie wszedł na taflę lodu. Hermiona wstrzymała oddech. To było bardzo niebezpieczne co robił, lód mógł się w każdej chwili złamać, a on utopić. Nie mogła pozwolić by cokolwiek mu się stało, nie po tych wszystkich godzinach, które spędziła na opatrywaniu jego ran. Wyciągnęła pospiesznie różdżkę i nie zawahała się nawet na chwilę.
          - Glacius!
          Kilka iskier i coś przypominające zimny ogień momentalnie rozproszyło się po całym jeziorze tworząc dodatkową warstwę lodu.
          - Dobrze - powiedział Blasie z uśmiechem. - Lenis!
          W kolejnej chwili gruby lód przykrywający wodę zrobił się przeźroczysty, jak najczystsze szkło. Blaise trzymał w ręku swoją różdżkę i przyglądał się reakcji Hermiony. Jednak nie zrobiło to na niej większego wrażenia, jeśli chciał popisać się swoimi umiejętnościami magicznymi.
          - Uważaj teraz - powiedział chłopak.
          Hermiona w dalszym ciągu stała na brzegu, nie miała zamiaru tego zmieniać. Fascynowało ją zachowanie Blaise'a, nie spodziewała się tego po nim. Zorientowała się, że tak naprawdę bardzo mało o nim wie. Była tym tak przejęta, że nie zwracała na nic więcej uwagi. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego co się działo. Blaise skierował swoją różdżkę na czarne skórzane buty, które miał na sobie.
          - Patinus Volo!
          To był wyjątkowo piękny widok, gdy srebrzyste nici w jednej chwili oplotły jego buty z każdej strony, a pod podeszwą złączyły się na kształt ostrzy. Chłopak w kolejnej chwili poruszał się już po lodzie, a Hermiona przyglądała się uważnie. Zawsze chciała spróbować jazdy na łyżwach, nie sądziła tylko, że stanie się to tej zimy i to jeszcze z kimś, kogo ledwo znała. Blaise nie odpuścił okazji by pokazać jej wszystko co potrafił. Z łatwością i lekkością zmieniał kierunek jazdy. Jeździł raz na jednej nodze, raz na drugiej, raz przodem, razy tyłem. Robił to z niewyobrażalną dla niej w tym momencie precyzją. Jego umiejętności na pewno były godne podziwu. Dziewczyna była wpatrzona w niego jak w obrazek. Lód mienił się pod jego łyżwami, które rysowały smukłe linie na całej szerokości i długości tafli. Linie nie miały ciągłości, w większości charakteryzowały je okręgi. Każda zdawała się opowiadać jakąś historię. Pojedyncze ślady mówiły o tym, że chłopak świetnie radził sobie z jazdą na jednej nodze, okręgi były śladem po popisowych obrotach, a głębokie ślady zaraz koło nich, zdradzały, że nie każdy obrót miał poprawne wyprowadzenie.
          - Teraz ty - powiedział z lekkim uśmiechem, kiedy zjawił się blisko miejsca, w którym stała. Hermiona pokręciła głową. Wiedziała, że nie da rady teraz wejść na lód - nie po tym co chłopak pokazał, tylko by się ośmieszyła.
          - Nie daj się prosić - kontynuował. - Po twojej minie domyślam się, że jeszcze nie jeździłaś.
          - Masz rację - odpowiedziała ze spokojem.
          - Każdy kiedyś zaczynał. Dasz radę, nie chcę jeździć tu sam.
          Po krótkim rozważeniu wszystkich argumentów za i przeciw zdecydowała się wejść na lód. Chłopak ponownie wyciągnął do niej rękę, by jej w tym pomóc. Tym razem nie słyszał sprzeciwów. Pierwszy krok okazał się być jednak najtrudniejszym, kiedy przerzuciła ciężkość swojego ciała z nogi, która była poza lodowiskiem, na nogę która stała na tafli, momentalnie straciła równowagę. Jej krok był zbyt stanowczy i robiła go nieuważnie. Chłopak jednak trzymał ją za rękę, więc nic się nie stało.
          - Uważaj, to trudniejsze niż myślisz - powiedział. - A teraz zaczekaj. Patinus Volo!
          Poczuła jak te same srebrne nicie owijają się dookoła jej butów. Poczuła też mocniejszy uścisk Blaise'a. Jedną ręką trzymaj jej rękę, a drugą, kiedy już schował różdżkę, chwycił za jej drugą. Nagle poczuła jak podłoże staje się coraz bardziej niestabilne, coraz bardziej śliskie - o ile mogło być jeszcze bardziej. Kiedy w końcu czar sprawił, że na jej magicznych łyżwach pojawiły się ostrza, tafla nie pozwoliła Hermionie utrzymać równowagi. Poczuła jak jedna noga odjeżdża jej do przodu, kiedy reszta ciała chyliła się do tyłu. W mgnieniu oka Blaise jeszcze bardziej wzmocnił uścisk lecz nie był w stanie utrzymać w pionie ich oboje. Przez gwałtowny ruch jego łyżwa również skierowała się do tyłu. Pozostali bez wyjścia, Hermiona poddała mięśnie i zdała się na chłopaka. Jednak on nie rozluźnił uścisku co spowodowało, że najpierw dziewczyna, a później on przewrócili się na lód.
          Nikt nic nie powiedział, leżeli tak jeden koło drugiego, a słychać było tylko nieśmiały dziewczęcy śmiech. Ten ciepły i szczery śmiech rozbrzmiewał między liśćmi drzew, w lesie, który nabrał w przeciągu chwili pewnego uroku - nie był już tak mroczny jak wydawał się na samym początku.
          - Co cię tak bawi? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem
          - Nie... - trudno było jej wydusić z siebie chociaż słowo.
          - Nie?
          - Nie wiem - opowiedziała pospiesznie.
          - Właśnie widzę.
          Blaise był szczerze zaskoczony jej reakcją. Nie był to bolesny upadek więc pozbierali się w miarę szybko. Gdy stanęli znowu na lodzie, Hermiona poczuła się trochę pewniej. Było to trochę niezrozumiałe, ale Blaise posiadał od groma cierpliwości i opanowania w sobie. Starał się jej pomóc najbardziej jak potrafił.
          - Dlaczego tu przyszliśmy? - zapytała w pewnym momencie. Na łyżwach radziła sobie już całkiem dobrze.  - Czemu akurat tutaj? Gdzie my jesteśmy?
          - Zadajesz dużo pytań - odpowiedział. - W Wiltshire.
          - A więc to już inne hrabstwo, mówiłeś że ty też jesteś z Hampshire. Dlaczego akurat tutaj?
          - Przychodziliśmy tu zawsze co roku z przyjaciółmi pojeździć, trwa to od początku szkoły. To dobre miejsce na łyżwy.
          Chłopak nie był chętny do rozmów. Podobnie było kiedy pytała go o rodziców, jego dom, rodzinę. Nie chciał o tym rozmawiać, ale w tym oboje się zgadzali, Hermiona również nie miała ochoty na rozmowy o rodzinie.
          - Zbieramy się? - zapytała.
          - Jeszcze nie - odpowiedział, wrócił mu uśmiech. Dziewczynie wydało się to podejrzane. - Dasz już radę sama?
          - Chyba tak.
          Chłopak powoli puścił jej ręce, chciał sprawdzić czy na pewno utrzyma się na lodzie. Hermiona przejechała kawałek trochę się chwiejąc, ale dawała sobie radę. Blaise okrążył ją kilka razy uważnie się przyglądając. Na kilka sekund ich spojrzenia się spotkały, po czym dziewczyna trochę niepewnie się obróciła i ponownie zaczęła ćwiczyć jazdę. To było bardzo miłe uczycie, spodobały jej się łyżwy i dobrze się bawiła. Niestety jej szczęście nie trwało zbyt długo, ponieważ z oddali powolnym krokiem zbliżał się do nich kolejny członek tegorocznego, siódmego już sezonu łyżwiarskiego.
          - Spóźniony! - Blaise krzyknął do chłopaka, który właśnie pojawił się po drugiej stronie jeziorka.
          Ten zwinnym ruchem wskoczył na lód z taką prędkością, że udało mu się przejechać kawałek po przeźroczystej tafli. Jedną ręką wyciągnął różdżkę i wycelował w swoje buty. Nie spuszczał z nich wzroku ani na moment, miał kamienną twarz. Po chwili ruszył w ich stronę, nie minęła chwila a blond chłopak miał już na sobie łyżwy. W jego ruchach nie było niepewności. Rozpędził się na tyle, że zajęło mu parę sekund na znalezienie się tuż koło nich. Nie zawahał się ani na moment. Okrążył ich dwukrotnie bez słowa, a następnie z wyćwiczoną precyzją się zatrzymał.
          - Blaise - powiedział ostro. - Co wy tu? Co ty tu z nią? Co ona tu?
          - Spokój Malfoy. To długa historia.
          - Mam nadzieję, że dobra.
          Hermiona nie powiedziała ani słowa. Stała bez ruchu jakby miała nadzieję, że jak się nie poruszy to jej nie zobaczy. Przez jej głowę przechodziły różne myśli dzisiejszego dnia, ale nie sądziła, że dzień zakończy się w ten sposób. Co w tym lesie robił Draco Malfoy?
          - Nie bądź wredny - ton jego głosu był równie pewny co blondyna.
          - Jak mi powiesz co ty odpierdalasz, to się zastanowię.
          - Draco - powiedział spokojnie.
          Dziewczyna ponownie zaczęła się zastanawiać nad tym, jak mogła do tego dopuścić. Dlaczego dała się tu zaciągnąć, dlaczego nie została w domu. Teraz stała razem z nimi dwoma w lesie, na lodzie i to jeszcze z łyżwami na nogach.
          - Blaise.
          Patrzyli na siebie z powagą stojąc zaledwie dwa metry od siebie. Nikt nawet na nią nie zerknął, jakby jej tam nie było. To dodawało jej otuchy. Niech załatwią te sprawy miedzy sobą, a ona wróci do domu. Problemem było to, że niepewnie stała na środku jeziorka. Wiedziała, że jeśli w zaistniałej sytuacji się poruszy to na pewno się wywróci. Nie chciała by Malfoy to zobaczył. Z drugiej strony nie mogli tak tkwić wiecznie.
          - Draco - powiedziała ze spokojem.
          Chłopak gwałtownie odwrócił wzrok i zrobił ruch w jej stronę. Jak zawsze wszystkie jego ruchy były pewne, a on nie zachowywał się tak, jakby właśnie stał na ogromnym lodowisku. Wręcz przeciwnie, bo zachowywał się tak jakby w ogóle nie miał na sobie łyżew. Patrzył na nią pustym wzrokiem, ale jego usta drgnęły, jakby chciał coś powiedzieć.
          - Dobrze cie widzieć - powiedział, było to raczej skierowane do Blaise'a.
          - Ciebie też - odpowiedział.
          Draco zignorował Hermionę i podjechał do przyjaciela by się przywitać. Tego dziewczyna się nie spodziewała, chłopcy podali sobie ręce po czym się uściskali i poklepali po plecach. Zdawała sobie sprawę z tego, że kiedyś byli dobrymi przyjaciółmi, widać od czasów szkolnych nic się nie zmieniło.
          - Wybacz spóźnienie, nie mogłem się wyrwać.
          - Twoja mama w domu?
          - Jakbyś nie wiedział.
          Rozmawiali tak jakby nie widzieli się od bardzo dawna. Hermiona nie wiedziała co robić, stać, odjechać, wrócić do domu? Traktowali ją jak powietrze. Dzień powoli się kończył, robiło się coraz chłodniej a śnieg padał coraz mocniej.
          - Co się z tobą działo? Gdzieś ty zniknął? - Draco wydawał się trochę zniecierpliwiony.
          - Jak mówiłem długa historia.
          - Musimy pogadać.
          - Wiem, ale... - przerwał nagle i obrócił głowę w stronę Hermiony. Draco zrobił to samo.
          - O tym też musimy pogadać - gwałtownym ruchem wskazał palcem na dziewczynę. W jego głosie można było usłyszeć teraz oprócz zniecierpliwienia odrobinę irytacji.
          - Przyłączysz się do nas? Widzę, że dawno nie jeździłeś. - Blaise starał się trochę rozładować atmosferę rzucając żartami, które jako pierwsze przyszły mu do głowy.
          - Zabawne - odburknął.
          Blaise zauważył, że Draco opuścił trochę gardę. Odkąd się pojawił nie rozprostował pięści, aż do tego momentu. Wiedział, że w ten sposób starał się zawsze opanować emocję. Dobrze go znał, był to przecież jego najlepszy przyjaciel.
          - Wyszedłeś trochę z wprawy - powiedział po chwili po czym podjechał do blondyna i poklepał po klatce piersiowej z całej siły.
          - Dobra dobra - odpowiedział. - Idźcie sobie, późno jest, pogadamy jutro.
          - Spoko.
          Wyciągnął do przyjaciela rękę i uściskał go tym razem na pożegnanie. Hermiona próbowała sobie poukładać wszystko w głowie. Była zamyślona więc nie zwróciła uwagi na to co się działo.
          - Hermiona idziemy - powiedział do niej chłopak.
          - Co? Co?
          Pokiwał tylko głową. Hermiona zrozumiała, że nadeszła ta chwila, w której będzie musiała dojechać do brzegu nie wywracając się przy tym, by nie narobić sobie wstydu. Blaise zobaczył, że się wahała, jednak on - ani na moment. Podjechał do niej prędko i bez namysłu jedną ręką objął ją mocno w tali, po czym schylił się trochę by drugą ręką podnieść jej nogi. Kiedy trzymał ją już mocno w swoich ramionach bez trudno dotarł z nią na skraj lodowiska. Hermiona była zaskoczona, nic nie powiedziała, bo w głębi serca poczuła, że jest mu wdzięczna. Było to dla niej trochę niekomfortowe, ale widać było, że chłopak też nie czuł się pewnie. Był spięty i prawie nic nie mówił. Draco Malfoy dawno zniknął już za horyzontem, a oni znowu zostali sami.
          - Zdejmij łyżwy - powiedział.
          Hermiona jednym skinieniem różdżki zdjęła piękne perłowe łyżwy ze swoich butów. Przykro się jej zrobiło, że na dzisiaj to był już koniec jej przygód z lodowiskiem.
          - Nie martw się, jutro znowu tu przyjdziemy.
          Chłopak ponownie się uśmiechnął. Postawił ją na śniegu, a napadało go w tym czasie całkiem sporo, sięgał jej powyżej kostek. Blaise również zdjął łyżwy.
          - Co Draco tutaj robił? - Niepewnym ruchem chwyciła go za rękę.
          - Jak to co? Mieszka tu.
          Zdążył zobaczyć tylko jej zdziwioną minę, po czym teleportował ich do domu.

środa, 29 kwietnia 2020

2. Wyprawa

          Harry, Ron i Neville stali przed wielką salą z niecierpliwością wyczekując przyjścia Hermiony. Wszyscy ich znajomi już dawno byli na jeziorze bawiąc się doskonale.
          - Jesteś pewny, że przyjdzie? - zapytał Ron.
          - Tak, mówiła, że spotkamy się tutaj - odpowiedział Neville. - Ron, też mi się spieszy, Luna czeka.
          - Jak się wam układa? - wtrącił się nagle Harry.
          - Chyba dobrze.
          Dla przyjaciół Neville i Luna przez większość czasu byli jak widmo, rzadko można ich było spotkać razem, w ogóle ciężko było ich spotkać po zajęciach, bo oboje gdzieś znikali na całe dnie. Luna należała do Ravenclaw, zajęcia miała razem z uczniami Hufflepuff, mogło to być wyjaśnienie dlaczego popołudniami i wieczorami czas spędzała z Nevillem. Harry uważał, że dobrze im się układa, że nadrabiają stracony czas kiedy tylko mogą, czyli w weekendy i w wolnym czasie. Ron był jednak zdania, że coś ukrywają. Razem z Harrym często dyskutowali na ten temat.
          - O jest! - ucieszył się Ron.
          Harry spojrzał na niego stanowczym wzrokiem, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że jeszcze wrócą do tej rozmowy z Nevillem. Ron w końcu musi zrozumieć, że jedyne co ukrywają to ich rozkwitającą miłość.
          Zza rogu wyszła Hermiona, miała na sobie szary płaszcz zapinany na guziki, bardzo gruby bordowy szal i wełnianą czapkę w tym samym kolorze. Gdy tylko ich zobaczyła, uśmiechnęła się do nich i szybko podbiegła.
          - Przepraszam, jestem. Chodźmy!
          - Gdzie byłaś? - powiedział Ron, ton jego głosu był trochę niepewny.
          - A nieważne - Hermiona wolała, żeby nie zadawał pytań. Nikt nie zna jej tajemnicy. Nikt oprócz niej, Blaise'a i jeszcze jednej osoby. - Lepiej się pospieszmy, musimy wrócić przed zmrokiem.
          - Teraz to się pospieszmy - burknął Ron.
          Hermiona zignorowała go, nie miała ochoty na dyskusje. Chciała w końcu iść na jezioro, założyć łyżwy i wejść na lód. Uwielbiała to uczucie, kiedy na samym początku, chwiejąc się ledwo udawało jej się poruszać do przodu. Uwielbiała to uczucie, bo parę chwil później, jej mięśnie wszystko sobie przypominały i mogła coraz szybciej i coraz pewniej poruszać się po lodowej tafli. Na tak dużym jeziorze mogła wybrać kierunek i gnać w jego stronę bez żadnych zahamowań. Nie mogła się doczekać, kiedy wszystko i wszystkich zostawi za sobą.
          - Nie mów, że taki chłam wpuszczają na jezioro Weasley- usłyszeli za sobą doskonale im znany głos.
          - Jeszcze do kompletu Potter, Jąkała i Granger.
          Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem. Malfoya to jeszcze rozumie, nikt nie nauczył go dobrych manier, chociaż dawno nie słyszała z jego ust takich słów, jednak nadal był tak samo arogancki. Przy obcych osobach zdawał się być całkowicie inny. Blaise natomiast mógłby darować sobie takie teksy, nie brzmiał przekonująco. Odkąd wrócili do szkoły nie poznawała go, zachowywał się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy byli tylko we dwoje.

*

          - Bardzo dużo czytasz.
          - Hmm? - oderwała wzrok od swojej ulubionej książki i spojrzała w jego stronę.
          - Powiedziałem, że dużo czytasz - powiedział ponownie Blaise, na jego twarzy widniał lekki uśmiech.
          Wolnym krokiem ruszył przez taras w stronę huśtawki na której siedziała Hermiona. Było koło południa, słońce mocno świeciło. W tym roku lato było wyjątkowo ciepłe. Hermiona bardzo lubiła spędzać czas na dworze w swoim ogrodzie, napełniało ją to radością.
          Spojrzała na swojego towarzysza i również się uśmiechnęła. Nie mogła pozbyć się myśli, że jeszcze parę lat temu, jakby ktoś jej powiedział jak teraz będzie wyglądać jej życie, to wyśmiałaby go bez zastanowienia. Pomimo tego, że teraz lokatorem jej domu był trochę zadufany w sobie, prostolinijny oraz lekko arogancki chłopak, kiedyś za czasów szkoły należący do Slyterinu, czuła się w tej sytuacji bardzo dobrze.
          - Dla ciebie - podał jej kubek z jej ulubioną, mrożoną, cytrynowo-malinową herbatą.
          - Dzięki.
          Chłopak usiadł zaraz koło niej, dla siebie również przyniósł szklankę, ale z mocniejszym bursztynowym płynem.
          - No co? - powiedział z udawaną powagą, kiedy Hermiona przyglądała się uważnie jak bierze pierwszy łyk whisky ze swojej szklanki.
          - Jest po dwunastej - udawała wielce zdziwioną.
          - Naprawdę? - zapytał bez przekonania.
          Hermiona uśmiechnęła się ponownie, a on widząc tą radość poczuł ciepło w sercu. Z drugiej strony mógł to być zarówno efekt mocnego alkoholu. Zawsze jednak sprawiało mu satysfakcję, kiedy potrafił ją rozbawić. Po prostu uwielbiał kiedy Hermiona się uśmiechała, kiedy z radością opowiadała mu historie albo kiedy śmiała się z żartów, które on opowiadał.
          Dogadywali się całkiem dobrze. Oboje mieli jednak lekkie obawy, ponieważ za niedługo rozpoczynał się rok szkolny, a zarówno on i Hermiona zdecydowali się na ukończenie szkoły. Teraz mieli całkiem dobre relacje, jednak nie zawsze tak było. Początki mieli bardzo ciężkie, ale oboje wzorowo poradzili sobie z trudnościami, które napotkali. Można zaryzykować stwierdzenie, że bawili się całkiem dobrze.
          - Zróbmy coś - powiedział po chwili.
          - Niby co? - Hermiona parsknęła śmiechem. - Ja coś robię - oznajmiła.
          - Tylko czytasz - powiedział. - To żadna zabawa.
          - Zabawa? - Nie mogła uwierzyć własnym uszom. - Pan chce się bawić rozumiem.
          Teraz to Blaise zaśmiał się głośno. Dziwne uczucie owładnęło jej sercem w tamtym momencie. W jej głowie pojawiły się również myśli, które uznała za niestosowne. Z czystym sumieniem i spokojem to jedynie mogła mu się przyglądać, ewentualnie podziwiać szczery uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. Różne myśli przechodziły ją ostatnimi czasy, takie jak w tamtym momencie. Wtedy tylko nie wiedziała do czego one doprowadzą, nie była tego świadoma.
          Nagle chłopak wstał z miejsca i odłożył pustą już szklankę na mały stoliczek, który stał w rogu. Cały ten czas uśmiechał się do niej, po chwili wyciągnął do niej rękę.
          - Nie daj się prosić. - Jednocześnie próbował zachęcić ją ciepłym tonem głosu.
          - Co? Co?
          - Idziemy na wycieczkę - powiedział z jeszcze większym uśmiechem na twarzy.
          Nie mogła protestować, nie udałoby się jej to. Blaise miał w sobie to coś, co nie dałoby jej nigdy spokoju, gdyby się nie zgodziła. To było coś, co doceniała każdego dnia, do jej pustego domu zawitała wbrew pozorom pozytywna osoba, o bardzo specyficznym charakterze. Blaise był bardzo przekonującą osobą, pełną pasji, wszystko przeżywał dwa razy mocniej niż inni, wszystko wyrażał dwa razy bardziej od innych. Potrafił docenić wszystko co ma, z każdego dnia, nawet najzwyklejszego, potrafił wyciągnąć coś dobrego i interesującego. Jego styl bycia był na tyle wyjątkowy, że Hermionie zajęło pewien czas by się przyzwyczaić. Miał niezwykle wyrafinowane poczucie humoru, dla osób niewtajemniczonych mogłoby się wydawać nawet lekko przesadne. Wiele razy Hermiona poczuła się urażona, jednak po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że nie może doszukiwać się we wszystkim osobistych odniesień. Na tyle dużo spędzili ze sobą czasu, że w pewnych już momentach chłopak nie musiał nic mówić, a wszystko co chciał powiedzieć już słyszała w swojej głowie.
          Chwyciła go za rękę, a on bez zastanowienia ją szarpnął. Przez kilka sekund znaleźli się w bardzo małej odległości od siebie. Chłopak cały czas trzymając ją za rękę gwałtownie ruszył z miejsca, jakby nie chciał marnować ani chwili dłużej.
          - Daj mi się tylko przebrać! - krzyczała jednocześnie śmiejąc się, kiedy chłopak ciągnął ją z zniecierpliwieniem przez cały ogródek.
          - Nie trzeba - oznajmił ze spokojem.
          Po paru sekundach nie było już ich w ogrodzie, Blaise teleportował ich oboje.
          Hermiona nie mogła wyrazić słowami tego co teraz czuła, nie była w stanie opisać tego co widziała. Widok był niesamowity! Z uśmiechem na twarzy i odgłosami ,,och" i ,,ach" wydobywającymi się z jej ust, patrzyła na najpiękniejszy wodospad jaki kiedykolwiek widziała. Widok był nie z tej ziemi. Woda z szerokiego na pięć i wysokiego na około osiem metrów wodospadu mieniła się wdzięcznie, a to wszystko dzięki promieniom słońca wpadającymi do lasu między liśćmi drzew. To miejsce było cudowne!
          Podeszła na skraj skały, która dzieliła ją od przepaści. W tym momencie miała dwa wyjścia - wrócić do domu, albo skoczyć w dół. Rzeka płynąca z oddali nie kończyła się wodospadem, woda wpadała do idealnie okrągłego oczka z wodą.
          - Woda na dole ma głębokość około trzech metrów - oznajmił Blaise. - Jednak pod nami znajdują się też rozległe jaskinie. Prąd jest tam dość silny.
          Nie był nawet pewny, czy dziewczyna go usłyszała. Wydawało się, że dla niej teraz już nic nie miało znaczenia. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, dzięki temu on również był szczęśliwy.
          - Hej Blaise!
          W oddali było słychać krzyki. Dla Hermiony cały czar nagle prysnął. Okazało się, że nie są sami w tym magicznym leśnym raju.
          - Chyba sobie żartujesz - powiedziała, po czym bez uśmiechu na twarzy spojrzała mu głęboko w oczy.
          Chłopak nie przestał się uśmiechać, nie przeszła mu też pewność siebie.
          - Będzie dobrze - powiedział.
          - Tak, bo ostatnim razem poszło tak super - odpowiedziała z niedowierzaniem.
          - Mówiłaś, że ci nie przeszkadza. A tamta sytuacja to było tylko jeden raz.
          - Cześć wam - powiedział z lekkim uśmiechem Draco.
          - Cześć - odburknęła Hermiona.
          - Nadal się gniewasz? - zapytał.
          - Tak - odpowiedział za nią Blaise. Na jego twarzy w dalszym ciągu widniał uśmiech.

*

          - Chodźmy - powiedziała Hermiona do swoich przyjaciół.
          Nikt nie zaprotestował, nikt się nie odezwał. Członkowie Slytherinu również nie wyglądali na zainteresowanych dalszymi przyśmiewkami. Odwrócili się i ruszyli w stronę błoni. Chyba wszystkim znudziły się już kłótnie i dyskusje pomiędzy Gryffindorem i Slytherinem. Nikt nie miał na to ochoty, ale i tak zdarzały się jeszcze takie sytuacje.
          Malfoy i jego świta również szli na jezioro, Hermiona mogła się tego spodziewać. Chłopcy byli w tym całkiem dobrzy, zawsze im tego zazdrościła. Miała tylko nadzieję, że nie będą tam długo.
          - Tak, chodźmy - powiedział pospiesznie Ron.
          Pierwszy ruszył w stronę wybrzeża. Bardzo dużo uczniów najstarszych lat szło razem z nimi. Dookoła było słychać tylko śmiechy, rozmowy i krzyki. Nikt nie żałował sobie zabawy po drodze. Uczniowie rzucali śnieżkami w grupki dziewczyn, które mimo protestów i krzyków również wyglądały jakby dobrze się bawiły.
          Słońce świeciło w pełni, na niebie nie było żadnej chmury, jednak wiał chłodny wiatr. Była to idealna pogoda na spędzenie czasu wolnego na świeżym powietrzu. Wszystko wokół zamku było przykryte grubą warstwą śniegu, każde drzewo, krzewy i kamienie na ścieżce wyglądały bardzo znajomo, jakby to wszystko się nie wydarzyło.
          Przyjaciele Hermiony całą drogę rozmawiali między sobą, jednak ona była pogrążona w myślach.
          - Co tam u Ginny? - zapytał Neville.
          - Nie zdecydowała się w tym roku wrócić do szkoły, a mama na całe szczęście jej nie zmuszała.
          - Szkoda, że tylko jej - powiedział Ron. - Ale masz rację Harry, dobrze że sama też się nie zmuszała - dodał pospiesznie.
          Ginny nie potrafiła sobie poradzić ze śmiercią brata. Bardzo to przeżywała, wyglądało na to, że równie mocno jak George. Harry cały ten czas starał się być przy niej. Większość decyzji, które podejmował były z myślą o niej. Powrót do szkoły też nie był tylko dla niego. Harry postanowił jak najszybciej ją ukończyć, zdobyć najlepszą pracę, która w tych czasach zapewni im wszystko czego potrzebują. Wtedy i tylko wtedy ze spokojem spojrzy na wszystko.
          Każdy ma w swoim życiu jakiś cel. Złe czasy wpłynęły na wszystkich jednak teraz można dostrzec już pewne zmiany. Pewne rany nigdy się nie zagoją, ale zawsze pozostaje nadzieja, że pozwolą na w miarę wystarczająco szczęśliwe życie.
          - Mieszkasz teraz u Rona? - kontynuował Neville.
          - Państwo Weasley byli bardzo gościnni dla mnie, jednak przez wakacje postanowiłem odnowić dom, który zostawili mi Dursleyowie.
          - No co ty Harry, mama nie mogła cie zostawić samego - powiedział Ron.
          Harry był bardzo wdzięczny za wszystko co dla niego zrobili. Miał gdzie mieszkać oraz mógł być blisko osoby, na której mu najbardziej zależało. Jednak nie chciał sprawiać więcej problemów. Razem z jego najlepszym przyjacielem zajęli się remontem jego domu. Zajęło im to dobre kilka miesięcy, prace zaczęli z końcem marca i potrwały prawie do końca sierpnia. Nie wszystko w domu było zniszczone, jednak musieli wiele rzeczy naprawić. Wiele udało się wykonać za pomocą magii - prawie wszystko. Jednak Harry większość chciał zrobić jak trzeba, w sposób, który znał. Bardzo go to cieszyło. Z Ronem nie mieli wiele spraw na głowie, Harry w pewnym sensie starał się odwrócić jego uwagę od spraw sercowych, on też czasami tego potrzebował. Bardzo kochał Ginny, jednak dziewczyna zmieniła się całkowicie. Prawie nic ją nie cieszyło, nie mogła się niczym zająć i na niczym skupić, prócz malowaniu. Od ponad roku nie robiła nic innego, potrafiła spędzić godziny sama zamknięta na strychu w domu Weasleyów i tylko malować farbami obrazy. W pewnym stopniu Harry cieszył się, że jego ukochana znalazła sobie tą jedną rzecz, która potrafiła ją choć trochę uspokoić. Ale mieli też ciężkie chwile. Jednego miesiąca Harry miał ogromne wątpliwości, czy uda im się wytrwać, sprawy zaszły tak daleko, że Harry zamieszkał na jakiś czas u Hermiony. Wtedy zapadła również decyzja o odbudowie domu w Little Whinging. Gdy sprawy trochę się uspokoiły Harry postanowił, że odbuduje dom, jednak przeprowadzą się tam z Ginny dopiero gdy on ukończy szkołę.
          - Razem z Ronem odbudowaliśmy mój dom, musisz nas kiedyś odwiedzić z Luną, Ginny na pewno bardzo się ucieszy - powiedział do Neville'a.
          - Jasne Harry, z pewnością wpadniemy.
          - Ehh, chłopaki - powiedział Ron, który nagle zatrzymał się w miejscu. Ron wskazał na jezioro, z daleka widać było już grupkę uczniów pędzących na swoich łyżwach po jeziorze. - Czy wy potraficie jeździć, no wiecie, po lodzie.
          - Nie.
          - Nie.
          - Tak.
          Cała trójka spojrzała na Hermionę, która z uśmiechem wpatrywała się w rówieśników na jeziorze. Po chwili zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i uniosła ku górze głowę. Czuła jak promienie słońca padają na jej twarz oraz jak chłodny wiatr kołysze jej blond włosy.
          - Jeździłaś już? - zapytał zaskoczony Ron, miał nadzieję, że dla wszystkich dzisiaj ich wyprawa będzie wyzwaniem.
          - Zdarzyło się - odpowiedziała, oczy cały czas miała zamknięte. Wspomnienia zalały jej myśli. Były to przyjemne i radosne wspomnienia. - Zeszłej zimy.

środa, 22 kwietnia 2020

1. Początek

          Błonie Hogwartu przykrył biały puch. Najmłodsi uczniowie z niecierpliwością czekali na koniec swoich zajęć by wybiec na zewnątrz i rozpocząć zimowe zabawy. Starsi uczniowie również wyczekiwali momentu, kiedy wreszcie zabiją dzwony i będą mogli rzucić wszystko by wybrać się na jezioro.
          Harry, Hermiona, Ron i Neville, jako, że to był już ich ostatni rok, również postanowili wybrać się na łyżwy. Dyrektor McGonagall doskonale wiedziała, co najstarsi uczniowie planują tego popołudnia, ale sama w młodym wieku wymykała się w to miejsce z przyjaciółmi w zimowe dni, więc postanowiła przymrużyć na to oko.
          - No wreszcie zima.
          Z całej czwórki Ron najbardziej tego wyczekiwał. Wiele razy słuchał od swoich braci, że musi kiedyś się tam wybrać, że wiele straci jeśli nie doświadczy tego w swoim życiu.
          Odkąd jego brata Freda nie ma już wśród nich, a minęło już półtora roku, Ron starał się za wszelką cenę sprawić, by był z niego dumny. Można powiedzieć, że przejął trochę jego cech. Starał się choć w małym stopniu podtrzymać na duchu George'a. Brat był mu za to bardzo wdzięczny, ale i tak wszyscy wiedzieli, że nic i nikt nie zastąpi mu więzi jaką miał z bliźniakiem.
          Odbudowanie szkoły zajęło Ministerstwu Magii mniej niż rok. Cała młodzież mogła więc wrócić na zajęcia już kolejnej jesieni. Harry i Hermiona bardzo chcieli wrócić by zdać końcowe egzaminy. Było to niezbędne by zostać w przyszłości aurorem.
          Hermiona przez całe swoje życie doskonale wiedziała czego chce. Jednak po tym wszystkim co przeszli razem z Harrym i Ronem pojawiły się wątpliwości. Dalej jednak chciała być najlepsza we wszystkim co robi, to dawało jej ogromną satysfakcję. Już pierwszego dnia w Hogwarcie postanowiła odwiedzić bibliotekę by przekonać się o tym jakie pozycję będzie mogła już wypożyczyć.
          Szkolne korytarze jak i większość pokoi - najbardziej Wielka Sala - potrzebowały dużego remontu. Jednak czarodzieje spisali się doskonale. Biblioteka potrzebowała całkowitej odbudowy, ponieważ doszczętnie spłonęła, ale tutaj budowniczy również spisali się na medal. Hermiona wędrując między regałami z książkami zachwycała się na każdym kroku. Dyrektorka szkoły postarała się aby nie zabrakło w niej żadnej istotnej książki. Cała literatura począwszy od ,,Antalogii zaklęć osiemnastowiecznych" przez ,,Podręcznik psychologii hipogryfów", aż po ,,Zwariowane zaklęcia dla lekko stukniętych magów" znajdowała się na wysokich regałach wzdłuż nowych ławek. Kiedyś Hermiona spędzała wiele godzin siedząc w tym miejscu razem z przyjaciółmi odrabiając lekcje. Przeważnie jednak siedziała sama, ponieważ chłopcy byli zbyt zajęci treningami Quidditcha. Nie miała im tego za złe, nawet uśmiechnęła się na myśl o czasach, gdy prosili ją o odrobione już zadania ponieważ ich termin dobiegł końca, a oni nawet się za to nie zabrali.
          Kiedy stała i uśmiechała się do półki z książkami w pewnym momencie się zorientowała, że nie jest sama. W oddali słyszała kroki i pomrukiwania. Miała nadzieję, że nikt jej nie widział, bo gdyby ktoś ją zapytał czemu szczerzy się do książek poczułaby się niezręcznie. Jednak osoba w bibliotece znajdowała się po drugiej stronie regału. Hermiona idąc na palcach okrążyła półki i z ciekawości wychyliła się zza rogu. Chłopak siedział plecami do niej, najwyraźniej czytał coś bardzo interesującego ponieważ słychać było co jakiś czas śmiech. Postanowiła podejść i zapytać się, jaka książka jest na tyle edukująca by znaleźć się w szkolnej bibliotece i jednocześnie napisana z humorem by jakiś uczeń chciał spędzić w ten sposób pierwszy dzień szkoły. Po paru krokach zorientowała się jednak, że to Ślizgon i to jeszcze...
          Odwrócił się w jej stronę, ponieważ usłyszał kroki. Był przekonany, że jest sam. Dziewczyna patrzyła się na niego trochę zdziwionym wzrokiem. Poczuł się trochę nieswojo, że akurat to była ona, ze wszystkich osób jakie musiały tu przyjść, musiała to być akurat ona. W sumie nie powinno to go dziwić, szkoła się zaczęła, a Hermiona zawsze była kujonem i nic tego już nie zmieni.
          - Co czytasz Draco?
          Zamilkła nagle. Sama nie wiedziała, czemu to powiedziała. Przestało ją to interesować, nie powinna była tego mówić. Powinna odwrócić się na pięcie i wyjść.
          Chłopak również był zszokowany, nie wiedział co powiedzieć. Nagle zapomniał jak się mówi, jakby zapomniał jak złożyć ze sobą litery by utworzyło się z tego słowo. Po chwili się opamiętał.
          - Bogin z przyszłości - odpowiedział ze spokojem, jego głos był pewny, nie zachwiał się nawet na moment.
          Ponownie nastała niezręczna cisza. Hermiona poczuła, że to ta chwila, w której bez pośpiechu i z pewnością na twarzy opuszcza bibliotekę. Wydała z siebie jedynie dźwięk przypominający ,,Aha", po czym wyszła.
          To było ciekawe doświadczenie, jednak w przypływie nadchodzącej zimy i radości pierwszego śniegu Hermiona dawno zapomniała o dziwnym spotkaniu w bibliotece pierwszego dnia.
          Neville sam do końca nie wiedział, czemu wrócił do szkoły, nie miał takich ambicji jak Harry i Hermiona, chciał tylko spędzić z przyjaciółmi jeszcze ten jeden rok. Można powiedzieć, że główną przyczyną jego powrotu do szkoły, do której nie do końca przyznawał się przed samym sobą, była Luna. Jego ukochana jednak nie musiała długo go namawiać, ciężko jest twierdzić, że w ogóle musiała.

          ,,Nevill,
          Mam nadzieję, że spotkamy się we wrześniu w Hogwarcie.
                                                                                               Luna."

          Taki list otrzymał pewnego sierpniowego wieczoru. Od razu zaczął się pakować. Ron przez jakiś czas żartował sobie z niego, ale gdy jego mama oznajmiła mu, że już go spakowała, role się odwróciły. Między Nevillem i Luną pojawiła się magiczna więź, przyjaciele nie do końca to rozumieli. Ich związek nie przypominał związku Harry'ego i Ginny, albo Hermiony i Rona, kiedy jeszcze jakiś był.
          - Powiedziałeś, że ją kochasz?
          - Tak.
          - A co ona na to?
          - No też.
          Trudno było zrozumieć ich relacje. Kiedy chłopak dowiedział się, że Luna wraca do szkoły nie miał innego wyjścia. By być razem, by być blisko niej, również musiał wrócić.
          Natomiast Ronald długo narzekał na to, że mama w pewnym stopniu zmusiła go do powrotu, ale później trochę mu przeszło. Jednak nie był do końca przekonany, sytuacja między przyjaciółmi była trochę napięta. Ron i Hermiona nie pozostali w związku długi czas. Związek bardzo ich męczył, przez co Harry również był w niezręcznej sytuacji. Pozostali przyjaciółmi i nawet dobrze im się to udawało.
          - Tak więc nic innego mi nie pozostaje, jak zakończyć na dzisiaj nasze zajęcia - powiedział z uśmiechem na twarzy profesor Slughorn. - Wiem, że macie... - zawahał się. - Inne rzeczy na głowie.
          - Dziękujemy panie profesorze, mogę mieć jeszcze pytanie? - jednak, kiedy usłyszała ciche jęki protestów natychmiast zrezygnowała. - W sumie to nie mam pytania.
          - Dzięki Granger, że nas nie zanudzisz.
          Blaise Zabini. Odkąd wszyscy wrócili do szkoły uczniowie ze Slytherinu przeważnie byli tak samo zgryźliwi jak kiedyś. Nie wszystkim układało się teraz w domach, wielu rodziców zostało ukaranych przez Ministerstwo Magii za pomoc Czarnemu Panu w minionym czasie. Wielu siedziało w Azkabanie, niektórzy w więzieniach o mniejszym rygorze, a jeszcze inni mieli areszt domowy. Rodzice Blaise'a zaginęli, nie było wiadomo do końca co się z nimi stało. Sam Blaise postanowił skończyć szkołę głównie po to by udowodnić sobie i innym, że po prostu może to zrobić.
          - Dobrze już, idźcie - powiedział profesor.
          Harry i Ron ruszyli w stronę wyjścia. Hermiona jednak siedziała nieruchomo.
          - Idziesz? - zapytał Neville.
          - Muszę coś załatwić - odpowiedziała. - Spotkajmy się przed Wielką Salą za pół godziny.
          Po chwili zastanowienia skinął głową, po czym ruszył za pozostałymi. Hermiona wzięła głęboki wdech. Po paru sekundach również wstała z ławki i wyszła z sali. Jednak zamiast iść w lewo w stronę pokoju, ruszyła w prawo - w stronę lochów.
          - Blaise! Zaczekaj!
          Dogoniła go przed schodami na korytarzu. Miał kamienną minę. Nie wyglądał jednak na zaskoczonego. Spojrzał na nią i czekał na to co ma do powiedzenia.
          - Zastanawiam się, czemu musisz być takim idiotą.
          - Nie zaczynaj znowu Granger, to że mieszkamy razem, nie znaczy, że cię lubię.
          - A to bardzo ciekawe co mówisz. - Zobaczyła zmieszanie na jego twarzy. - Jednak nie musisz być niemiły.
          - Dobra przesadziłem. - Jego głos trochę złagodniał. - Dobrze wiesz, że tak nie myślę. Jestem Ci naprawdę wdzięczny, ile razy mam ci to jeszcze mówić. Gdybym cię nie spotkał tamtej nocy, to nie wiem co by się ze mną stało.
          - No okey.
          Oboje zamilkli. Blaise zauważył, że zbliżają się do nich jacyś uczniowie ubrani w szaty Slytherinu, a jednym z uczniów był chyba jego przyjaciel.
          - Jak tam Blaise? Nawet nie pytam co robisz tu z Granger, nie chce wiedzieć.
          - Nic Malfoy, idziemy na łyżwy?
          - Ja tak, ale ty to chyba jesteś zajęty.
          - Chodźmy - odburknął.
          Nie miał ochoty na dyskusję z nim, wiedział, że jak się uprze to potrafi tak w nieskończoność. Kiedy odchodził jeszcze raz spojrzał na Hermione. Dziewczyna mogła dostrzec w tym spojrzeniu jakby trochę przeprosin, ulgi albo jeszcze coś innego. U Blaise'a zawsze ciężko było cokolwiek wyczytać z twarzy, chyba, że radość - z tym nigdy nie było problemu.

*

          Od czasu Wielkiej Bitwy minęło więcej niż półtora roku. Hermiona nigdy tak naprawdę nie pogodziła się z utratą rodziców. Wiedziała, że postąpiła słusznie, ale w tym trudnym czasie niekiedy miała wątpliwości. Przychodziły, kiedy wracała do pustego domu. Ciężko jej było i często chciałaby po prostu usiąść razem z tatą, tak jak kiedyś - na huśtawce przed domem, pijąc ich ulubioną gorącą czekoladę, śmiać się z jego żartów razem z mamą i rozmawiać z nimi o świecie magii, którym tak bardzo się fascynowali. Szczególnie jej tata.
          Kiedy ponad osiem lat temu dostała list z Hogwartu oboje byli z niej bardzo dumni. W tamtym czasie jej tata potrafił rozmawiać tylko o tym. Jak się później okazało, jego najlepszym przyjacielem został Pan Weasley. Potrafili rozmawiać godzinami wymieniając się informacjami i ciekawostkami z dwóch światów.
          Jakiś niecały rok temu, siedziała na kanapie w jej rodzinnym domu wpatrując się raz w sufit, a raz w drzwi wejściowe. Ponownie rozmyślała o przeszłości, o Ronie. Byli szczęśliwi razem przez jakiś czas, jednak wszystkie wydarzenia z ostatniego roku zmieniły ją całkowicie. Nie potrafiła już odwzajemnić uczuć, którymi ją darzył.
          Nagle do głowy wpadł jej pomysł, jakby jakiś obcy głos wyszeptał jej co ma zrobić - kazał wyjść z domu na spacer. Zrobiła to, chociaż nie wiedziała do końca dlaczego, może po prostu nie miała ochoty siedzieć sama w domu. Ruszyła w stronę dobrze jej znajomego parku, mijała po drodze tak dobrze znane jej domy z czerwonej cegły. Wieczór był chłodny, ale deszcz nie padał. Był przełom listopada i grudnia. Hermiona rozmyślała o tym, że to będą jej kolejne święta bez rodziców. Pogrążona w myślach nie zauważyła kiedy dotarła na koniec ulicy, części miasta, w której nikt już nie mieszkał. Domy stały puste, niezamieszkane. Większość zostało zniszczone podczas Wojny Czarodziejów.
          Nagle znieruchomiała, całkiem niedaleko, kilka metrów od niej, koło drzewa, w ciemności zobaczyła pewien kształt. Wyglądał całkiem jak człowiek. Podeszła trochę bliżej, a zaraz po tym rzuciła się do biegu. Kilka sekund później była już przy nim. To był człowiek - mężczyzna mniej więcej w jej wieku.
          Leżał pod drzewem i był nieprzytomny, a co więcej bardzo krwawił. Instynkt od razu pokierował ją do działania. Zaklęciem starała się zatamować krwawienie, ale to nie wystarczyło. Rany wyglądały jak po ugryzieniu jakiegoś zwierzęcia. Tylko dlaczego nie chciały się zagoić, dlaczego zaklęcie nie pomagało? Ranny mężczyzna wydawał się znajomy Hermionie, jakby kiedyś już go spotkała. Wiedziała, że pomoże mu tylko kiedy będzie miała przy sobie swoje eliksiry. Niestety teraz tak nie było, musiałaby zabrać go ze sobą do domu. Na wzywanie pomocy nie było czasu. Nie wiedziała też, czy mężczyzna jest czarodziej, czy mugolem. Jeśli mugolem to czarodzieje mogliby odmówić pomocy, jeśli mugolem, zwykli ratownicy nie zjawiliby się w porę by ocalić jego życie, jego stan wydawał się ciężki.
          Skończył się czas na dłuższe rozmyślenia, Hermiona teleportowała ich oboje do swojego salonu. Mężczyzna dalej był nieprzytomny. W pokoju mogła lepiej przyjrzeć się jego ranie. Wyglądała jakby został pogryziony przez dzikie zwierzę, ogromnego psa albo...
          - Wilkołaka!
          Gwałtownie się od niego odsunęła. Musiała działać szybko, jeśli mężczyznę zranił wilkołak, a rana była świeża, to może udałoby się powstrzymać jeszcze zakażenie.
          - Myśl Hermiona, myśl.
          Wiedziała już doskonale co zrobić. Szybko pobiegła do drugiego pokoju, rzuciła się do stojącego w rogu kufra. Zaczęła przeszukiwać go nerwowo, ale na szczęście udało się jej znaleźć wszystkie potrzebne do wywaru składniki. Miała ich całą kolekcję, z przyzwyczajenia wolała być ubezpieczona na każdą sytuację.
          Minęło kilka minut, w końcu odsunęła się od rannego i wzięła głęboki wdech. Opatrzyła mu rany najlepiej jak potrafiła, podała mężczyźnie lek. Więcej nie mogła zrobić. Z daleka zaczęła mu się bardziej przyglądać. Kiedy całe emocje opadły, rozpoznała w mężczyźnie znajomą twarz, chłopaka ze szkoły.
          - Blaise Zabini - wyszeptała. - Co ty tu robisz? Co się wydarzyło?

środa, 15 kwietnia 2020

Prolog

          Nie mogła oderwać wzroku od jego srebrzystych, mieniących się w świetle księżyca włosów.  Nie widziała dokładnie jego twarzy, ale była przekonana, że spał. Słyszała jego oddech, widziała jak jego klatka piersiowa spokojnie unosi się do góry i w dół. Czuła znajomy zapach, który napełniał ją spokojem. Bardzo chciałaby teraz wziąć go w objęcia, ale z pewnością wybudziłaby go ze snu.
          Dobrze, że udało mu się zasnąć. Wiele ostatnio przeszedł.
          Razem przeszli.
          Leżała tuż koło niego. Jedyne co teraz mogła zrobić, to patrzeć, słuchać i być w gotowości. Nie chciała zasnąć, zresztą i tak by się jej to nie udało, nie w takiej sytuacji. Musiała nad nim czuwać, bo kto inny mógł. Z pewnością nie jego ojciec, nie po tym co zrobił, nie po tym do czego doprowadził. Gdy tylko o tym pomyślała łzy napłynęły jej do oczu.
          Miała nadzieję, że tej nocy jej ukochany srebrnowłosy odpocznie. Tak bardzo go kochała, jak nikogo innego na świecie. Nigdy nie sądziła, że spotka ją takie szczęście. Nie wyobrażała sobie takiego życia. Tymczasem sprawy potoczyły się całkiem inaczej. Nie mogła zrozumieć jak do tego doszło, kiedy jej plany zboczyły z drogi. Była bez pracy, bez planów na przyszłość, teraz została bez domu, bez miejsca do którego mogłaby wrócić, bez miejsca do którego mogłaby uciec. Nie wiedziała co ma teraz robić, do kogo się zwrócić o pomoc, której teraz potrzebuje.
          - Hm...
          - Och kochanie, śpij, proszę cię.
          Spojrzała na niego, a on uśmiechnął się do niej. Patrzył jej prosto w oczy. Dawno tego nie robił. Dawno nie widziała na jego twarzy czegoś innego niż niepokój. Tak bardzo się zamyśliła, że nie zauważyła kiedy się obudził. Tak naprawdę, to on doskonale zdawał sobie sprawę w jakiej są sytuacji, jednak może nie do końca to rozumiał. Oparł brodę na swoich rękach i odwrócił wzrok w stronę okna.
          Pokój, w którym się znajdowali, był bardzo mały, ale tylko na taki mogli sobie pozwolić. Przez dziurawą zasłonę powieszoną na oknie wpadały promienie księżyca, który był dzisiaj w pełni i oświetlał część pokoju. Spod podłogi było słychać stukanie, dość ciche rozmowy oraz brzdęk talerzy i kufli. Była druga w nocy, karczmarz zapewne pozbył się już wszystkich gości i wraz z żoną szykował gospodę na przyjęcie nowych. W tych okolicach ruch w karczmach był całkiem spory. Czarodzieje byli bardzo przyjaźnie nastawieni, wszyscy traktowali się jakby byli rodziną. Wielu podróżnych zatrzymywało się w Stonewall. W tej małej mieścinie wszyscy znali się doskonale. Ciężkie czasy już prawie popadły w zapomnienie. Od Wielkiej Wojny minęło już 10 lat. Niektóre biznesy podupadły, niektóre zostały całkowicie zamknięte przez właścicieli. Jednak tutaj, każdy sobie pomagał. Gospoda Pod Kucem, w której się znajdowali, jeszcze parę lat temu nie istniała - została całkowicie zburzona. Jednak uprzejmość burmistrza oraz chęć pomocy sąsiadów pomogła ją odbudować. Dla wszystkich mieszkańców było to bardzo ważne, karczma była dla nich centrum towarzyskich spotkań.
          - Nie chcę - odpowiedział.
          Spodziewała się, że tak będzie. Miała jednak nadzieję, że nie zacznie zadawać zbyt wielu pytań. Bała się, że nie będzie w stanie mu na nie odpowiedzieć. Sama nie była jeszcze pewna tego wszystkiego. Miała mętlik w głowie, zalewały ją wszystkie myśli.
          Rozsądek kłócił się z uczuciami. W jednej chwili czuła, że jest w stanie się pozbierać. Jej serce było w rozsypce, osoba która leżała tuż obok niej trzymała te części w jednym miejscu, ale mino tego, nie potrafiła ich posklejać. Miała nadzieję, że czas uleczy nie tylko jej serce ale i umysł. Wspomnienia przeszłości - dobrych chwil - nie dawały o sobie zapomnieć, niestety tylko rozdrapywały rany. Nie potrafiła już płakać, nie miała już na to siły. Ból rozrywał ją od środka jakby w postaci krzyku chciał się z niej wydostać. Jednak nie mogła tego z siebie wydusić. Nie chciała by to ktoś zauważył, a zwłaszcza on.
          - No dobrze.
          Wzięła go w objęcia po czym czule pocałowała w czoło. Teraz czuła się o wiele pewniej mając go przy sobie. Mimo paru ostatnich dni, ta bliskość dawała jej nadzieję i kawałek szczęścia.
          Zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda się jej zapomnieć o tym wszystkim co ją spotkało. Czy kiedykolwiek zapomni o tym co ją spotkało? Czy kiedykolwiek zapomni o tym, kogo straciła? Była smutna, ale jednocześnie zła.
          Dostrzegła błysk w jego pięknych brązowych oczach, które przyglądały się jej od paru chwil.
          - Zostaniemy tu, mamo?
          - Nie wiem kochanie, jeszcze nie wiem - odpowiedziała.
          W tym momencie nie wiedziała, czy uda im się przetrwać tą fale rozczarowania, przykrości i smutku. Wiedziała tylko, że musi dać z siebie wszystko.

czwartek, 9 kwietnia 2020

Od nowa

Tak myślę i myślę i nie wiem co napisać.
Bardzo chciałam wznowić tego bloga, bo bardzo lubiłam pisać, może dalej lubię, a po prostu nie pamiętam.
Zdaję sobie sprawę z tego, że kiedy rozpoczynałam pracę nad opowiadaniami FF to było dawno, miałam wtedy 15-16 lat może (ten blog nie jest pierwszy).
Kiedy odszukałam hasła i loginy do konta od razu przypomniały mi się te dobre chwile, tyle godzin poświęconych na poprawki, dobre kilkadziesiąt godzin poświęcone na obróbki graficzne.
To nie był czas zmarnowany.
Teraz mam 24 lata. Już prawie magistra, pracę, dom.
Zobaczymy jak to będzie.
To trochę śmieszne, ale ostatnio coraz częściej myślałam o tym blogu, żeby coś tu napisać. Teraz przez pracę w domu może znajdę trochę czasu.
Tak więc stało się.

EDIT
Chyba wrócę do poprzedniej historii, napiszę ostatni długi rozdział. Ale później, nie wiem ile to zajmie. Na start jednak coś nowego.
Napisałam prolog i dwa rozdziały. Czy dobre to się zobaczy, mi się podoba. Jednak dalej próbuję to dopracować, prolog wrzucę pewnie po weekendzie jakoś.

Wesołych Świąt wszystkim!