Harry, Hermiona, Ron i Neville, jako, że to był już ich ostatni rok, również postanowili wybrać się na łyżwy. Dyrektor McGonagall doskonale wiedziała, co najstarsi uczniowie planują tego popołudnia, ale sama w młodym wieku wymykała się w to miejsce z przyjaciółmi w zimowe dni, więc postanowiła przymrużyć na to oko.
- No wreszcie zima.
Z całej czwórki Ron najbardziej tego wyczekiwał. Wiele razy słuchał od swoich braci, że musi kiedyś się tam wybrać, że wiele straci jeśli nie doświadczy tego w swoim życiu.
Odkąd jego brata Freda nie ma już wśród nich, a minęło już półtora roku, Ron starał się za wszelką cenę sprawić, by był z niego dumny. Można powiedzieć, że przejął trochę jego cech. Starał się choć w małym stopniu podtrzymać na duchu George'a. Brat był mu za to bardzo wdzięczny, ale i tak wszyscy wiedzieli, że nic i nikt nie zastąpi mu więzi jaką miał z bliźniakiem.
Odbudowanie szkoły zajęło Ministerstwu Magii mniej niż rok. Cała młodzież mogła więc wrócić na zajęcia już kolejnej jesieni. Harry i Hermiona bardzo chcieli wrócić by zdać końcowe egzaminy. Było to niezbędne by zostać w przyszłości aurorem.
Hermiona przez całe swoje życie doskonale wiedziała czego chce. Jednak po tym wszystkim co przeszli razem z Harrym i Ronem pojawiły się wątpliwości. Dalej jednak chciała być najlepsza we wszystkim co robi, to dawało jej ogromną satysfakcję. Już pierwszego dnia w Hogwarcie postanowiła odwiedzić bibliotekę by przekonać się o tym jakie pozycję będzie mogła już wypożyczyć.
Szkolne korytarze jak i większość pokoi - najbardziej Wielka Sala - potrzebowały dużego remontu. Jednak czarodzieje spisali się doskonale. Biblioteka potrzebowała całkowitej odbudowy, ponieważ doszczętnie spłonęła, ale tutaj budowniczy również spisali się na medal. Hermiona wędrując między regałami z książkami zachwycała się na każdym kroku. Dyrektorka szkoły postarała się aby nie zabrakło w niej żadnej istotnej książki. Cała literatura począwszy od ,,Antalogii zaklęć osiemnastowiecznych" przez ,,Podręcznik psychologii hipogryfów", aż po ,,Zwariowane zaklęcia dla lekko stukniętych magów" znajdowała się na wysokich regałach wzdłuż nowych ławek. Kiedyś Hermiona spędzała wiele godzin siedząc w tym miejscu razem z przyjaciółmi odrabiając lekcje. Przeważnie jednak siedziała sama, ponieważ chłopcy byli zbyt zajęci treningami Quidditcha. Nie miała im tego za złe, nawet uśmiechnęła się na myśl o czasach, gdy prosili ją o odrobione już zadania ponieważ ich termin dobiegł końca, a oni nawet się za to nie zabrali.
Kiedy stała i uśmiechała się do półki z książkami w pewnym momencie się zorientowała, że nie jest sama. W oddali słyszała kroki i pomrukiwania. Miała nadzieję, że nikt jej nie widział, bo gdyby ktoś ją zapytał czemu szczerzy się do książek poczułaby się niezręcznie. Jednak osoba w bibliotece znajdowała się po drugiej stronie regału. Hermiona idąc na palcach okrążyła półki i z ciekawości wychyliła się zza rogu. Chłopak siedział plecami do niej, najwyraźniej czytał coś bardzo interesującego ponieważ słychać było co jakiś czas śmiech. Postanowiła podejść i zapytać się, jaka książka jest na tyle edukująca by znaleźć się w szkolnej bibliotece i jednocześnie napisana z humorem by jakiś uczeń chciał spędzić w ten sposób pierwszy dzień szkoły. Po paru krokach zorientowała się jednak, że to Ślizgon i to jeszcze...
Odwrócił się w jej stronę, ponieważ usłyszał kroki. Był przekonany, że jest sam. Dziewczyna patrzyła się na niego trochę zdziwionym wzrokiem. Poczuł się trochę nieswojo, że akurat to była ona, ze wszystkich osób jakie musiały tu przyjść, musiała to być akurat ona. W sumie nie powinno to go dziwić, szkoła się zaczęła, a Hermiona zawsze była kujonem i nic tego już nie zmieni.
- Co czytasz Draco?
Zamilkła nagle. Sama nie wiedziała, czemu to powiedziała. Przestało ją to interesować, nie powinna była tego mówić. Powinna odwrócić się na pięcie i wyjść.
Chłopak również był zszokowany, nie wiedział co powiedzieć. Nagle zapomniał jak się mówi, jakby zapomniał jak złożyć ze sobą litery by utworzyło się z tego słowo. Po chwili się opamiętał.
- Bogin z przyszłości - odpowiedział ze spokojem, jego głos był pewny, nie zachwiał się nawet na moment.
Ponownie nastała niezręczna cisza. Hermiona poczuła, że to ta chwila, w której bez pośpiechu i z pewnością na twarzy opuszcza bibliotekę. Wydała z siebie jedynie dźwięk przypominający ,,Aha", po czym wyszła.
To było ciekawe doświadczenie, jednak w przypływie nadchodzącej zimy i radości pierwszego śniegu Hermiona dawno zapomniała o dziwnym spotkaniu w bibliotece pierwszego dnia.
Neville sam do końca nie wiedział, czemu wrócił do szkoły, nie miał takich ambicji jak Harry i Hermiona, chciał tylko spędzić z przyjaciółmi jeszcze ten jeden rok. Można powiedzieć, że główną przyczyną jego powrotu do szkoły, do której nie do końca przyznawał się przed samym sobą, była Luna. Jego ukochana jednak nie musiała długo go namawiać, ciężko jest twierdzić, że w ogóle musiała.
,,Nevill,
Mam nadzieję, że spotkamy się we wrześniu w Hogwarcie.
Luna."
Taki list otrzymał pewnego sierpniowego wieczoru. Od razu zaczął się pakować. Ron przez jakiś czas żartował sobie z niego, ale gdy jego mama oznajmiła mu, że już go spakowała, role się odwróciły. Między Nevillem i Luną pojawiła się magiczna więź, przyjaciele nie do końca to rozumieli. Ich związek nie przypominał związku Harry'ego i Ginny, albo Hermiony i Rona, kiedy jeszcze jakiś był.
- Powiedziałeś, że ją kochasz?
- Tak.
- A co ona na to?
- No też.
Trudno było zrozumieć ich relacje. Kiedy chłopak dowiedział się, że Luna wraca do szkoły nie miał innego wyjścia. By być razem, by być blisko niej, również musiał wrócić.
Natomiast Ronald długo narzekał na to, że mama w pewnym stopniu zmusiła go do powrotu, ale później trochę mu przeszło. Jednak nie był do końca przekonany, sytuacja między przyjaciółmi była trochę napięta. Ron i Hermiona nie pozostali w związku długi czas. Związek bardzo ich męczył, przez co Harry również był w niezręcznej sytuacji. Pozostali przyjaciółmi i nawet dobrze im się to udawało.
- Tak więc nic innego mi nie pozostaje, jak zakończyć na dzisiaj nasze zajęcia - powiedział z uśmiechem na twarzy profesor Slughorn. - Wiem, że macie... - zawahał się. - Inne rzeczy na głowie.
- Dziękujemy panie profesorze, mogę mieć jeszcze pytanie? - jednak, kiedy usłyszała ciche jęki protestów natychmiast zrezygnowała. - W sumie to nie mam pytania.
- Dzięki Granger, że nas nie zanudzisz.
Blaise Zabini. Odkąd wszyscy wrócili do szkoły uczniowie ze Slytherinu przeważnie byli tak samo zgryźliwi jak kiedyś. Nie wszystkim układało się teraz w domach, wielu rodziców zostało ukaranych przez Ministerstwo Magii za pomoc Czarnemu Panu w minionym czasie. Wielu siedziało w Azkabanie, niektórzy w więzieniach o mniejszym rygorze, a jeszcze inni mieli areszt domowy. Rodzice Blaise'a zaginęli, nie było wiadomo do końca co się z nimi stało. Sam Blaise postanowił skończyć szkołę głównie po to by udowodnić sobie i innym, że po prostu może to zrobić.
- Dobrze już, idźcie - powiedział profesor.
Harry i Ron ruszyli w stronę wyjścia. Hermiona jednak siedziała nieruchomo.
- Idziesz? - zapytał Neville.
- Muszę coś załatwić - odpowiedziała. - Spotkajmy się przed Wielką Salą za pół godziny.
Po chwili zastanowienia skinął głową, po czym ruszył za pozostałymi. Hermiona wzięła głęboki wdech. Po paru sekundach również wstała z ławki i wyszła z sali. Jednak zamiast iść w lewo w stronę pokoju, ruszyła w prawo - w stronę lochów.
- Blaise! Zaczekaj!
Dogoniła go przed schodami na korytarzu. Miał kamienną minę. Nie wyglądał jednak na zaskoczonego. Spojrzał na nią i czekał na to co ma do powiedzenia.
- Zastanawiam się, czemu musisz być takim idiotą.
- Nie zaczynaj znowu Granger, to że mieszkamy razem, nie znaczy, że cię lubię.
- A to bardzo ciekawe co mówisz. - Zobaczyła zmieszanie na jego twarzy. - Jednak nie musisz być niemiły.
- Dobra przesadziłem. - Jego głos trochę złagodniał. - Dobrze wiesz, że tak nie myślę. Jestem Ci naprawdę wdzięczny, ile razy mam ci to jeszcze mówić. Gdybym cię nie spotkał tamtej nocy, to nie wiem co by się ze mną stało.
- No okey.
Oboje zamilkli. Blaise zauważył, że zbliżają się do nich jacyś uczniowie ubrani w szaty Slytherinu, a jednym z uczniów był chyba jego przyjaciel.
- Jak tam Blaise? Nawet nie pytam co robisz tu z Granger, nie chce wiedzieć.
- Nic Malfoy, idziemy na łyżwy?
- Ja tak, ale ty to chyba jesteś zajęty.
- Chodźmy - odburknął.
Nie miał ochoty na dyskusję z nim, wiedział, że jak się uprze to potrafi tak w nieskończoność. Kiedy odchodził jeszcze raz spojrzał na Hermione. Dziewczyna mogła dostrzec w tym spojrzeniu jakby trochę przeprosin, ulgi albo jeszcze coś innego. U Blaise'a zawsze ciężko było cokolwiek wyczytać z twarzy, chyba, że radość - z tym nigdy nie było problemu.
*
Od czasu Wielkiej Bitwy minęło więcej niż półtora roku. Hermiona nigdy tak naprawdę nie pogodziła się z utratą rodziców. Wiedziała, że postąpiła słusznie, ale w tym trudnym czasie niekiedy miała wątpliwości. Przychodziły, kiedy wracała do pustego domu. Ciężko jej było i często chciałaby po prostu usiąść razem z tatą, tak jak kiedyś - na huśtawce przed domem, pijąc ich ulubioną gorącą czekoladę, śmiać się z jego żartów razem z mamą i rozmawiać z nimi o świecie magii, którym tak bardzo się fascynowali. Szczególnie jej tata.
Kiedy ponad osiem lat temu dostała list z Hogwartu oboje byli z niej bardzo dumni. W tamtym czasie jej tata potrafił rozmawiać tylko o tym. Jak się później okazało, jego najlepszym przyjacielem został Pan Weasley. Potrafili rozmawiać godzinami wymieniając się informacjami i ciekawostkami z dwóch światów.
Jakiś niecały rok temu, siedziała na kanapie w jej rodzinnym domu wpatrując się raz w sufit, a raz w drzwi wejściowe. Ponownie rozmyślała o przeszłości, o Ronie. Byli szczęśliwi razem przez jakiś czas, jednak wszystkie wydarzenia z ostatniego roku zmieniły ją całkowicie. Nie potrafiła już odwzajemnić uczuć, którymi ją darzył.
Nagle do głowy wpadł jej pomysł, jakby jakiś obcy głos wyszeptał jej co ma zrobić - kazał wyjść z domu na spacer. Zrobiła to, chociaż nie wiedziała do końca dlaczego, może po prostu nie miała ochoty siedzieć sama w domu. Ruszyła w stronę dobrze jej znajomego parku, mijała po drodze tak dobrze znane jej domy z czerwonej cegły. Wieczór był chłodny, ale deszcz nie padał. Był przełom listopada i grudnia. Hermiona rozmyślała o tym, że to będą jej kolejne święta bez rodziców. Pogrążona w myślach nie zauważyła kiedy dotarła na koniec ulicy, części miasta, w której nikt już nie mieszkał. Domy stały puste, niezamieszkane. Większość zostało zniszczone podczas Wojny Czarodziejów.
Nagle znieruchomiała, całkiem niedaleko, kilka metrów od niej, koło drzewa, w ciemności zobaczyła pewien kształt. Wyglądał całkiem jak człowiek. Podeszła trochę bliżej, a zaraz po tym rzuciła się do biegu. Kilka sekund później była już przy nim. To był człowiek - mężczyzna mniej więcej w jej wieku.
Leżał pod drzewem i był nieprzytomny, a co więcej bardzo krwawił. Instynkt od razu pokierował ją do działania. Zaklęciem starała się zatamować krwawienie, ale to nie wystarczyło. Rany wyglądały jak po ugryzieniu jakiegoś zwierzęcia. Tylko dlaczego nie chciały się zagoić, dlaczego zaklęcie nie pomagało? Ranny mężczyzna wydawał się znajomy Hermionie, jakby kiedyś już go spotkała. Wiedziała, że pomoże mu tylko kiedy będzie miała przy sobie swoje eliksiry. Niestety teraz tak nie było, musiałaby zabrać go ze sobą do domu. Na wzywanie pomocy nie było czasu. Nie wiedziała też, czy mężczyzna jest czarodziej, czy mugolem. Jeśli mugolem to czarodzieje mogliby odmówić pomocy, jeśli mugolem, zwykli ratownicy nie zjawiliby się w porę by ocalić jego życie, jego stan wydawał się ciężki.
Skończył się czas na dłuższe rozmyślenia, Hermiona teleportowała ich oboje do swojego salonu. Mężczyzna dalej był nieprzytomny. W pokoju mogła lepiej przyjrzeć się jego ranie. Wyglądała jakby został pogryziony przez dzikie zwierzę, ogromnego psa albo...
- Wilkołaka!
Gwałtownie się od niego odsunęła. Musiała działać szybko, jeśli mężczyznę zranił wilkołak, a rana była świeża, to może udałoby się powstrzymać jeszcze zakażenie.
- Myśl Hermiona, myśl.
Wiedziała już doskonale co zrobić. Szybko pobiegła do drugiego pokoju, rzuciła się do stojącego w rogu kufra. Zaczęła przeszukiwać go nerwowo, ale na szczęście udało się jej znaleźć wszystkie potrzebne do wywaru składniki. Miała ich całą kolekcję, z przyzwyczajenia wolała być ubezpieczona na każdą sytuację.
Minęło kilka minut, w końcu odsunęła się od rannego i wzięła głęboki wdech. Opatrzyła mu rany najlepiej jak potrafiła, podała mężczyźnie lek. Więcej nie mogła zrobić. Z daleka zaczęła mu się bardziej przyglądać. Kiedy całe emocje opadły, rozpoznała w mężczyźnie znajomą twarz, chłopaka ze szkoły.
- Blaise Zabini - wyszeptała. - Co ty tu robisz? Co się wydarzyło?
Witaj!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy pierwszy rozdział. Chyba nigdy nie czytałam opowiadania że Blaise i Hermiona mieszkają razem. Ciekawie się zaczyna. Czekam na więcej!
Pozdrawiam,
Leksia
https://dramione-dlug-wdziecznosci.blogspot.com/?m=1
Dziękuję bardzo za komentarz!
UsuńTroszkę nie rozumiem tego rozpoczęcia opowiadania w środku roku szkolnego, ale może tylko się czepiam. Mimo wszystko oddałaś magiczną zimową aurę.
OdpowiedzUsuńCiężko mi było uwierzyć, że Hermiona tak po prostu spytała się co czyta Malfoy. Jak to się stało, że zaczęli mieć ze sobą kontakt i prowadzą taką lekką rozmowę? Nie rozumiem też, dlaczego odpowiadając na pytanie Granger miał taką spiętą reakcję? To nic takiego przecież. Najbardziej zgrzytał mi tytuł książki ,,Zwariowane zaklęcia dla lekko stukniętych magów", zupełnie nie pasuje do powagi i dostojności Hogwartu. Czy naprawdę coś takiego mogłoby się znaleźć w zacnej bibliotece?
Mam nadzieję, że nie uraziły Cię te moje uwagi. Nie chciałam Ci zrobić przykrości, tylko wskazać pewne nieścisłości. (nie czuję, że rymuję)
Czekam na kolejny rozdział i ściskam!
http://precious-fondness.blogspot.com/
Super dzięki za komentarz! Rozumiem każdą z tych uwag. Pozdrawiam!
Usuń