środa, 29 kwietnia 2020

2. Wyprawa

          Harry, Ron i Neville stali przed wielką salą z niecierpliwością wyczekując przyjścia Hermiony. Wszyscy ich znajomi już dawno byli na jeziorze bawiąc się doskonale.
          - Jesteś pewny, że przyjdzie? - zapytał Ron.
          - Tak, mówiła, że spotkamy się tutaj - odpowiedział Neville. - Ron, też mi się spieszy, Luna czeka.
          - Jak się wam układa? - wtrącił się nagle Harry.
          - Chyba dobrze.
          Dla przyjaciół Neville i Luna przez większość czasu byli jak widmo, rzadko można ich było spotkać razem, w ogóle ciężko było ich spotkać po zajęciach, bo oboje gdzieś znikali na całe dnie. Luna należała do Ravenclaw, zajęcia miała razem z uczniami Hufflepuff, mogło to być wyjaśnienie dlaczego popołudniami i wieczorami czas spędzała z Nevillem. Harry uważał, że dobrze im się układa, że nadrabiają stracony czas kiedy tylko mogą, czyli w weekendy i w wolnym czasie. Ron był jednak zdania, że coś ukrywają. Razem z Harrym często dyskutowali na ten temat.
          - O jest! - ucieszył się Ron.
          Harry spojrzał na niego stanowczym wzrokiem, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że jeszcze wrócą do tej rozmowy z Nevillem. Ron w końcu musi zrozumieć, że jedyne co ukrywają to ich rozkwitającą miłość.
          Zza rogu wyszła Hermiona, miała na sobie szary płaszcz zapinany na guziki, bardzo gruby bordowy szal i wełnianą czapkę w tym samym kolorze. Gdy tylko ich zobaczyła, uśmiechnęła się do nich i szybko podbiegła.
          - Przepraszam, jestem. Chodźmy!
          - Gdzie byłaś? - powiedział Ron, ton jego głosu był trochę niepewny.
          - A nieważne - Hermiona wolała, żeby nie zadawał pytań. Nikt nie zna jej tajemnicy. Nikt oprócz niej, Blaise'a i jeszcze jednej osoby. - Lepiej się pospieszmy, musimy wrócić przed zmrokiem.
          - Teraz to się pospieszmy - burknął Ron.
          Hermiona zignorowała go, nie miała ochoty na dyskusje. Chciała w końcu iść na jezioro, założyć łyżwy i wejść na lód. Uwielbiała to uczucie, kiedy na samym początku, chwiejąc się ledwo udawało jej się poruszać do przodu. Uwielbiała to uczucie, bo parę chwil później, jej mięśnie wszystko sobie przypominały i mogła coraz szybciej i coraz pewniej poruszać się po lodowej tafli. Na tak dużym jeziorze mogła wybrać kierunek i gnać w jego stronę bez żadnych zahamowań. Nie mogła się doczekać, kiedy wszystko i wszystkich zostawi za sobą.
          - Nie mów, że taki chłam wpuszczają na jezioro Weasley- usłyszeli za sobą doskonale im znany głos.
          - Jeszcze do kompletu Potter, Jąkała i Granger.
          Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem. Malfoya to jeszcze rozumie, nikt nie nauczył go dobrych manier, chociaż dawno nie słyszała z jego ust takich słów, jednak nadal był tak samo arogancki. Przy obcych osobach zdawał się być całkowicie inny. Blaise natomiast mógłby darować sobie takie teksy, nie brzmiał przekonująco. Odkąd wrócili do szkoły nie poznawała go, zachowywał się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy byli tylko we dwoje.

*

          - Bardzo dużo czytasz.
          - Hmm? - oderwała wzrok od swojej ulubionej książki i spojrzała w jego stronę.
          - Powiedziałem, że dużo czytasz - powiedział ponownie Blaise, na jego twarzy widniał lekki uśmiech.
          Wolnym krokiem ruszył przez taras w stronę huśtawki na której siedziała Hermiona. Było koło południa, słońce mocno świeciło. W tym roku lato było wyjątkowo ciepłe. Hermiona bardzo lubiła spędzać czas na dworze w swoim ogrodzie, napełniało ją to radością.
          Spojrzała na swojego towarzysza i również się uśmiechnęła. Nie mogła pozbyć się myśli, że jeszcze parę lat temu, jakby ktoś jej powiedział jak teraz będzie wyglądać jej życie, to wyśmiałaby go bez zastanowienia. Pomimo tego, że teraz lokatorem jej domu był trochę zadufany w sobie, prostolinijny oraz lekko arogancki chłopak, kiedyś za czasów szkoły należący do Slyterinu, czuła się w tej sytuacji bardzo dobrze.
          - Dla ciebie - podał jej kubek z jej ulubioną, mrożoną, cytrynowo-malinową herbatą.
          - Dzięki.
          Chłopak usiadł zaraz koło niej, dla siebie również przyniósł szklankę, ale z mocniejszym bursztynowym płynem.
          - No co? - powiedział z udawaną powagą, kiedy Hermiona przyglądała się uważnie jak bierze pierwszy łyk whisky ze swojej szklanki.
          - Jest po dwunastej - udawała wielce zdziwioną.
          - Naprawdę? - zapytał bez przekonania.
          Hermiona uśmiechnęła się ponownie, a on widząc tą radość poczuł ciepło w sercu. Z drugiej strony mógł to być zarówno efekt mocnego alkoholu. Zawsze jednak sprawiało mu satysfakcję, kiedy potrafił ją rozbawić. Po prostu uwielbiał kiedy Hermiona się uśmiechała, kiedy z radością opowiadała mu historie albo kiedy śmiała się z żartów, które on opowiadał.
          Dogadywali się całkiem dobrze. Oboje mieli jednak lekkie obawy, ponieważ za niedługo rozpoczynał się rok szkolny, a zarówno on i Hermiona zdecydowali się na ukończenie szkoły. Teraz mieli całkiem dobre relacje, jednak nie zawsze tak było. Początki mieli bardzo ciężkie, ale oboje wzorowo poradzili sobie z trudnościami, które napotkali. Można zaryzykować stwierdzenie, że bawili się całkiem dobrze.
          - Zróbmy coś - powiedział po chwili.
          - Niby co? - Hermiona parsknęła śmiechem. - Ja coś robię - oznajmiła.
          - Tylko czytasz - powiedział. - To żadna zabawa.
          - Zabawa? - Nie mogła uwierzyć własnym uszom. - Pan chce się bawić rozumiem.
          Teraz to Blaise zaśmiał się głośno. Dziwne uczucie owładnęło jej sercem w tamtym momencie. W jej głowie pojawiły się również myśli, które uznała za niestosowne. Z czystym sumieniem i spokojem to jedynie mogła mu się przyglądać, ewentualnie podziwiać szczery uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. Różne myśli przechodziły ją ostatnimi czasy, takie jak w tamtym momencie. Wtedy tylko nie wiedziała do czego one doprowadzą, nie była tego świadoma.
          Nagle chłopak wstał z miejsca i odłożył pustą już szklankę na mały stoliczek, który stał w rogu. Cały ten czas uśmiechał się do niej, po chwili wyciągnął do niej rękę.
          - Nie daj się prosić. - Jednocześnie próbował zachęcić ją ciepłym tonem głosu.
          - Co? Co?
          - Idziemy na wycieczkę - powiedział z jeszcze większym uśmiechem na twarzy.
          Nie mogła protestować, nie udałoby się jej to. Blaise miał w sobie to coś, co nie dałoby jej nigdy spokoju, gdyby się nie zgodziła. To było coś, co doceniała każdego dnia, do jej pustego domu zawitała wbrew pozorom pozytywna osoba, o bardzo specyficznym charakterze. Blaise był bardzo przekonującą osobą, pełną pasji, wszystko przeżywał dwa razy mocniej niż inni, wszystko wyrażał dwa razy bardziej od innych. Potrafił docenić wszystko co ma, z każdego dnia, nawet najzwyklejszego, potrafił wyciągnąć coś dobrego i interesującego. Jego styl bycia był na tyle wyjątkowy, że Hermionie zajęło pewien czas by się przyzwyczaić. Miał niezwykle wyrafinowane poczucie humoru, dla osób niewtajemniczonych mogłoby się wydawać nawet lekko przesadne. Wiele razy Hermiona poczuła się urażona, jednak po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że nie może doszukiwać się we wszystkim osobistych odniesień. Na tyle dużo spędzili ze sobą czasu, że w pewnych już momentach chłopak nie musiał nic mówić, a wszystko co chciał powiedzieć już słyszała w swojej głowie.
          Chwyciła go za rękę, a on bez zastanowienia ją szarpnął. Przez kilka sekund znaleźli się w bardzo małej odległości od siebie. Chłopak cały czas trzymając ją za rękę gwałtownie ruszył z miejsca, jakby nie chciał marnować ani chwili dłużej.
          - Daj mi się tylko przebrać! - krzyczała jednocześnie śmiejąc się, kiedy chłopak ciągnął ją z zniecierpliwieniem przez cały ogródek.
          - Nie trzeba - oznajmił ze spokojem.
          Po paru sekundach nie było już ich w ogrodzie, Blaise teleportował ich oboje.
          Hermiona nie mogła wyrazić słowami tego co teraz czuła, nie była w stanie opisać tego co widziała. Widok był niesamowity! Z uśmiechem na twarzy i odgłosami ,,och" i ,,ach" wydobywającymi się z jej ust, patrzyła na najpiękniejszy wodospad jaki kiedykolwiek widziała. Widok był nie z tej ziemi. Woda z szerokiego na pięć i wysokiego na około osiem metrów wodospadu mieniła się wdzięcznie, a to wszystko dzięki promieniom słońca wpadającymi do lasu między liśćmi drzew. To miejsce było cudowne!
          Podeszła na skraj skały, która dzieliła ją od przepaści. W tym momencie miała dwa wyjścia - wrócić do domu, albo skoczyć w dół. Rzeka płynąca z oddali nie kończyła się wodospadem, woda wpadała do idealnie okrągłego oczka z wodą.
          - Woda na dole ma głębokość około trzech metrów - oznajmił Blaise. - Jednak pod nami znajdują się też rozległe jaskinie. Prąd jest tam dość silny.
          Nie był nawet pewny, czy dziewczyna go usłyszała. Wydawało się, że dla niej teraz już nic nie miało znaczenia. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, dzięki temu on również był szczęśliwy.
          - Hej Blaise!
          W oddali było słychać krzyki. Dla Hermiony cały czar nagle prysnął. Okazało się, że nie są sami w tym magicznym leśnym raju.
          - Chyba sobie żartujesz - powiedziała, po czym bez uśmiechu na twarzy spojrzała mu głęboko w oczy.
          Chłopak nie przestał się uśmiechać, nie przeszła mu też pewność siebie.
          - Będzie dobrze - powiedział.
          - Tak, bo ostatnim razem poszło tak super - odpowiedziała z niedowierzaniem.
          - Mówiłaś, że ci nie przeszkadza. A tamta sytuacja to było tylko jeden raz.
          - Cześć wam - powiedział z lekkim uśmiechem Draco.
          - Cześć - odburknęła Hermiona.
          - Nadal się gniewasz? - zapytał.
          - Tak - odpowiedział za nią Blaise. Na jego twarzy w dalszym ciągu widniał uśmiech.

*

          - Chodźmy - powiedziała Hermiona do swoich przyjaciół.
          Nikt nie zaprotestował, nikt się nie odezwał. Członkowie Slytherinu również nie wyglądali na zainteresowanych dalszymi przyśmiewkami. Odwrócili się i ruszyli w stronę błoni. Chyba wszystkim znudziły się już kłótnie i dyskusje pomiędzy Gryffindorem i Slytherinem. Nikt nie miał na to ochoty, ale i tak zdarzały się jeszcze takie sytuacje.
          Malfoy i jego świta również szli na jezioro, Hermiona mogła się tego spodziewać. Chłopcy byli w tym całkiem dobrzy, zawsze im tego zazdrościła. Miała tylko nadzieję, że nie będą tam długo.
          - Tak, chodźmy - powiedział pospiesznie Ron.
          Pierwszy ruszył w stronę wybrzeża. Bardzo dużo uczniów najstarszych lat szło razem z nimi. Dookoła było słychać tylko śmiechy, rozmowy i krzyki. Nikt nie żałował sobie zabawy po drodze. Uczniowie rzucali śnieżkami w grupki dziewczyn, które mimo protestów i krzyków również wyglądały jakby dobrze się bawiły.
          Słońce świeciło w pełni, na niebie nie było żadnej chmury, jednak wiał chłodny wiatr. Była to idealna pogoda na spędzenie czasu wolnego na świeżym powietrzu. Wszystko wokół zamku było przykryte grubą warstwą śniegu, każde drzewo, krzewy i kamienie na ścieżce wyglądały bardzo znajomo, jakby to wszystko się nie wydarzyło.
          Przyjaciele Hermiony całą drogę rozmawiali między sobą, jednak ona była pogrążona w myślach.
          - Co tam u Ginny? - zapytał Neville.
          - Nie zdecydowała się w tym roku wrócić do szkoły, a mama na całe szczęście jej nie zmuszała.
          - Szkoda, że tylko jej - powiedział Ron. - Ale masz rację Harry, dobrze że sama też się nie zmuszała - dodał pospiesznie.
          Ginny nie potrafiła sobie poradzić ze śmiercią brata. Bardzo to przeżywała, wyglądało na to, że równie mocno jak George. Harry cały ten czas starał się być przy niej. Większość decyzji, które podejmował były z myślą o niej. Powrót do szkoły też nie był tylko dla niego. Harry postanowił jak najszybciej ją ukończyć, zdobyć najlepszą pracę, która w tych czasach zapewni im wszystko czego potrzebują. Wtedy i tylko wtedy ze spokojem spojrzy na wszystko.
          Każdy ma w swoim życiu jakiś cel. Złe czasy wpłynęły na wszystkich jednak teraz można dostrzec już pewne zmiany. Pewne rany nigdy się nie zagoją, ale zawsze pozostaje nadzieja, że pozwolą na w miarę wystarczająco szczęśliwe życie.
          - Mieszkasz teraz u Rona? - kontynuował Neville.
          - Państwo Weasley byli bardzo gościnni dla mnie, jednak przez wakacje postanowiłem odnowić dom, który zostawili mi Dursleyowie.
          - No co ty Harry, mama nie mogła cie zostawić samego - powiedział Ron.
          Harry był bardzo wdzięczny za wszystko co dla niego zrobili. Miał gdzie mieszkać oraz mógł być blisko osoby, na której mu najbardziej zależało. Jednak nie chciał sprawiać więcej problemów. Razem z jego najlepszym przyjacielem zajęli się remontem jego domu. Zajęło im to dobre kilka miesięcy, prace zaczęli z końcem marca i potrwały prawie do końca sierpnia. Nie wszystko w domu było zniszczone, jednak musieli wiele rzeczy naprawić. Wiele udało się wykonać za pomocą magii - prawie wszystko. Jednak Harry większość chciał zrobić jak trzeba, w sposób, który znał. Bardzo go to cieszyło. Z Ronem nie mieli wiele spraw na głowie, Harry w pewnym sensie starał się odwrócić jego uwagę od spraw sercowych, on też czasami tego potrzebował. Bardzo kochał Ginny, jednak dziewczyna zmieniła się całkowicie. Prawie nic ją nie cieszyło, nie mogła się niczym zająć i na niczym skupić, prócz malowaniu. Od ponad roku nie robiła nic innego, potrafiła spędzić godziny sama zamknięta na strychu w domu Weasleyów i tylko malować farbami obrazy. W pewnym stopniu Harry cieszył się, że jego ukochana znalazła sobie tą jedną rzecz, która potrafiła ją choć trochę uspokoić. Ale mieli też ciężkie chwile. Jednego miesiąca Harry miał ogromne wątpliwości, czy uda im się wytrwać, sprawy zaszły tak daleko, że Harry zamieszkał na jakiś czas u Hermiony. Wtedy zapadła również decyzja o odbudowie domu w Little Whinging. Gdy sprawy trochę się uspokoiły Harry postanowił, że odbuduje dom, jednak przeprowadzą się tam z Ginny dopiero gdy on ukończy szkołę.
          - Razem z Ronem odbudowaliśmy mój dom, musisz nas kiedyś odwiedzić z Luną, Ginny na pewno bardzo się ucieszy - powiedział do Neville'a.
          - Jasne Harry, z pewnością wpadniemy.
          - Ehh, chłopaki - powiedział Ron, który nagle zatrzymał się w miejscu. Ron wskazał na jezioro, z daleka widać było już grupkę uczniów pędzących na swoich łyżwach po jeziorze. - Czy wy potraficie jeździć, no wiecie, po lodzie.
          - Nie.
          - Nie.
          - Tak.
          Cała trójka spojrzała na Hermionę, która z uśmiechem wpatrywała się w rówieśników na jeziorze. Po chwili zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i uniosła ku górze głowę. Czuła jak promienie słońca padają na jej twarz oraz jak chłodny wiatr kołysze jej blond włosy.
          - Jeździłaś już? - zapytał zaskoczony Ron, miał nadzieję, że dla wszystkich dzisiaj ich wyprawa będzie wyzwaniem.
          - Zdarzyło się - odpowiedziała, oczy cały czas miała zamknięte. Wspomnienia zalały jej myśli. Były to przyjemne i radosne wspomnienia. - Zeszłej zimy.

4 komentarze:

  1. Witaj!
    Super rozdział, podoba mi się ten pomysł z mieszkaniem Blaise'a i Hermiony. Czekam na więcej.
    Buziaki :*
    Leksia
    https://dramione-dlug-wdziecznosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa perspektywa :D Zupełnie inna od większości przedstawianych w opowiadaniach :P
    Ściskam,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!